[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przed domem.
Aggie zaśmiała się.
Całowaliście się w samochodzie? Brawo dla ciebie. Najwyższa pora,
żebyś zaczęła znów używać życia. Pamiętasz, jak ty, Kevin, ja i Steve poje-
chaliśmy...
Nie w samochodzie powiedziała strapiona Mary, nie słysząc
ostatniego zdania. Na parkingu. W biały dzień, na oczach wszystkich
wracających z pracy. Ludzie trąbili, jakiś facet nawet zagwizdał.
Zmarszczyła brwi. I wiesz co? Słyszałam to wszystko, byłam świado-
ma tego, co słyszę, wiedziałam, że to my byliśmy powodem tego zamie-
szania, a mimo to nie miałam zamiaru przestać. Bruce przerwał pierwszy.
Zmiech Aggie złagodniał.
Nic nie szkodzi, Mary. Nie ma nic złego w zapomnieniu o świe-
cie przy pocałunku. Dalej uważam, że to najwyższa pora.
Między innymi to mnie martwi, A co, jeśli zachowałam się tak
tylko dlatego, że był pierwszym mężczyzną, który mnie tak naprawdę po-
całował od śmierci Kevina? Może zachowałabym się tak wobec kogokol-
wiek innego? Może jestem wygłodniałą trzydziestoletnią kobietą, która
łapie pierwszego faceta, jaki się nawinie?
Aggie zastanowiła się przez chwilę, patrząc na Mary z głową prze-
chyloną na jedną stronę. Potem wzruszyła ramionami.
Nie wiem. Może postaraj się postawić w sytuacji, która ci to wyja-
śni. Umów się z kimś innym na randkę, ośmiel go, żeby cię pocałował i
zobacz, co się stanie.
Mary pomyślała o tym i wzruszyła ramionami.
To nie jest dobry pomysł. Nawet sama myśl o pocałowaniu które-
goś z mężczyzn, z którymi umawiałam się na randki w ciągu tych czterech
lat jest mi niemiła.
Rozumiem. A co czujesz, myśląc o całowaniu tego twojego
S
R
Ogiera?
Mary westchnęła i przeczesała palcami włosy.
Chyba nie musisz pytać.
Więc chyba masz już odpowiedz, koleżanko.
Tak zgodziła się Mary. Chyba tak. Wstała. Dzięki,
Ag. Wiedziałam, że rozmowa z tobą mi pomoże.
Aggie też się podniosła i wzięła Mary pod rękę, odprowadzając ją
do drzwi.
Przyprowadz go kiedyś do nas. Steve oniemieje, gdy mu , powiem o
twoim Ogierze.
Mary zaśmiała się.
Do licha, nie nazywaj go moim Ogierem. Wcale nim nie jest!
Aggie uścisnęła ją.
Czyżby? spytała, ale Mary nie odpowiedziała. Popatrzyła tylko na
przyjaciółkę nieobecnymi oczami, po czym od wróciła się i pobiegła do stacji
metra.
Dochodząc do domu, zadrżała, przeczuwając, jak wspaniale będzie odna-
lezć Bruce'a i odpowiedzieć sobie na wiele dręczących ją pytań. Teraz jednak
zastanawiała się, kiedy go znowu zobaczy?
Ogier poszedł spać o czwartej nad ranem, ciągle rozmyślając nad dziwny-
mi słowami Mary o kobietach, którym rzekomo miał towarzyszyć. Obudził się,
słysząc jej głos, i przyciągnął do siebie poduszkę, uświadamiając sobie, że mu się
śniła. Zamknął oczy przed szarym światłem zalewającym pokój.
Szarym? Nie złotym? Każdego ranka, od przyjazdu do Vancouver, miał
ciepłą i słoneczną pogodę. Wsłuchał się w świst wiatru i pukanie kropli o
parapet.
Otworzył oczy. Padało. Przez otwarte okno wleciał podmuch chłodne-
go, wilgotnego powietrza; poczuł zapach soli. Usiadł. No tak, na wybrzeżu też
padało, ale to było pierwszy raz, od czasu kiedy przyjechał. Nie miał zamiaru
S
R
stracić takiej okazji; jeśli ma dzwonić do domu i opowiadać im o pogodzie tutaj,
to powinien poznać ją z różnych stron. Poza tym ludzie z Manitoba spodziewali
się wielu opowiadań o deszczowym wybrzeżu. Jak dotąd nikt mu nie wierzył, że
mieszkając dwa tygodnie na wybrzeżu, nie widział jeszcze ani jednej kropli
spadającej z nieba.
Bruce!
Przekrzywił głowę i wsłuchał się w odgłosy deszczu.
Bruce!
Mary! To był jej głos. Więc to nie śniło mu się. Wypadł z sypialni, prze-
biegł przez salon, rozsunął drzwi i gwałtownie się zatrzymał. Był zupełnie
nagi.
Chwycił poduszkę, zasłonił się nią i wyszedł na balkon. Spojrzał do góry;
Mary wychylała się przez poręcz z mokrymi włosami przyklejonymi do twarzy.
Wiatr targał koronki wokół jej szyi, a deszcz przyklejał je do jej ślicznych piersi.
Cała jej nocna koszula była mokra, przyklejona do ciała i niemal przezroczysta.
Kilka razy otworzył i zamknął usta, zanim mógł coś powiedzieć.
Co się stało?
Cześć! powiedziała. Przepraszam, że cię budzę, ale potrzebuję
pomocy.
Co się stało? powtórzył. Z przerażeniem stwierdził, że skrzeczy jak
stary kruk i jakoś dziwnie ograniczyło mu się słownictwo. Stał i gapił się jak
dwunastolatek z obsesją seksualną. Widział już przecież mokre kobiety! Ale ile
z nich wyglądało tak, jak mokra Mary DeLaney" zabrzmiało ciche pytanie w
jego wnętrzu?
Zatrzasnęłam się. Drzwi się zacięły i chyba zaraz zamarznę. Zadzwoń,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]