[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzaju malutkiego pensjonaciku, wynajmowała pokoje wyłącznie wybranym oso-
bom i Michał zaliczał się do ich grona. Paryż okazywał się tańszy niż Kanada
i można było w nim poegzystować.
Uzyskany w Polsce adres był prawdziwy. Urzędująca na parterze eleganckiej
kamienicy konsjerżka, czyli cieciowa, potwierdziła fakt zamieszkiwania na trze-
cim piętrze pana Capusty, zarazem jednak uprzejmie zakomunikowała, że pan Ca-
pusta wyjechał do Rouen. Teresa i Michał bez namysłu pojechali do Rouen trochę
niespokojni, co tam znajdą.
Znalezli nader wytworną willę na przedmieściu. Stała jak byk, niewątpliwie
zamieszkana i użytkowana, o czym świadczyły otwarte okna i dobrze odżywiony
kot, na dzwonki jednakże nikt nie odpowiadał. Kot wygrzewający się na słońcu
okazywał im całkowitą obojętność. Dość długo oglądali przez sztachety wypielę-
gnowany trawnik.
190
Musimy chyba przyjść tu jeszcze raz trochę pózniej rzekł w końcu nie-
pewnie Michał. A tymczasem możemy obejrzeć katedrę. Widziała pani tutejszą
katedrę? To gotyk.
Może i gotyk, ale ja bym coś zjadła odparła ponuro Teresa. Jakiś
obiad albo co. Głodna jestem. Gdzie tu można coś zjeść?
Wszędzie. Zjemy obiad, a potem obejrzymy katedrę. A potem wrócimy.
Zjedli obiad i ruszyli na zwiedzanie zabytków. Uszczęśliwiony ukochanymi
widokami Michał zapomniał niemal, po co tu przybyli, okazał się przewodnikiem
równie znakomitym, jak męczącym i podążająca za nim Teresa wśród doznań
artystycznych zapewne wyzionęłaby ducha, gdyby nie to, że napatoczyła mu się
wystawa antykwariatu. Odruchowo zwolnił kroku, rzucił okiem i wrósł w ziemię.
Teresa złapała oddech.
Co pan tam zobaczył? spytała z lekką irytacją. Ja już mam trochę
dosyć tego zwiedzania. Nóg nie czuję.
To nasze powiedział ochryple Michał wpatrzony w piękną, dużą, srebrną
cukiernicę.
Co nasze?
Ta cukiernica. Nasza.
Jak to nasza? Nasza prywatna? Ze studni?
Nie, z rabunku, Stanisław August kazał sobie zrobić taki skromny komplet,
widzi pani litery? Diabli to wzięli już w czasie pierwszej wojny światowej, mało
znane. Wiedziałem, że to tu jest, ale nie wiedziałem, że wystawili na sprzedaż.
Nasze, bez gadania!
Będziemy to odbierać?
Nie, nie możemy. Przedawniona sprawa. Ale moglibyśmy odkupić.
Teresa doznała takiej ulgi na myśl, że nie czeka jej ani włamanie do sklepu,
ani bezpośrednia walka z właścicielem, że zgodziła się nawet wejść do środka
i spytać o cenę. Wewnątrz Michał stracił nieco panowanie nad sobą.
Ten barokowy kandelabr to z Wilanowa, widzi pani? syczał straszliwym
szeptem, z całej siły ściskając ją za łokieć. Ukradli go nam dwieście lat temu.
A tu reszta zastawy, widzi pani? Ludwika XVI nie będę się czepiał, to ta porcelana
191
na lewo, widzi pani? Ale tamto wszystko powinno być u nas, widzi pani, od ilu
lat ponosimy same straty?!
Teresa usiłowała wydrzeć mu łokieć.
Niech mnie pan puści, do licha, przecież nie ucieknę! Kraść nie będę, wy-
kluczone! Może pan spytać, ile to kosztuje. . .
Michał puścił jej łokieć i spytał o cenę cukiernicy. Była nawet przystępna,
jedenaście tysięcy franków. Teresa przeliczyła sobie na dolary, zbladła i sta-
nowczym krokiem opuściła sklep. Na ulicy musiała zaczekać, bo Michał został
w środku rozpłomieniony i przejęty. Pojawił się dopiero po dłuższej chwili. Znów
chwycił Teresę za łokieć i wielkimi krokami ruszył przed siebie.
Czy pani wie, czego ja się dowiedziałem?! Czy pani wie, kto mieszka w tej
willi Capusty?! Ten właściciel! Tego sklepu właściciel, ten antykwariusz! On się
nazywa Tourelle, August Tourelle, ja go znam, to znaczy ja go nie znam, ale sły-
szałem o nim. Mieszka w willi Capusty, to jest jedna szajka, możliwe, że Capusta
dla niego kradnie! On musi coś wiedzieć, będzie w domu o siódmej, on skupuje
nasze rzeczy!
Teresa wolną ręką uchwyciła się mijanej latarni i zastopowała rozpędzonego
Michała.
W takim razie po jakiego diabła tak lecimy?! Jest dopiero piąta! Ja już nie
mogę, ja chcę usiąść!
Co? A, rzeczywiście. . . No dobrze, możemy na razie gdzieś usiąść. . .
O siódmej wieczorem pan Tourelle był obecny w domu i przyjął nieoczekiwa-
nych gości bardzo uprzejmie, co Teresę niezmiernie zdziwiło, bo składanie wizyt
bez zaproszenia stanowiło dla niej czyn gorszący i niedopuszczalny. O Johnie Ca-
puście niewiele potrafił powiedzieć, aczkolwiek znajomości z nim nie mógł się
wyprzeć, zważywszy, iż mieszkał w jego willi. Wyznał nawet, że owszem, pan
Capusta był tu wczoraj, ale już odjechał z powrotem do Paryża, a gdzie można by
go znalezć na przykład jutro, tego nie wie. Pan Capusta prowadzi bardzo ruchliwy
tryb życia. Niewymownie mu przykro, że nie może nic pomóc.
Wątpliwe jest, czy wizyta dałaby jakiekolwiek rezultaty, gdyby nie pomoc
przedmiotów martwych. Wnętrze willi stanowiło muzeum, o jakim Michał zaled-
192
wie śmiał marzyć. Od pierwszej chwili roziskrzonym wzrokiem bezbłędnie wyło-
wił wszystko, co zrabowano z Polski od pierwszej wojny światowej, a co zdobiło
ściany i gabloty apartamentu, i teraz nagle nie wytrzymał. Przerwał uprzejme ubo-
lewania pana Tourelle i zakomunikował mu znienacka, iż nabywa on przedmioty
kradzione. Nabywa je z całą pewnością od Johna Capusty i on, Michał, wie o tym
doskonale. Dziwi się niezwykłej lekkomyślności pana Tourelle a, który te przed-
mioty pokazuje nawet publicznie.
Panu Tourelle owi najpierw na moment odjęło mowę, potem zaś z oburzeniem
odrzucił insynuację. Od tej chwili Teresa w konwersacji przestała brać udział, nikt
bowiem nie miał czasu czegokolwiek jej tłumaczyć. Michał z zimną krwią wska-
zał palcem osiemnastowieczną wazę, która opuściła kraj niezbyt dawno i drogą
daleką od urzędowej. Pan Tourelle nieco sczerwieniał. Zbrojny w swoją nietypo-
wą wiedzę Michał ruszył w obchód po zbiorach, kolejno wytykając dzieła wątpli-
wego pochodzenia. Pan Tourelle wyzbył się uprzejmości i jął prezentować coraz
żywsze emocje, wykrzykując coś o przedawnieniu, Michał nieco chaotycznie od-
powiadał fragmentami przepisów dotyczących zwrotu zrabowanych dzieł sztuki.
Pan Tourelle z furią chwycił srebrny kubek, bezsprzecznie należący do Zygmun-
ta Augusta, zjadliwie dopytując się, czy i to również ma uważać za kradzione.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]