[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- OK, nie mówiłaś, ale czyżbyś nie miała o mnie fatalnej opinii?
- Prawda, miałam, ale uległa ona... pewnej modyfikacji, kiedy tu
przyjechałeś. %7łe też chciało ci się tłuc taki kawał drogi... To ci daje
kilka punktów. Z drugiej jednak strony wciąż traktujesz ludzi jak
pionki na szachownicy.
- Ja?
- Dobrze wiesz, że to prawda.
- Panno Wharton...
- Panno Wharton?
66
R S
- Myślałem, że tak pani się nazywa?
- Czemu nie po prostu Evie?
- Nie otrzymałem pozwolenia.
- Oczywiście, przecież Mark o to prosił.
- On dostał zgodę, ja nie.
- Poza tym zaczęłam mówić ci po imieniu bez zbędnych
ceregieli, więc...
- Kobiecie wolno.
Roześmiała się.
- Czy to możliwe, żeby w dzisiejszych czasach facet był aż tak
staroświecki? - Wbrew swojej woli pomyślała, że jest w tym coś
czarującego. - Proszę mówić do mnie Evie. I jeszcze jedno. Możecie
zostać tu jakiś czas, ale musicie być przygotowani, że poproszę nagle,
abyście wyjechali. Spodziewam się kogoś.
- Andrew?
- Tak, aczkolwiek nie jest to twoja sprawa.
- A kiedy przyjeżdża?
- Tego nie jestem pewna, więc kiedy dowiem się, że jest w
drodze, będziecie musieli wyjechać. Czeka mnie z nim poważna
rozmowa.
- Pewnie chodzi o tamten wieczór.
- Między innymi.
- Ale przecież wtedy wszystko mu wyjaśniłaś...
- No cóż, to nie takie proste.
- Dzwonił jeszcze potem do ciebie?
67
R S
- Ja dzwoniłam, jak zwykle. Justin nie skomentował tych słów.
- Jesteś w nim zakochana?
- To nie twoja sprawa.
- Oczywiście, ale skoro już cię spytałem, to chyba możesz mi
odpowiedzieć. Wtedy tak łatwo go spławiłaś... Może po prostu nie
jesteś pewna swych uczuć? Pogubiłaś się w tym związku?
Evie ze zdziwieniem zauważyła, że rozmowa z Justinem jest
znacznie ciekawsza niż z Andrew. Justin zawsze mówi szczerze i
klarownie, dąży prosto do celu, nie bawi się w niepotrzebne uniki czy
wynikające z tak zwanego dobrego wychowania niedopowiedzenia.
- Wydaje mi się, że jestem zakochana w Andrew.
Justin zwrócił uwagę na owo  wydaje mi się", jednak nie
skomentował tego.
- Chcesz, żebyśmy jutro wyjechali?
- Tego nie powiedziałam.
- Ale przecież kiedy mnie tu zastanie, pomyśli, że bawisz się z
nim w ciuciubabkę. Jasne, wiem, że powiesz mu prawdę, tylko czy ci
uwierzy?
- Naturalnie, ufamy sobie. Poza tym na pewno wcześniej
zadzwoni.
- A jeśli jednak przyjedzie bez zapowiedzi?
- To zupełnie nie w jego stylu. Wszystko najpierw planuje. Jest
solidny i niezawodny.
- Czy to nie jest trochę nudne?
68
R S
Evie spojrzała na niego z niedowierzaniem. Tych samych słów
użyła w rozmowie z Debrą.
- Nie będę rozmawiać z tobą o Andrew.
- Hm... To poważna decyzja - powiedział Justin z namysłem.
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Evie uświadomiła sobie, że
wcześniejsze wrażenie jej nie myliło: potrafił być czarujący.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem twoich umiejętności. To
ścielenie łóżek, gotowanie... Mama musiała niezle nad tobą
popracować. - Gdy w jednej chwili zesztywniał, dodała
zdezorientowana: - Hej, co się stało? To był komplement dla twojej
mamy!
- Nie trudz się, nigdy jej nie znałem.
- Tak wcześnie zmarła?
- Tak jakby... Zaraz sprzątnę swoje rzeczy i wyłączę laptopa.
- Justin, zrobiłam coś nie tak? Uraziłam cię?
- Skądże, Evie. - Rozluznił się. - Chyba już przestało padać?
- A nie mówiłam?
Zauważył szelmowski błysk w jej oczach.
- Jeszcze kilka takich przypadków, a uwierzę, że potrafisz rzucać
urok.
- Może i potrafię. A teraz zostawiam cię z tą zagadką. Aha,
zabraliście kąpielówki? Bo może jednak nie planowałeś tu dłuższego
pobytu?
- Oczywiście, że zabrałem. Wiedziałem, że pozwolisz nam tu
zostać. Potrafię przekonywać - stwierdził z kamienną miną.
69
R S
- Ale zarozumialec... Czy zdarzyło się choć raz, że ktoś tak
skutecznie ci się przeciwstawił, abyś musiał zrezygnować ze swojego
planu?
- Ostatni, który tego próbował, został połknięty przez moją
firmę, ale kosztowało mnie to więcej, niż zakładałem.
- Nie dość, że przejął czyjąś firmę, to jeszcze musiał zapłacić...
Prawdziwa katastrofa! - wykrzyknęła, udając przerażenie.
- Facet wydusił ze mnie więcej, niż planowałem, ale i tak
wyszedłem na swoje. Lecz to w sumie prosta gra. Musisz wiedzieć,
jak bardzo dana firma jest dla ciebie ważna i jak daleko możesz się
posunąć. Zdarza się nawet, choć rzadko, że kupuję coś powyżej ceny
rynkowej. Chodzi o to, by znów wygrać, czyli o podtrzymanie renomy
zwycięzcy. Wygrywanie ma swoją cenę, lecz nadal jest
wygrywaniem.
- Każdą cenę?
- To zależy, jaki masz cel. Liczysz, ile musisz stracić, by potem
zyskać jeszcze więcej. To prosta matematyka. Bywa jednak, że coś
warte jest wszystkich pieniędzy... i jeszcze więcej.
- Co na przykład?
- Zaufanie i uczucie mojego syna.
Zaskoczył ją tym wyznaniem. yle go oceniła! Syn był dla niego
najważniejszy na świecie. To wszystko zmieniało. Pojawiła się realna
szansa, że będzie mogła polubić Justina.
- Potrzebuję jednak twojej pomocy - mówił dalej. - Dlatego tu
przyjechałem. Jesteś mi niezbędna, bym zyskał jakąkolwiek szansę.
70
R S
Poczuła się pionkiem na jego szachownicy.
- I wyliczyłeś sobie, że opłaca ci się popracować na pół gwizdka
przez parę dni? Przepraszam bardzo, ale gdzie w tym wszystkim
jestem ja?
- Już powiedziałem, jesteś mi niezbędna.
- Zdajesz sobie sprawę, że może cię to drogo kosztować? -
Polubiła te słowne pojedynki z Justinem.
- Rozumiem. - Uniósł brwi. - Od razu więc powiedz co, jak i za
ile, żebym mógł się przygotować.
- Aha... - Zaniepokoiło ją tak łatwe zwycięstwo z Justinem
Dane'em. Cofał się przed atakiem? - W takim razie odwołuję te słowa
i idę spać.
ROZDZIAA PIATY
Następnego ranka Evie wyjrzała przez okno i odetchnęła z ulgą.
Spełniła się obietnica, którą dała Markowi, bo zapowiadał się piękny
dzień.
Chłopiec wychylił się z sąsiedniego okna i na znak triumfu
uniósł oba kciuki. Odpowiedziała mu tym samym gestem.
Po chwili spotkali się wszyscy troje w kuchni. Evie była pod
wrażeniem, gdy zobaczyła Justina w szortach i w koszulce. Jeszcze
bardziej zaszokował ją, kiedy pokłonił się przed nią jak przed
królową.
71
R S
- Mark nalegał, żebym to zrobił, gdyż uznał cię za czarodziejkę,
która przegnała deszcz i sprowadziła słońce.
Evie zaśmiała się uroczo.
- Dość już tego podlizywania! Chodzcie coś zjeść.
- A nie moglibyśmy iść najpierw na plażę? - zapytał Mark.
- Najpierw to powinniśmy zrobić zakupy - zaprotestował Justin.
Wyprawa do miejscowego sklepu odkryła przed nią nowe,
nieznane jej dotąd oblicze Justina. Nie tylko umiał sprzątać i gotować,
ale również robić zakupy.
Znał się na rzeczy. W pewnej chwili przemknęła jej też przez
głowę szalona myśl, że ma zgrabne nogi.
- Białe czy czerwone? - rzucił przez ramię, gdy stali przed półką
z winami.
- Białe - zadecydowała.
- Możemy już iść na plażę? - marudził Mark. - Jest tak gorąco.
- Zgoda, zrobimy kanapki i idziemy.
W domu naszykowali kosz piknikowy, potem drogą wijącą się
wśród skalnych bloków ruszyli na plażę. Po chwili rozpostarła się
przed nimi półkolista, złocista plaża otoczona wysokimi skałami. Była
pusta. Evie miała na sobie skąpe bikini, które kupiła z myślą o
Andrew. Było jej trochę głupio, ale co miała zrobić?
Mark ledwie coś skubnął i oświadczył, że idzie się kąpać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl