[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pózno. Może wrócimy do cioci, a potem razem wybierzemy się gdzieś na
kolację?
Wolałby, rzecz jasna, kolację we dwoje, ale zatrzymał to dla siebie.
Pokorny, bądz pokorny, powtarzał sobie w milczeniu. Albo zamęczy ją i
pokona swoją pokorą, albo sam się tym zadręczy.
- Jasne.
Ruszyli zatem na dół. Spędzili w muzeum większą część dnia. Matt
dość dobrze opanował w tym czasie plan budynku. Poprowadził do
wyjścia.
Był mężczyzną, który nie pyta o drogę, ale też nigdy nie musiał tego
robić. Posiadał zadziwiającą orientację w terenie.
Tyle rozmaitych rzeczy wyróżniało go spośród innych. Czasami,
mimo postanowienia, by trzymać się od niego z daleka, Rose chciała o
tym zapomnieć i po prostu być z nim. Być w pełnym znaczeniu tego sło-
wa. W ten sposób zniweczyłaby swoją ciężką pracę, ale coraz trudniej
przychodziło jej trwać przy swoim planie. Zwłaszcza że niczego tak nie
pragnęła, jak znalezć się w jego ramionach. Niestety, Matt zdaje się
uwierzył w końcu, że ona tego nie chce. Każdego dnia odwiedzali inne,
nowe miejsce, a on zachowywał się jak skończony dżentelmen. I odkąd
zemdlała przed katedrą, przestrzegał pilnie zasady pierwszej i drugiej.
Tak minął tydzień. Matt przez cały ten czas zachowywał się
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
nienagannie. Nie próbował nawet robić niczego wbrew jej woli. Może
faktycznie przyjechał zwiedzać, pomyślała w końcu Rose. Może przestał
się nią interesować.
Ta myśl bolała jednak mimo wszystko. Powinno być jej z nią lepiej,
a było coraz gorzej.
Czuła się, jakby ktoś wypruł z niej wnętrzności.
Tak samo jak wtedy, gdy zebrała się na odwagę i okłamała go,
mówiąc, że nie jest już zainteresowana ich związkiem i że najlepiej
będzie, jak przestaną się widywać.
Może teraz po prostu przyszło jej za to płacić.
A może to jakaś wyrafinowana szarada, przez którą Matt chce jej
pokazać, jak się czuje człowiek porzucony.
Może powinna wziąć w cugle swoją wyobraznię i w ogóle przestać
zawracać sobie tym głowę.
Wyszli na zewnątrz. Rose zdawało się, że wstąpiła do pieca,
rozpalonego, wilgotnego pieca.
- Nic się nie ochłodziło - mruknęła, kiedy drzwi zamknęły się za
nimi z cichym westchnieniem. Matt spojrzał na nią zmartwiony.
- Chcesz znowu zemdleć?
- Chcę? Tamto było kompletnie nie zaplanowane - zapewniła go. -
Wolałabym o tym nie mówić.
Ruszyli przed siebie ulicą. Minęło ich kilka taksówek, ale wszystkie
były albo zajęte, albo zjeżdżały do domu.
- Dlaczego?
Zastanawiała się, czy Matt idzie wolniej, ponieważ jest zmęczony,
czy robi to dla niej. Gdyby nie dziecko, które pozbawiło ją siły, zmysł
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
rywalizacji kazałby jej przyspieszyć.
- Ponieważ nie mam ochoty do tego wracać i myśleć o sobie jak o
jednej z tych mdłych panienek, które tracą zmysły.
Spojrzał na nią rozbawiony.
- Nie jesteś mdłą panienką. Masz żelazną wolę. Twoja ciotka
opowiadała o kimś, komu nadano przydomek %7łelazny Motyl. Coś mi się
zdaje, że do ciebie też znakomicie by pasował.
Przez sekundę wertowała w pamięci opowieści ciotki.
- To był przydomek Loretty Young. To nazwisko nic mu nie
mówiło.
- Kto to jest?
Tak samo spytała, słysząc je po raz pierwszy z ust ciotki. A potem
spędziła dwie godziny, oglądając na wideo  Córkę farmera".
- To była wielka aktorka, prawdziwa gwiazda,w czasach, kiedy
moja ciotka zaczynała karierę. Ciotka wybrała się wtedy do Hollywood.
Dostała tam rolę w telewizyjnym show Loretty Young. Matt potrząsnął
głową z podziwem.
- Twoja ciotka widziała kawał świata.
- Tak, to prawda. - Walczyła z pokusą wzięcia go pod ramię,
przecież byłoby to takie naturalne. - Cieszę się, że ją polubiłeś.
- Bardziej lubię jej bratanicę.
Cholera. Wypsnęło mu się. Złajał się w myśli. Miał nadzieję, że ta
uwaga nie przesunęła go na wyjściową pozycję. Beth obiecywała mu, że
Rose podda się, jeśli tylko będzie uległy. Liczył na to, że wiekowa dama
wie, co mówi.
- Wybacz moją niewyparzoną gębę.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Rose uśmiechnęła się do niego ciepło. Komplement rozgrzał ją jak
dobre wino, które lubiła sączyć przy specjalnych okazjach.
- Nie szkodzi, ja...
Nie miała szansy dokończyć. Przeszli przez jezdnię i mijali właśnie
aleję. Wciąż rozglądali się za taksówką. Raptem ktoś chwycił ją od tyłu i
wciągnął do cienia.
- Dawaj forsę, a twojej pani nic się nie stanie - rzucił mężczyzna w
stronę Matta.
Rose zamarła, wytrzeszczała tylko oczy. W jednej i tej samej chwili
poczuła strach i zapach wody kolońskiej nieznajomego. Spojrzała w
oczy Matta. W ułamku sekundy zapłonęły furią, gwałtowną jak tornado,
które okresowo nawiedzało Teksas.
Widziała, że Matt przymierza się do czegoś heroicznie głupiego.
Gdyby został ranny w jej obronie, chybaby tego nie przeżyła.
- Masz. - Wciąż nie widziała mężczyzny, który ją zaatakował, czuła
tylko ten zapach. Wykręciła rękę i wyciągnęła torebkę. - Wez to i zostaw
nas.
Ręka w czarnym rękawie swetra wyrwała torebkę z jej dłoni. Potem
mężczyzna odepchnął ją, dużo delikatniej niż się spodziewała.
Obróciła się szybko, ale i tak nie zobaczyła twarzy złodzieja.
Zakrywała ją czarna czapka narciarka.
Kątem oka spostrzegła za to, że Matt szykuje się do ataku.
- Stój, Matt! - zawołała. - Proszę, to tylko pieniądze.
- To twoje pieniądze - warknął i rzucił się na mężczyznę.
Złodziej natychmiast zakręcił się na pięcie, rzucił torebkę na ziemię
i już go nie było.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Matt puścił się za nim, ale mężczyzna okazał się szybszy. Mknął
niczym olimpijczyk i bardzo szybko zostawił Matta daleko w tyle. Dalszy
pościg nie miał sensu.
Zażenowany, że nie złapał złodzieja, Matt przeklął soczyście i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl