[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mały Billy tu nie zostaje.
Tragarze zarechotali, spoglądając na Jackie i Williama, który górował nad nią dobrych
kilka cali i był sporo cięższy. Nikomu nie kojarzył się z „małym Billym". William kiwnął
głową robotnikom.
- Odsapnijcie sobie.
Nie puszczając ramienia Jackie, pociągnął ją w dół ulicy. Drogę przeciął im kłąb
wędrujących chwastów. William bez słowa zawiódł ją do jednego z barów Eternity. W środku
stało kilka połamanych krzeseł, parę zakurzonych stolików. Zdecydowanie podprowadził
Jackie do jedynego krzesła, które miało wszystkie cztery nogi, i usadził ją na nim.
-
Teraz posłuchaj...
Poderwała się natychmiast jak diabełek z pudełka.
-
Nie próbuj mi nic tłumaczyć! To wszystko jedna wielka pomyłka. Teraz masz
wynieść się ze swoimi rzeczami z mojego domu...- Zawahała się.- A jeśli ten budynek jest
twoją własnością ja się wyniosę.
Po tych słowach serce ścisnęło jej się z żalu. Wynajęła pierwsze dwie kondygnacje na
dziewięćdziesiąt dziewięć lat. Planowała wydzierżawianie co roku kolejnej, aż do przejęcia
całego hotelu. Kiedy zagadnęła Jacka Montgomery’ego o możliwość najmu postawił warunki,
którym nie mogła sprostać więc zapytała ile liczy za pojedynczą kondygnację. Starając się nie
pokazać rozbawienia podzielił koszta na pięć równych części. Jackie poprosiła o rabat za
natychmiastowe wynajęcie parteru i pierwszego piętra. Dzięki dziesięcioprocentowej zniżce
stać ją było na te dwie kondygnacje. Po pół roku dostała następne piętro z dwunasto i
30
półprocentową zniżką. Wieczysta dzierżawa sprawiła że poczuła się na tyle bezpieczna by
wydać wszystkie pieniądze na zagospodarowanie się a teraz będzie musiała opuścić swój
śliczny domek.
- Zaraz zacznę wyprowadzkę.
- Co się z tobą dzieje? - William zastawił sobą drogę do drzwi. - Można by pomyśleć,
że chcę cię uwieść. Chyba ustaliliśmy, że będziemy prowadzić wspólny interes. Czy między
nami zaszło coś więcej? Coś, o czym nie wiem?
31
Jackie z powrotem opadła na krzesło, modląc się, żeby ten dzień już się skończył.
William, oczywiście, miał rację. Zachowała się jak przygłup. Wszystko, co działo się między
nimi, stanowiło wyłącznie twór jej wyobraźni. Przez cała tamtą noc wiedział, z kim ma do
czynienia, wiedział, że jest na tyle stara, aby mogła być jego... no, starszą siostrą. Wiedział, że
była jego opiekunką.
Znaczyło to, że wszystko, absolutnie wszystko, co czuła, było tylko jej wymysłem.
Pocałował ją ale po co się oszukiwać - nie była to pieszczota, od której krew zapłonęłaby w
żyłach. No cóż, może wtedy tamten pocałunek był cudowny, ale z perspektywy czasu pojęła,
że to tylko przyjacielski całus. A ich rozmowa? Ona też była normalna. Jeśli nie chciał
dopuścić do tego, by usnęła, nie mógł zanudzać ją pytaniami o nauczycielkę z drugiej
podstawowej.
- Dlaczego mi się tak przypatrujesz? - zapytał.
Przypatrywała mu się i myślała, że z mieszkania pod wspólnym dachem w tym
odizolowanym, wymarłym miasteczku nic nie wyniknie. Przyjemnie byłoby pomyśleć, że
miejskie plotkary wyobrażą sobie Bóg wie co, ale prawdę mówiąc, potraktują ją i Williama
jak nauczycielkę i ucznia, nie dopatrzą się żadnego skandalu. Na pewno tak samo potraktuje
to i William Jackie była jego mentorką, jego bohaterką nauczycielką. Pokazała mu, jak się
łapie owady, jak huśtać się na linie, nauczyła zatrzymywać oddech przez całą minutę. Tak, bez
wątpienia, z Williamem nie będzie żadnych problemów.
Problemem była sama Jackie. Przez całe życie nie zdoła spojrzeć na tego wspaniałego
młodego mężczyznę, nie myśląc równocześnie, że jest chłopcem a ona w porównaniu z nim
starą kobietą. Kiedy mocno się czuło swoje osiemnaście lat, trudno się rozstać z tym
wrażeniem. Dopiero spojrzawszy w lustro i widząc postarzałą twarz, przezywa się szok. Już
nigdy żaden mężczyzna nie powie: „Kiedy się budzisz, wyglądasz jak smarkula." Nie będzie
wyglądała jak smarkula, nawet po godzinie ślęczenia przed lustrem i nakładaniu tapety. Och,
wyglądała dobrze, wiedziała o tym ale nie jak osiemnastoletnia dziewczyna i już nigdy nie
będzie tak wyglądała.
- Sądzę, że będzie lepiej, jeśli zostaniesz w Chandler-odezwała się swoim najbardziej
dorosłym tonem. - Tak będzie lepiej, bo.. Po prostu będzie lepiej i już.
Starała się, jak mogła, zachować obojętność w głosie. Jeśli pożądasz mężczyzny
dziesięć lat młodszego, którym opiekowałaś się w kołysce, to czy popełniasz kazirodztwo? -
zastanowiła się.
-Żeby rozkręcić interes, musimy spędzić razem dużo czasu. Byłoby śmieszne, gdybym
codziennie zapychał czterdzieści mil tam i z powrotem do Chandler. A co będzie, jeśli
zechcemy przedyskutować coś wieczorem?
- Jest telefon.
- A jeśli będziesz potrzebowała pomocy przy samolotach?
- Jak do tej pory, całkiem znośnie dawałam sobie radę bez ciebie. Wydaje mi się, że
nadal to potrafię.
- A jeśli nagle ja będę miał jakiś problem?
- Zaczekasz do rana. Wiesz, tak jak czeka się do rana z otwarciem prezentów
choinkowych.
Odszedł parę kroków, postawił stopę na pręcie nisko otaczającym bar, łokieć wsparł na
ladzie, głowę złożył na dłoni. Teraz potrzeba mu tylko szklaneczki whisky, sześciostrzałowca
u boku i będzie wyglądał jak rewolwerowiec, pomyślała Jackie. Wyrzuć go. Stanowczo wyrzuć
go z Eternity, odsuń jak najdalej od siebie.
Po chwili odwrócił się do niej. Skupiona twarz przypominała jej poważnego
chłopczyka z dawnych lat.
- Nie.
Powiedział to i wyciągnął rękę, jakby chciał dopomóc jej się podnieść. Nie czuła się
32
jeszcze tak stara, żeby potrzebowała pomocy przy wstawaniu z krzesła.
- Co ma znaczyć to „nie"?
- Znaczy tyle, że zamieszkam w Eternity na tak długo, jak mi spodoba.
Zdecydowałem.
- Zde... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl