[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaka byłam naiwna, myśląc w ten sposób. Zawróciłam więc
szybko do taksówki.
- Od razu? Nie widziałaś się z nim? Nie rozmawiałaś z
nim? - jeszcze raz zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Nie... nie mogłam wejść.
Remy patrzył na nią przez cały czas i uśmiechał się jak
dziecko uradowane nową zabawką.
- Remy, to nie są wcale dobre wiadomości - powiedziała
nerwowo. - Myślę, ze mnie widział i domyślił się czegoś.
Potrzebuję pomocy. Muszę znalezć kogoś, komu mogłabym
opowiedzieć to wszystko i kto mógłby coś w tej sprawie poradzić.
Przytrzymał jej rękę w swojej dłoni, dodając jej sił. Na koniec
dodała jeszcze:
- Myślę, że Ross jest zamieszany w coś o wiele gorszego niż
łapówki.
96
RS
- Uważam, że masz rację - powiedział Remy i zamilkł na
dłuższy czas. - Gdybyś powiedziała mi to wszystko wcześniej.
- Po co? - zapytała z niedowierzaniem w głosie. - Miałam ci
powiedzieć, że jestem szpiegiem, który za dużo wie? Mógłbyś
wtedy pomyśleć, że jestem szalona. Uczono mnie, żeby nic nie
mówić, Remy. Zresztą, dopiero dziś zdałam sobie z tego sprawę.
- Szkoda.
- A teraz kiedy wiesz już wszystko, proszę cię, zostaw mnie w
spokoju - poprosiła. - Nie jesteś w nic zamieszany, ale
przebywanie ze mną grozi ci niebezpieczeństwem.
- O tym wiedziałem od pierwszej chwili, gdy spojrzałem na
ciebie, chere.
Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Teraz znasz już całą prawdę - powiedziała.
- Nareszcie.
Spojrzała na niego i z trudem dokończyła.
- A teraz odejdz.
Pocałował ja delikatnie. Na moment ich usta przywarły do
siebie. Podniósł głowę.
- Nie ma mowy.
- Remy, proszę - wydusiła z siebie.
- Potrzebujesz pomocy.
- A więc idz i zdobądz ją dla mnie.
- Zrobię to, uwierz mi.
Jego słowa brzmiały szczerze, ale mówił je, gapiąc się w
okno. Na zewnątrz zapadał zmrok, dookoła widoczne były tylko
drzewa. Taki krajobraz roztaczał się odkąd opuścili Atlantic City.
- Myślę, że jesteśmy daleko na południe od New Yersey -
powiedział. - Mam przed oczami tylko umykające drzewa.
- Jesteśmy w Pine Barrens - powiedziała Zuzanna. Swoją
znajomość lokalnej geografii zawdzięczała poprzednim wizytom u
babki.
- Lasy pokrywają prawie całą końcową część stanu. Dzięki
temu krajobraz tutaj jest taki dziki.
97
RS
- Chciałbym wiedzieć coś więcej o tej miejscowości. -
Spojrzał na bilet i zapytał. - Znasz którąś ze stacji w tym Pine
Barrens?
Popatrzyła na bilet, ale żadnej z nazw nie znała.
- Nie jestem pewna.
- Powinniśmy wysiąść tam, gdzie możemy znalezć dla
ciebie jakąś pomoc - powiedział. - Małe miasteczko, ale nie za
małe, byłoby najlepsze.
- Ale ja jechałam do Filadelfii. Zcisnął jej rękę.
- Potrzebujesz odpoczynku. Im szybciej, tym lepiej.
Oprócz tego, jeśli ktokolwiek cię śledzi, z pewnością przypuszcza,
że pojedziesz do najbliższego dużego miasta. Prawdopodobnie
będą tam przed tobą. Ten pociąg zatrzymuje się przecież na
każdej stacji.
- A ten kierowca, z pewnością będzie podążał wzdłuż drogi
ekspresu - mruknęła, zastanawiając się, co powinna zrobić w
takiej sytuacji.
- Tak właśnie przypuszczam. - Poklepał ją po ramieniu.
- Zaskoczymy ich.
Zuzanna zachichotała prawie odprężona. Bała się, była
wyczerpana i zakłopotana, ale przede wszystkim, była mu
wdzięczna za jego obecność.
Nigdy nie kochała go bardziej niż teraz, kiedy nie zostawił jej
samej, był przy niej.
Nigdy też nie była na niego bardziej wściekła. Nienawidziła
samej myśli o tym, w co się ten człowiek pakuje. Będzie musiała
wyciągnąć go z tego, zanim zabrnie za daleko - zdecydowała. Nie
była w stanie jednak powstrzymać go teraz.
Położyła mu głowę na ramieniu i zacisnęła usta. Z
pewnością nie spodoba mu się to, co planuje, ale to było
konieczne dla jego własnego dobra.
Po krótkim czasie Pine Barrens rozbłysło setkami
drobniutkich świateł.
98
RS
- Miasto - powiedział Remy, wyglądając przez okno. -
Zupełnie dobra wielkość. Wychodzimy na następnej stacji,
chere.
Zuzanna spojrzała na bilet.
- Atco.
Wzruszył ramionami.
- Słucham?
- Tak nazywa się następna stacja, Atco.
- W porządku.
W kilka minut pózniej pociąg zwolnił, wjeżdżając na stację.
Ludzie opuścili swoje miejsca, tłocząc się przy drzwiach.
Zuzanna już zaczęła się podnosić, ale Remy posadził ją z
powrotem.
- Poczekaj do ostatniej chwili, aż wszyscy wyjdą - szepnął
jej do ucha.
Drzwi otworzyły się, ludzie wysiedli, a inni pasażerowie
weszli do wagonu.
- Teraz.
Wstali równocześnie i prawie biegiem ruszyli do drzwi.
Automatyczne drzwi nieomal zamknęły się przed ich twarzami.
Remy gwałtownie rozsunął je końcami palców. Wydostali się na
zewnątrz. Obejrzał się, kiedy pociąg już ruszył.
- Dobrze. Nikt inny nie wychodził z wagonu po nas.
Zuzanna rozejrzała się po małej stacji. Ludzie, którzy wysiedli z
pociągu, zbliżali się już do małego parkingu znajdującego się w
pobliżu.
Na postoju nie było żadnej taksówki. W dużym mieście
byłoby to nie do pomyślenia. Ulica, a właściwie droga
rozciągająca się obok stacji, nie była wcale zatłoczona. Ze
względu na mały ruch świateł ulicznych też było niewiele. Miasta
natomiast nie można było stąd zobaczyć w ogóle.
"yle, żadnego środka transportu. Jak wydostaniemy się z
tego miejsca" - zastanawiała się Zuzanna.
99
RS
- Ach, Atco! Jesteś moim ulubionym miastem - powiedział
Remy.
Objął ją ramieniem i poprosił, żeby popatrzyła w lewo.
Zuzanna spojrzała, ale nic nie zobaczyła. Podniosła więc
wzrok w górę. Na dużym znaku, umieszczonym na metalowym
słupie o długości około sześćdziesięciu stóp, widniał napis
"Pokoje do wynajęcia". Motel, o którym była tu mowa, był ukryty
za gęstym zagajnikiem.
Dwadzieścia minut pózniej byli już w małym czystym
pokoju, w którym znajdowała się jedna komódka, dwa
wyściełane krzesła, telewizor i podwójne łóżko.
Zuzanna usiadła na jednym z krzeseł. W głowie czuła
pustkę, ciało miała obolałe z przemęczenia, a w gardle uwięzły
jej łzy, które hamowała jak mogła.
Nie chciała płakać. "Kitteridge'owie nigdy nie płaczą" -
pomyślała z dumą.
Remy obejrzał dokładnie pokój i zapytał.
- Zamierzasz się rozpłakać?
- Próbuję się powstrzymać - odpowiedziała, zmuszając się
do uśmiechu.
Po kilku minutach odpoczynku wpadła na pomysł, jak
uwolnić się od jego towarzystwa. Chciała go prosić, żeby znalazł
gdzieś w pobliżu wypożyczalnię i wynajął samochód. Mogłaby
wtedy, przy pierwszej nadarzającej się okazji, opuścić go. Nie
spodoba mu się to na pewno, ale widziała w tym jedyny sposób
na zapewnienie mu bezpieczeństwa.
- Niestety, nie jestem odporna na ponoszenie porażek w...
pracy
Klęknął przed nią i odgarnął włosy z jej twarzy.
- Pracujesz wspaniale.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]