[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Leżymy obok siebie w łóżku, obejmuje mnie lewą ręką, włosy na jego piersi lekko łaskoczą
mnie w policzek. Jest mi ciepło i bezpiecznie. Rano śpiewa w łazience, wychodzi ogolony,
*
William Gerhardie, pisarz angielski, znany przed drugą wojną prozaik i eseista.
ma piękne, czyste skronie, blizny na podbródku, niebieskie plamki pod skórą na kolanie,
gdzie jako dziecko zapuścił sobie atrament, bo chciał mieć tatuaż. Aatwo się śmieje, woli się
bawić, niż pracować. W zabawach jest ambitny, w pracy nie. Dużo czyta, wie o świecie i
ludziach z lektur, każdy jest dla niego podobny do postaci z jakiejś powieści. Czy to jest
Krzysztof? Czy taki jak teraz, daleki i milczący? Czy uświadomię sobie, jak mało go w istocie
znałam, jeśli jutro okaże się, że coś ukrywa? Jeśli zaskoczy mnie nieoczekiwanym
postępkiem? Bohaterskim lub podłym? Nie, podłym nie. Do podłości nie jest zdolny na
pewno. Ale Jadzia też do jednego nie była zdolna: do odebrania sobie życia. Ludzie nie są
tacy, jak się wydają. W każdym razie, jacy się mnie wydają. Aatwo się mylę. O czym
Krzysztof teraz myśli?
Wracaliśmy pieszo. Krzysztof nigdy nie brał samochodu, jeśli miał pić wódkę czy wino.
Teraz już będziemy mogli brać wóz. Ja łatwo wyrzekam się alkoholu i będę mogła odwozić
go do domu. Jeżeli dom pozostanie domem.
 Krzysiu, następnym razem pojedziemy w gości maluchem.
Nie odwrócił do mnie głowy, nie zapytał dlaczego. Wydłużył krok. Dopiero po dłuższej
chwili powiedział:
 Ja lubię chodzić pieszo, kiedy jestem objedzony  ciągle patrzał wprost przed siebie.
 Ty zresztą też dawniej byłaś dobrym piechurem.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Rano znowu obudziłam się z uciskiem w sercu. W głowie kłębiły się te same myśli. Co się
działo wokół mnie? Dlaczego wszyscy się zmienili, nikt nie jest taki sam jak dawniej?
Jadwiga nie żyje, Krzysztof zachowuje się jak daleki znajomy. Ja stoję przed płótnem i nie
mogę malować.
Wzdrygnęłam się na dzwięk dzwonka u drzwi. Krzysztofa już chyba nie ma. Przez ostatnie
dni wychodził z domu bardzo wcześnie. Nie pytałam dokąd, wolałam nie narażać się na
wykrętną odpowiedz. Schodząc na dół po stromych schodach myślałam jeszcze z rozpaczą i
zdumieniem, że w moim życiu zaszło coś nieodwracalnego, że wszystko przyjęło zły obrót,
ma złe zakończenie: przyjazń, małżeństwo, twórczość.
Nie spytałam, kto tam, i kiedy na progu ujrzałam Lutka, zalała mnie fala współczucia.
Wyglądał starzej o dobre dziesięć lat, był blady, miał pomiętą twarz, jakby go wyprano i
nieporadnie wyprasowano zostawiając mnóstwo zmarszczek. Oczy miał mocno podpuchnięte.
Jakże mi go było żal, że płacze samotnie w opustoszałym mieszkaniu  mieszkanie bez Jadzi
było na pewno bardziej opustoszałe niż bez kogokolwiek innego.
 Dzień dobry  zacinał się lekko.  Czy mogę wejść? Przepraszam, że tak wcześnie i
bez telefonu.
 Ależ, Lutek, nic by mnie nie mogło bardziej  zawahałam się, jakiego słowa użyć 
pocieszyć. Chodz, proszę.
Wieszając płaszcz mówił:
 Nic nie chcę, tylko posiedzieć trochę z tobą. Nawet nie rozmawiać. %7łeby to było we
dwójkę z moimi myślami, a nie sam na sam. Rozumiesz?
Usiadł przy stole, ale jakoś dziwnie, na samym brzeżku krzesła, jakby miał zaraz się
zerwać.
 Kawy? Herbaty? Nie wiem, czy ci o tej porze można proponować drinka?
 Wypiłbym nawet kieliszek, bo mi zimno  miał żałosny wzrok zbitego psa  ale się
boję. Faszeruję się środkami na sen.
 Lutek, czy ty nie masz grypy? Przecież cały się trzęsiesz.
 To ze zdenerwowania. Nie jestem chory. Nie mogę być. Bo kto by koło mnie chodził?
 przypuszczał, zdaje się, że to brzmi żartobliwie.
 Zanim się ożeniłeś z Jadwigą, też bywałeś chory.
 To co innego  potrząsnął głową,  Byłem człowiekiem żyjącym samotnie, cząstką
świata. A teraz bez niej jestem sam na świecie  znowu wstrząsnął nim dreszcz, ale
spróbował się do, mnie uśmiechnąć. Zapiekły mnie oczy pod powiekami:
Wyciągnęłam z barku Remy Martin, mój ulubiony koniak, rezerwę na złe momenty, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl