[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z fotografią i listami zginął koło Cottbus.
Kto mi napisze dobre zakończenie? Bo to, co się zaczęło od kota i myszy,
dręczy mnie dzisiaj widokiem nurów na stawach zarośniętych trzciną. Chociaż
unikam przyrody, filmy oświatowe ukazują mi te zwinne ptaki wodne. Albo też
kronika filmowa podchwytuje jako aktualność tygodnia próby podniesienia
zatopionych na Renie berlinek, podwodne prace w porcie hamburskim; bunkry koło
stoczni Howaldta mają być wysadzone w powietrze, miny rozbrojone. Mężczyzni
w błyszczących, lekko wgniecionych hełmach schodzą na dół, wracają na górę,
ramiona wyciągają się ku nim, odśrubowuje im się i podnosi hełmy: ale nigdy Wielki
Mahlke nie zapala sobie papierosa na migotliwym płótnie ekranu; zawsze palą inni.
Kiedy do miasta przyjeżdża cyrk, zarabia na mnie. Znam prawie wszystkie,
rozmawiałem z tym i z owym klownem prywatnie za wozem mieszkalnym; ale ci
128
panowie bywają często w złych humorach i nic nie wiedzą o jakimś koledze Mahlke.
Czy muszę jeszcze dodawać, że w pazdzierniku tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątego dziewiątego roku pojechałem do Regensburga na spotkanie tych
pozostałych przy życiu, którzy, tak jak ty, zdobyli Krzyż Rycerski? Nie wpuszczono
mnie na salę. Grała tam orkiestra Bundeswehry czy też miała przerwę. Przez
porucznika, który dowodził oddziałem porządkowym, kazałem podczas przerwy
zawezwać ciebie z podium dla orkiestry:
- Kapral Mahlke proszony do drzwi wejściowych!
Ale ty nie chciałeś się wynurzyć.
129
Á
130
[ Pobierz całość w formacie PDF ]