[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się uśmiechał, a nasze ramiona tworzyły krąg w nieruchomej
wodzie.
Zostaliśmy nad wodą aż do zmierzchu. wiczyłam
wstrzymywanie oddechu i nurkowanie aż do momentu, w
którym przestałam się wynurzać, gdy zakryła mnie woda.
Caleb nauczył mnie, jak przebierać nogami i przesuwać się
naprzód, kopiąc stopami pod wodą. Pokazał mi, jak się
dryfuje. Czułam końce jego palców na plecach i wypełniałam
brzuch powietrzem. Zamknęłam oczy i udawałam, że moje
blade nogi nie są całkiem wyeksponowane, a mokry sweter
nie opina się na moim ciele.
Kiedy wracaliśmy przez las, niebo zmieniało się z
purpurowego w szare, a suche igły łamały się pod naszymi
stopami. Owinęłam się ręcznikiem, ale i tak nie mogłam
przestać się trząść. Caleb zdjął bluzę i podał mi ją,
wywinąwszy uprzednio rękawy, żebym miała dłonie na
wierzchu.
- Skończyłam książkę. Czytałam całą noc - powiedziałam,
gdy owinęłam się grubą miękką tkaniną. Była jeszcze trochę
rozgrzana jego ciepłem i od razu poczułam się lepiej. - Miałeś
rację. To nie ta historia, której mnie uczono.
- Tak myślałem, że za drugim razem będzie lepiej. -
Woda spływała mu z dredów na plecy i wiła się wśród mięśni
rzezbiących ramiona.
- Zastanawiałam się... - zaczęłam - skąd wiesz tyle o
świecie poza obozami pracy? Skąd się tu wziąłeś? Skąd wiesz,
dokąd iść? Opowiedz mi.
Caleb zaczekał, aż go dogonię. Szliśmy wąską ścieżką i
nurkowaliśmy pod nisko zwieszającymi się gałęziami. Szedł
przede mną i unosił gałęzie, żebym mogła się pod nimi
prześlizgnąć, a potem znów mnie wyprzedzał, żeby za chwilę
zrobić to samo.
- Te tygodnie po śmierci Ashera były dziwne - zaczął, nie
spuszczając z oczu ścieżki. - Leif odmawiał pracy i przez
większość czasu przebywał za karę w odosobnieniu. Wszyscy
inni bali się zrobić cokolwiek, co mogłoby rozwścieczyć
strażników. Jedyne, co wolno nam było robić w obozach
pracy, to słuchać radia. Chłopcy leżeli więc na swoich
pryczach i słuchali z czarnych metalowych odbiorników
programów nadawanych z Miasta Piasku.
- Też czasem słuchałam w szkole tych stacji - wtrąciłam i
wycisnęłam wodę z włosów. Raz w miesiącu zasiadałyśmy w
audytorium i słuchałyśmy o wydarzeniach w Mieście. Król
opowiadał o gigantycznych drapaczach chmur albo nowych
szkołach powstających w obrębie murów. Miasto powstawało
na pustyni - budować coś z niczego", jak mówił - i miało być
otoczone murami tak wysokimi, żeby wszyscy czuli się
bezpiecznie. Nie lękali się buntowników, chorób, innych
niebezpieczeństw. Wtedy jego słowa dawały mi poczucie
bezpieczeństwa.
- Król mówił tak dostojnie, tak emocjonująco.
Caleb kopnął kamyk bosą stopą.
- Pamiętam ten głos. Zapamiętam go na zawsze. - Rzucił
kamień między gałęzie, a twarz mu spochmurniała.
Poczerwieniał. - Nigdy nie mówił o sierotach, które pracowały
w Mieście. O siedmioletnich chłopcach, którzy przez
czternaście godzin dziennie w czterdziestostopniowym upale
rozbierali budynki. O tych przygniecionych przez walące się
ściany albo tych, którzy spadali z wieżowców. O
dziewczynach, których używano jako klaczy zarodowych.
Mówił tak, jakby Nowa Ameryka była miejscem dla
wszystkich, jakby wszystkich nas brał pod uwagę, ale to
nieprawda. Budował ten świat na barkach sierot. Jedyne
miejsce dla nas było pod jego butem.
Kiedy szliśmy, łapałam w dłonie rosnące przy ścieżce
długie zdzbła trawy.
- Kto wychowuje dzieci? Mieszkańcy Miasta?
- Mieszkańcy Miasta siedzą teraz w nowych domach
wzniesionych nad kanałami, które wybudowali czternastoletni
chłopcy, i wychowują dzieci, które urodziły osiemnastoletnie
dziewczyny. A może zjeżdżają na nartach po wewnętrznych
stokach albo posilają się w restauracjach, w których sieroty
pracują za darmo. To obrzydliwe. - Skrzywił się.
- W jaki sposób uciekłeś? - zapytałam ponownie.
Myślałam o koszmarze obozu pracy, o Asherze porzuconym w
lesie z unieruchomionymi nogami i o małych chłopcach,
takich jak Silas, noszących na plecach ciężkie kamienie.
- To się stało pewnego wieczoru po wysłuchaniu
szczególnie rozsierdzającego przemówienia o nowym pałacu
królewskim - zaczął Caleb po tym, jak podał mi rękę, gdy
przechodziłam nad głazem. - Nie mogłem zasnąć. Patrzyłem
na puste prycze Ashera i Leifa. Strażnicy znalezli w lesie
dwuletniego chłopca. Dopiero co został sierotą i płakał.
Sieroty nie były efektem jedynie zarazy - Caleb przerwał
opowieść, żeby mi to wyjaśnić. - Warunki życia były tak
trudne, a świat był pogrążony w takim chaosie, że wiele dzieci
straciło rodziców nawet po ustąpieniu wirusa. Byłem tak
zobojętniały, że przez dwie godziny słuchałem jego płaczu.
Gang zastrzelił jego matkę. Miałem to gdzieś. Byłem pusty.
Nie mogło mnie to dotknąć, bo nie było we mnie wrażliwego
miejsca. Byłem tak... - Caleb zatrzymał się i odwrócił do
mnie. Odchrząknął i ostrożnie dobierał słowa: - Byłem tak
bezduszny. Do dziś mi za to wstyd. - Nie mogłam sobie go
wyobrazić tak zimnego, po tym jak tulił głowę łani i głaskał ją
po miękkiej szyi, dopóki nie umarła.
Chwycił się gałęzi i przesuwał palcami po nierównej
korze.
- Zacząłem myśleć o tym i doszedłem do wniosku, że nie
mogę tak dłużej żyć. To nie było życie. Byłem przerażony i
zdesperowany. Trzymałem w rękach radio, włączałem je,
bawiłem się nim. - Wypuścił powietrze z płuc. Przestał
poruszać palcami. - Nagle usłyszałem głos. Wygadywał jakieś
bzdury.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]