[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wywodu nie można nic zarzucić.
- Być może nie przegrałeś, kolego, ale z tym piwem
będziesz musiał trochę poczekać. Pojedziesz na obserwa-
cję do szpitala.
- O rany! - wymamrotał płaczliwym tonem Smitty. -
Czy to konieczne, Danny?
- Owszem. Wysyłamy cię do szpitala i nie chcę sły-
szeć żadnych protestów.
Pacjent kiwnął potulnie głową.
- Będzie, jak chcesz, Doc - wyszeptał z rezygnacją.
- Jak twój ból głowy? - spytała Danny, gdy byli o
dziesięć minut od Dingo Creek. Tego dnia prowadzili na
zmianę, chcąc nadrobić opóźnienie spowodowane wypa-
dkiem Smitty'ego.
- Trochę lepiej. - Sebastian wyprostował się i kilka-
krotnie przesunął dłonią po włosach. - Marzę o gorącym
prysznicu.
To się da zorganizować.
- A czy można przyzwyczaić się do tego kurzu?
- Trzeba go traktować z pogodną rezygnacją. Czy je-
dziemy prosto do pubu?
- Co najpierw: prysznic czy piwo?
- Oczywiście, że piwo! Tutaj zawsze stawiamy je na
pierwszym miejscu.
- I słusznie. - Uniósł głowę i spojrzał na przepiękne,
pomarańczowoczerwone niebo. - Będzie piękna noc.
Przeżyłem dzięki tobie czarujące dwa dni. Bardzo ci
dziękuję.
- Czy myślisz, że udział w tej wyprawie dostarczył ci
nowego materiału do twojej pracy?
- Oczywiście. Jeszcze nie wiem, jak wkomponuję w
nią przygodę, którą przeżyłem ubiegłego wieczoru, ale z
pewnością to zrobię.
Danny wysiliła umysł, usiłując odgadnąć, co Seba-
stian ma na myśli, i nagle poczerwieniała, przypo-
mniawszy sobie ich wczorajszy pocałunek.
- Ach, tak - mruknęła. - To było... interesujące. Może
trochę skomplikować nasze dalsze stosunki, ale chyba
jakoś sobie z tym poradzimy.
- Nie jestem tego pewien. - Ponownie przecesał pal-
cami włosy i wyjrzał przez okno. Danny zacisnęła dłonie
na kierownicy. Nie miała pojęcia, jak ma rozumieć jego
uwagę. Czyżby żałował, że doszło do tego pocałunku?
Czyżby chciał o nim zapomnieć? Jego zachowanie w
ciągu dnia wcale na to nie wskazywało, ale może prze-
myślał całą sprawę podczas jazdy i chciał teraz ochłodzić
ich wzajemne stosunki.
Lubiła jasne sytuacje, więc nabrała głęboko powietrza
i postanowiła wyjaśnić wszystkie wątpliwości.
- Co to miało znaczyć? - spytała.
Sebastian spojrzał na nią i raz jeszcze przesunął dłonią
po włosach.
- To, że nie wiem, jak sobie z tym poradzimy.
- To znaczy z czym?
- Z tym, co do ciebie czuję. Nie umiem nad tym za-
panować, ale nie mam pojęcia, co będzie dalej. W przy-
szłym tygodniu wracam do Anglii. Muszę dokończyć
pracę, przyjmować chorych i... uporać się z kilkoma pro-
blemami.
Danny wiedziała, że Sebastian ma rację, ale czuła lek-
ki żal o to, że wyraził swe wątpliwości w sposób tak
jednoznaczny.
- Oboje mamy pewne zobowiązania, Dannyello. Nie
tylko wobec naszych pacjentów i naszej pracy, lecz rów-
nież wobec siebie samych. Owszem, czuję coś do ciebie,
ale zważywszy na okoliczności, będzie chyba najlepiej,
jeśli zostawimy wszystko tak jak jest.
- A jak jest? - spytała cicho. - Czuję się tak, jak-
bym... sama nie wiem.,, jakbym znalazła się w jakiejś
próżni. Dobrze mi się z tobą pracuje, a twoje zawodowe
umiejętności budzą mój szacunek, ale jeśli chodzi o
sprawy osobiste, to...
- To co? - ponaglił ją Sebastian.
Zwolniła, bo pojawiły się już pierwsze zabudowania
Dingo Creek.
- Czy swędzi cię głowa? - spytała nagle.
- Tak, chyba nie jest przyzwyczajona do takiego ku-
rzu.
Zatrzymała samochód obok jakiegoś zbudowanego z
cegły domku.
- Co to jest?
- Mój dom. Wysiadaj.
- Przecież mieliśmy jechać do pubu.
- Zrobimy to, ale trochę później. - Chwyciła go za
rękę i pociągnęła za sobą. Potem nacisnęła klamkę i we-
szła do środka.
- Nie zamykasz drzwi?
- A po co? Przecież jedynymi stałymi mieszkańcami
Dingo Creek są Maisy i jej pomocnica. Ale wiedz, że
zamykam bardzo starannie mój gabinet. Szczególnie
szafki z lekami.
- To dobrze - mruknął, wysłuchawszy tych wyjaśnień.
- Dannyello, co ty robisz? - spytał, widząc, że ciągnie go
w kierunku łazienki.
- Usiądź na krawędzi wanny - poleciła, zapalając
lampę.
- Nie rozumiem, po co...
- Cicho - mruknęła, popychając go lekko.
Gdy tylko usiadł, podeszła bliżej i przycisnęła jego
głowę do swej piersi. Poczuł na włosach dotyk jej pal-
ców. Zamknął oczy i objął ją w pasie, by nie stracić
równowagi i nie wpaść do wanny. Potem zaczął powoli
przesuwać dłonie w kierunku jej pleców.
- Mac, nie ruszaj się.
- Hm...
- Powiedziałam, żebyś się nie ruszał.
- Dlaczego?
Odsunął jej dłonie i popatrzył głęboko w oczy, a ona
dostrzegła w jego spojrzeniu płomień pożądania.
- Jesteś niezwykle atrakcyjną kobietą, Danny - rzekł
stłumionym głosem.
Wyciągnął rękę, chcąc pogłaskać ją po głowie, ale
Danny mocno chwyciła go za przegub.
- Dziękuję ci, że to mówisz, ale... wolałabym, żebyś
nie dotykał moich włosów.
- Dlaczego?
- Dlatego, że masz wszy.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Co takiego? - zawołał, zrywając się z miejsca.
- Wszy - odparła ze śmiechem Danny.
Podszedł do lustra i zaczął przeczesywać palcami włosy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]