[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rany, Frannie, ale nie możesz aż tak zaskakiwać faceta.
Omal nie dostałem zawału.
Nie miał złudzeń, że zachował się jak idiota, ale nie
potrafił teraz myśleć o niej jak o młodszej siostrze.
ROZDZIAA CZWARTY
Myśląc o tym logicznie i rozkładając pocałunek na
czynniki pierwsze, gdyby zechciał sklasyfikować tę scenę
wedle stopnia skali filmowej, byłaby to scena dozwolona co
najwyżej od lat trzynastu. Tylko dlaczego trzy miesiące
pózniej Drew nadal nie mógł o nim zapomnieć?
%7łałosne. Leżał rozwalony na kanapie w swoim salonie i
próbował odgadnąć, co było nie tak. Trzy miesiące to za
długo, by szaleć z powodu jednego zwyczajnego pocałunku. A
przecież nie potrafił już traktować Frannie jak rozpieszczonej
młodszej siostry, nie umiał też patrzeć Rickowi prosto w oczy.
Na szczęście Rick był zbyt zakochany, by to zauważyć.
Cholera. Nie potrafił nawet myśleć o Frannie bez... jedzenia.
Musiał jeść. Kawał krwistego mięsa powinien ukoić jego
zgryzoty. Jeszcze nie narodziła się kobieta, która mogłaby
jego zdaniem zrównać się z amerykańskim burgerem i torebką
chipsów, tłustych i ostrych.
Podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. Wyjął z
lodówki mielone mięso i uklepał je, wkładając w to większą
siłę, niż trzeba było.
Nazajutrz Frannie miała zacząć pracę w jego firmie.
Spojrzał na hamburgera i zdał sobie sprawę, że chyba
przesadził trochę z solą.
- Cholera.
Pewnie postawi na głowie wszystko, na co tak ciężko
pracował. Już postawiła, sądząc po jego zachowaniu.
- Nie pozwolę na to - mruknął, hojnie dodając czosnku. -
Zajmie się sadzeniem roślinek, i to wszystko. Będzie musiała
zrealizować program - pouczał siebie, rzucając mięso na
rozgrzaną patelnię. - Z samego rana ustalę proste zasady, aby
nie było problemów z porozumieniem.
Na samą myśl o Frannie pochylającej się z sadzonką,
Drew poczuł, jak oblewa go pot.
- Boże - westchnął ciężko. - Między młotem a kowadłem.
Co to za wybór?
Pozwolić Frannie, by polowała na męża w godzinach
pracy, czy zakazać do siedemnastej, bo potem nie będzie miał
już jej na oku? Zirytowany przygładził włosy. Rany!
Pisk alarmu przywołał go do rzeczywistości - kolacja się
przypalała. Przeklinając pod nosem, zdjął hamburgera z
patelni i wyłączył gaz. O ósmej grali w kinie film, który chciał
obejrzeć.
- Ciekawe, czy Frannie go widziała? - zastanawiał się,
maczając bułkę w tłuszczu. A co tam, pokroił cebulę i
podsmażył. Zawał gotowy, ale zawsze lubił żyć
niebezpiecznie.
Postanowił zadzwonić do Frannie.
- Więc o czym jest ten film? - zapytała Frannie, wsiadając
do samochodu.
- Awanturniczo - przygodowy. Lubisz takie, prawda?
- Ale tylko kiedy się dobrze kończą. Nikt nie zginie? -
pytała podejrzliwie.
- To z Sylwestrem Stallone. On nigdy nie umiera -
zapewnił ją z przekonaniem. - Może niezle oberwać, ale nie
umiera. To twardziel.
- Ze Stallone? Daj spokój. On nie ma górnej wargi -
narzekała Frannie.
- Twój problem Frannie polega na tym, że nigdy nie jesteś
zadowolona. Facet ma forsy jak lodu, nogi jak pnie, bicepsy
jak goryl i pierś, za jaką dałby się zabić Hun Atylla, a ty
czepiasz się jego górnej wargi? - pytał poirytowany, - W życiu
nie znajdziesz męża.
Frannie naburmuszyła się.
- Na pewno nie wyjdę za żadnego drewnianego Atyllę.
Zwłaszcza z wadami rozwojowymi. Kto by chciał iść do łóżka
z facetem bez warg? Nie zniosłabym tego.
Drew niemal odruchowo zerknął w lusterko i sprawdził
swoje odbicie. Górna warga była na miejscu, dzięki Bogu. Ale
czemu się przejmował, do licha. Przecież nie miał zamiaru się
z nią żenić.
- Zapomnijmy o Sylwestrze - powiedział przez zaciśnięte
zęby. - On jest dla mnie. Gra też Sandra Bullock. Ona jest dla
ciebie.
- Mówisz, że to jej ma się trafić bezwargi?
Z gardła Drew wydobył się chrapliwy bulgot. Frannie
roześmiała się lekko i poklepała go po udzie.
- Tylko żartuję. Strasznie łatwo wyprowadzić cię z
równowagi. Jeśli Sylwester Stallone poprosi mnie o rękę, to,
słowo, że się zgodzę.
Czując jej rękę na udzie, dosłownie zesztywniał. Niech to.
Miał tylko nadzieję, że nie zauważyła jego reakcji.
- Nic z tego, kotku. Stallone ma już żonę, i to z rodu
Kennedych.
- Mylisz się, to Schwarzenegger - poklepała go po udzie.
Poczuł gorąco przepływające niczym prąd.
- Wszystko jedno. Jest zajęty.
- W porządku. Dam mu spokój, nie będę rozbijała
rodziny. Rany Julek, Drew, co się z tobą dzieje? - zapytała,
patrząc na niego ze zdziwieniem.
Wysiadła, a on bez słowa wziął ją pod ramię i poprowadził
do wejścia.
- Jest ślisko. Padało wcześniej - powiedział, widząc jej
zdumione spojrzenie - a na parkingu pełno oleju z
samochodów. Nie chcę, żebyś się przewróciła.
- Aha. - Usiłowała sobie przypomnieć choćby jeden
[ Pobierz całość w formacie PDF ]