[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Widziałem raz mężczyznę z nożem... odchodził na pustynię...
- Nie potrafię ci pomóc. Sam jestem tam gościem. Wiem tylko tyle, co mówi mi
dziadek; że miasto zamieszkują umarli. Cokolwiek tam widziałeś, zapomnij. To nie twój
świat. Ty jeszcze nie umarłeś.
*
*
*
Czy to rozsądnie wierzyć umarłym na słowo? Czy sam akt śmierci oczyścił ich ze
zdolności czynienia wszelkiego rodzaju zła tak, że granice przekroczyli jako święci? Cleve
nie potrafił uwierzyć w coś aż tak naiwnego. Znacznie bardziej prawdopodobne, że przeszli
przez wrota śmierci ze wszystkimi swymi talentami, tymi dobrymi i tymi złymi, i czynią z nich
użytek jak potrafią. Toteż w raju szewcy nadal będą pracować, prawda? Głupio byłoby
sądzić, że po śmierci zapomną, jak robić buty.
Więc być może Edgar Tait kłamał, mówiąc o mieście. Być może Billy nie dowiedział
się o nim wszystkiego? Co z głosami na wietrze? Co z mężczyzna. który rzucił nóż na ziemię
wręcz usłaną narzędziami mordu, a później poszedł Bóg wie gdzie? Co to był za rytuał?
Teraz - kiedy zapasy strachu już się wyczerpały i nie pozostał mu nawet fragment
nieskażonej rzeczywistości, którego można byłoby się trzymać - Cleve nie widział powodu,
by nie udać się do miasta dobrowolnie. Cóż mogło tam być takiego, na tych pełnych pyłu
uliczkach, czego potworność przewyższałaby to, co widział na dolnej pryczy i co przydarzyło
się Lowellowi i Naylerowi. Przy tych okropieństwach miasto wydawało się rajem. Jego puste
uliczki i place wręcz promieniowały spokojem i Cleve miał wrażenie, że tam wszystko się
skończyło, że gniew i rozpacz minęły że wnętrza (łazienka z prysznicem, z którego leciała
woda, wypełniona po brzegi filiżanka) widziały najgorsze i pragnęły już tylko trwać
niezmiennie przez tysiąclecia. Kiedy nadeszła noc, a wraz z nią sen, i znów trafił do miasta,
wszedł w nie nie jak żołnierz na terytorium wroga, lecz jak gość pragnący odprężyć się przez
chwilę w miejscu, które zna zbyt dobrze, by się zgubić, lecz nie aż tak dobrze, by się nim
znudzić.
Było tak, jakby - po raz pierwszy nie wyczuwając strachu - miasto się dlań otworzyło.
Idąc po ulicach, jak zwykle na okrwawionych stopach, Cleve odkrył, że drzwi są szeroko
otwarte, że zasłony na oknach zostały odsunięte. Nie odrzucił tego zaproszenia, lecz zaczął
dokładniej oglądać domy i mieszkania. Im bliżej się im przyglądał, tym jaśniej widział, że nie
były takimi oazami spokoju, jak mu się wydawało na początku. W każdym po kolei odkrywał
oznaki gwałtu, który dopiero co miał tam miejsce. Czasami było to tylko przewrócone krzesło
lub ślad na podłodze tam, gdzie obcas buta poślizgnął się w kałuży krwi, gdzie indziej ślady
ukazywały się znacznie bardziej dobitnie. Zakrwawiony młotek leżał wśród rozłożonych na
stole gazet. Odkrył pokój, w którym zerwano podłogę; obok dziury leżały podejrzanie
błyszczące paczki zapakowane w czarną folię. W innym stało roztrzaskane lustro, a gdzieś
jeszcze, koło kominka, w którym ciągle płonął ogień, leżała sztuczna szczęka.
Wnętrza te były sceną morderstwa. Ofiary znikły - być może mają swoje miasto,
pełne pomordowanych dzieci i pozabijanych przyjaciół — zostawiając miejsca zamarłe w
czasie, takie, jakimi były w tej pierwszej, szalonej chwili po dokonaniu zbrodni. Cleve szedł
ulicami - turysta doskonały - i oglądał kolejne sceny, rekonstruując w myślach godziny, które
poprzedzały to, co widział teraz sztuczne i zamarłe w czasie. Tutaj zginęło dziecko; jego łó-
żeczko leżało przewrócone. Tutaj ktoś zabił kogoś we śnie;
poduszka była zakrwawiona, a na dywanie dostrzegł siekierę. Czy więc było to miasto
przeklętych? Czy mordercy musieli spędzać jakąś część wieczności (a być może całą
wieczność) w pokoju, w którym dokonali morderstwa?
Mieszkańców nie dostrzegł, choć logika wskazywała, że muszą być gdzieś blisko.
Czyżby dano im zdolność niewidzialności, by mogli się uchronić przed oczami wścibskich,
śniących turystów, takich jak on? Czy też płynący w tym „nigdzie" czas zmienił ich tak, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl