[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydzielały odór, który uczeń miał nadzieję jak najszybciej zapomnieć.
Na brzegu rzeki posłużył się Mocą, żeby zwabić do siebie jedno z wodnych zwierząt o
płaskim grzbiecie. Wcześniej zauważył, że na grzbietach takich zwierząt pływają Felucjanie. Bestie
były co najwyżej półinteligentne, ale miały potężne łapy, dzięki którym potrafiły osiągać w wodzie
dużą prędkość. Starkiller przytrzymał się jedną ręką pancerza przywołanego zwierzęcia, wskoczył
na jego wygięte cielsko i popłynął w stronę miasta. Od czasu do czasu zwalniał, żeby porazić
błyskawicą Sithów pilnujących brzegów rzeki felucjańskich strażników, którzy starali mu się
przeszkodzić w dotarciu do miasta.
- Wystarczy - powiedział wreszcie do częściowo zanurzonego pływaka, kiedy dotarli blisko
granic miasta. Zwierzę skierowało się do brzegu, a uczeń zeskoczył z jego grzbietu na ląd w pobliżu
stożkowatego kamienia, wystającego pionowo z gleby między galaretowatymi drzewami i
przewyższającego go o jakieś pół metra. Chwycił za kamień, żeby utrzymać równowagę, ale ze
zdumieniem poczuł pod palcami ciepłą powierzchnię. Przyjrzał się uważniej i stwierdził, że to
wcale nie kamień.
Zaintrygowany, zapalił klingę świetlnego miecza i odciął górną część dziwnego stożka.
Zcięty wierzchołek spadł na brzeg, a uczeń zobaczył w przeciętym miejscu tkankę i materiał
organiczny. To na pewno kość, pomyślał. Czyjś ząb?
Nagle grunt pod jego stopami zadrżał. Uczeń złapał pozostałą część stożka, żeby nie upaść.
Usłyszał napływające od strony miasta okrzyki przerażonych Felucjan.
W głowie krążyły mu dziwne myśli, aleje zignorował.
Ruszył do miasta, wymachując klingą świetlnego miecza. Siekał krzaki i rośliny, niszcząc
to, co znalazło się w jego zasięgu. Felucjanie usiłowali go powstrzymać, ale uczeń ciskał w nich
ogromnymi pniami i odpierał ataki. Spójrzcie, co potrafię, dawał im do zrozumienia. Jeżeli nie
zostawicie mnie w spokoju, to samo zrobię z waszymi domostwami.
Felucjanie chyba zrozumieli, co chce im przekazać, bo na granicy miasta nie czekał na niego
komitet powitalny. Miasto zajmowało mniej więcej owalny teren o średnicy od jednego do dwóch
kilometrów, a w wielu miejscach w mieście rosły inne ogromne zęby. Wzdłuż granicy osady biegła
fosa, wypełniona kwaśną cieczą i martwą roślinnością. Na obu brzegach fosy rosły gęsto ogromne
grzyby, które mogły powstrzymać drapieżne zwierzęta czy szkodniki, ale nie kogoś w rodzaju
ucznia Dartha Vadera. Starkiller przeskoczył nad rowem z kwaśną cieczą i nad gąszczem grzybów,
a kiedy lądował na drugim brzegu, odciął górną część drugiego zęba.
Tym razem także poczuł wstrząs, a wzdłuż granicy miasta grunt zafalował, jakby coś
poruszało się pod powierzchnią. Kilka wężowato wygiętych długich rur, które w pierwszej chwili
wziął za korzenie, niespokojnie przemieściło się tam i z powrotem.
Nieliczni Felucjanie, którzy jeszcze pozostali na ulicach, czmychnęli do dżungli.
- Czy to ty kazałaś im uciec, Shaak Ti? - wykrzyknął Starkiller. Wyczuwał, że mistrzyni
Jedi znajduje się blisko. Jej obecność płonęła w Mocy jaskrawym blaskiem, ale widział ją jak
płomień latami przez szczeliny w zamkniętej okiennicy.
Jego okrzyk obudził echo w opustoszałych ulicach miasta. Odpowiedziały mu tylko ryki
udomowionych zwierząt, przywiązanych sznurami do smukłych trzonków wysokich grzybów.
Uczeń przeskoczył nad granicznym murem i trzymając świetlny miecz w pozycji obronnej, ruszył
ulicą. Widział otwarte, okrągłe otwory okien i drzwi, które jakby zapraszały go do środka. Wnętrza
domów były oświetlone rzucającymi słaby, błękitny blask bioluminescencyjnymi porostami, ale
uczeń wolał nie sprawdzać, co może go tam czekać. Mógł tam znalezć stosy kredytów albo
egzotyczne przyprawy, ale nie po to przylatywał na Felucję.
- Shaak Ti! - krzyknął, omiatając spojrzeniem obie strony ulicy. Idąc w kierunku
mieszczącego się pośrodku miasta placu, mijał następne ogromne zęby. Zauważył, że są mniejsze i
czyściejsze niż te, które widział poprzednio, nie tak bardzo porośnięte pleśnią i pasożytującymi
grzybami. Niewątpliwie pełniły rolę płotów chroniących domy i ogrody. Uczeń zauważył jednak ze
zdziwieniem, że to domy dobudowano do istniejących płotów, a nie odwrotnie. Miałoby to sens
tylko wówczas, gdyby zęby należały do gigantycznego stworzenia, które kryło się pod
powierzchnią gruntu. Bo dlaczego niektóre zęby były wygięte niemal poziomo, tak, że mogły
przeszkadzać przechodzącym obok mieszkańcom albo nawet ich zranić?
Uczeń zyskał potwierdzenie swojego przypuszczenia, kiedy w końcu skręcił za ostatni róg i
znalazł się na głównym placu.
Dopiero wówczas zobaczył Shaak Ti. Mistrzyni Jedi siedziała na biegnących centrycznie
dziąsłach jamy gębowej ogromnego sarlacca. Nie dotykały jej ani ogromne macki, ani ostre kły.
Togrutanka miała skrzyżowane nogi i zamknięte oczy. Pogrążona w głębokiej medytacji, nawet nie
spojrzała na ucznia, który szedł w jej stronę. Jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z jego
obecności.
Starkiller ani na sekundę w to nie uwierzył. Nagłym ruchem oderwał jakiś grzyb od skóry
sarlacca i cisnął nim w jej głowę.
Shaak Ti, nie zmieniając wyrazu twarzy, odepchnęła grzyb na bok energią Mocy.
- Zmierdzisz tym tchórzem, Vaderem - powiedziała. Jednym płynnym ruchem wyprostowała
nogi i wstała. Podobne do rogów, prążkowane montrale okalały jej czerwonoskórą twarz niczym
fantazyjne nakrycie głowy. Owalne białe plamy wokół oczu sprawiały wrażenie, jakby mistrzyni
Jedi była lekko zdziwiona, ale uczeń się nie łudził, że udało mu się ją zaskoczyć. Shaak Ti była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]