[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pożyczę od ciebie tę pikowaną kurtkę i zarzucę ją sobie na głowę. Rąk i nóg
nie da rady osłonić. Trudno. - Wzruszył ramionami i zrobił dzielną minę. -
Zaczynajmy.
Alexa zamknęła oczy i zaczęła recytować magiczną formułę. Tom zapiął
ubranie pod samą szyję i położył sobie na ramieniu kurtkę Alexy, aby móc nią
potem szybko nakryć głowę. Wziął głęboki oddech i spojrzał na dziewczynę.
Wcześniej ustalili, że gdy dziewczyna uniesie lewą dłoń, on otworzy drzwi i
wyskoczy. Miał odbiec od samochodu na jakieś dziesięć metrów, a potem opaść na
kolana i skulić się na ziemi.
Słuchając zaklęcia, Tom pomyślał, że jest ono w języku, którego już od dawna
nikt nie używa, bo nie było w nim ani jednego słowa, które choć trochę
przypominałoby ludzką mowę. W aucie robiło się coraz goręcej. Wydawało się, że
zródłem ciepła jest Alexa, która intonowała zaklęcie bezbarwnym, ochrypłym
głosem.
Wreszcie zamilkła. Wzięła głęboki oddech i zatrzymała powietrze w płucach.
Przez chwilę siedziała zupełnie nieruchoma, z zamkniętymi oczami, a potem
uniosła lewą dłoń i zgięła lekko koniuszki palców.
Tom także zaczerpnął powietrza i szarpnął za klamkę. Wyskoczył z
samochodu najszybciej jak potrafił, wsuwając dłonie do rękawów kurtki, i
popędził przed siebie z brodą przyciśniętą do piersi.
Nietoperze dopadły go już po kilku krokach. Wydawało się, że cała kolonia
zebrała się wokół niego, gdy próbował przedrzeć się przez ich gąszcz. Trzy
zaatakowały jego twarz, jeden przywarł do policzka, inny zatopił zęby w grzbiecie
nosa, a jeszcze jeden, sądząc po krwi spływającej na oko Toma, uraczył się
kawałkiem jego brwi i teraz zabiegał o dokładkę.
Po jakichś piętnastu krokach Irlandczyk opadł na kolana. Zerwał z twarzy trzy
nietoperze i zakrył głowę kurtką Alexy na tyle, na ile to było możliwe. Niestety,
plecy i nogi miał zupełnie odsłonięte i czuł, jakby na tych częściach jego ciała
żywiła się w tej chwili cała kolonia nietoperzy.
Ból był bardzo dotkliwy. Doświadcza! go w tysiącu miejsc, a w żaden sposób
nie mógł się bronić. Miał ochotę zacząć młócić ramionami, żeby zrzucić z siebie
atakujące stwory, ale wiedział, że musi pozostać nieruchomy - całkowicie
nieruchomy.
Te dziewięć czy dziesięć sekund trwało całą wieczność.
Alexa wysiadła z samochodu zaraz po Tomie. Nietoperze zignorowały ją,
skupione na biegnącej ofierze, która w tak głupi sposób sama im się wystawiła.
Czarodziejka odwróciła się w stronę demonów, oczy wciąż miała zamknięte i
wstrzymywała oddech, mimo że jej serce gwałtownie dopominało się dopływu
tlenu dla ożywionych adrenaliną mięśni.
- Iglaron ashnaffen zogren Atall. Ishnok skim'zath orok MEHAN!
Uniosła powieki, nie ważąc się nawet oddychać. Przez jedną straszną chwilę
sądziła, że zaklęcie nie zadziałało, gdyż nietoperze wciąż atakowały Toma.
A potem zamieniły się w pył.
Po prostu wybuchały, obracając się w obłoczki czarnego pyłu, który opadał
powoli na ziemię. W jednej chwili zginęły ich tysiące.
Alexa zrobiła krok, by sprawdzić, jak bardzo ucierpiał Tom, lecz nagle świat
wokół niej zgasł i osunęła się na ziemię.
Po dłuższej chwili Tom uniósł głowę. Ani śladu nietoperzy. W rzeczywistości
nie zobaczył niczego poza irytującym pyłem, który wdzierał się do nozdrzy,
prowokując go do kichania.
Powoli dzwignął się na nogi i aż zamrugał z bólu. Krwawił z licznych ran.
Po jego ciele przebiegł dreszcz i natychmiast podziękował swojej szczęśliwej
gwiezdzie za to, że wciąż żyje.
Odwrócił się do Alexy, by jej pogratulować, i wtedy ujrzał ją leżącą przy
aucie. Nie zważając na ból, ruszył w stronę przyjaciółki. Przyklęknął i
sprawdził, czy oddycha; z ulgą wyczuł na jej szyi słaby, ale miarowy puls. Wziął ją
na ręce i wsunął delikatnie na tylne siedzenie samochodu.
Zacisnął zęby i z grymasem bólu na twarzy zajął miejsce kierowcy, nie zważając
na zmasakrowane plecy.
Zerknąwszy jeszcze raz na Alexę, otarł krew z oka, wrzucił bieg i zawrócił,
kierując się do wieży Leroth.
41
Pierwszy z demonów spojrzał z niedowierzaniem na wnętrzności, które
wypłynęły z ogromnej rany wyszarpanej w jego brzuchu pazurami Treya.
Opadły na podłogę, kołysząc się niczym obrzydliwe wahadło ociekających krwią i
parujących bebechów, a zaraz potem dołączyła do nich reszta ciała, w którym
wcześniej się znajdowały. Wilkołak obrócił się błyskawicznie, by zaatakować dru-
giego demona, lecz zobaczył, że ten już padł na ziemię bez życia.
Spojrzał na Charlesa, ten zaś tylko wzruszył nonszalancko ramionami.
- Słabe serce - wyjaśnił. - Chodzmy, Treyu.
Pobiegli korytarzem, trzymając się razem. Kiedy dotarli do otwartych drzwi
po lewej stronie, zwolnili, by zajrzeć do środka. Pokój wypełniała atmosfera
śmierci. Kamienna podłoga lśniła od krwi, wciąż wilgotnej i lepkiej, a wszystkie
meble, jakie wcześniej się tam znajdowały, zostały kompletnie zniszczone i
rozrzucone po całym pomieszczeniu.
- Tu pewnie przywrócili do życia draugra  zgadł czarodziej. Wnętrze
wypełniał zapach śmierci, dlatego Trey rozejrzał się gwałtownie, niemal pewien
rychłego ataku istot cienia.
Pokój był bardzo skromnie wyposażony. Nieliczne meble zepchnięto pod
ściany pokryte długimi starymi gobelinami, między którymi zainstalowano
wymyślne światła. Charles wszedł głębiej, stąpając po mokrej od krwi podłodze.
Zamknął oczy i przez kilka sekund stał zupełnie nieruchomo. Potem odwrócił się
do Treya i pokręcił głową.
- Tu jej nie ma. Kula tu była, ale już jej tu nie ma.
Opuścili pobojowisko i poszli dalej korytarzem. Zwiadomi, że są coraz bliżej
tego, po co przybyli, poruszali się szybko, nie próbując się maskować, tak jak to
robili do tej pory.
Ujrzeli dwoje drzwi oddalonych od siebie o kilka metrów. Gdy podeszli bliżej,
Charles położył dłoń na ramieniu Treya, a wówczas wilkołak zwolnił i spojrzał na
niego.
- O co chodzi?
- Kaliban. Jest gdzieś blisko. Wyczuwam go.
Trey spojrzał w mrok korytarza. Poczuł dreszcz na myśl, że gdzieś niedaleko
czai się wampir otoczony przez swoje sługi. Dotarli do tego miejsca względnie
łatwo... po drodze napotkali tylko dwóch strażników... W głowie kotłowało mu
się od spekulacji. Czy to część planu Kalibana? Czy zamierza zwabić ich do wieży,
uśpić czujność, a potem schwytać w pułapkę? Ale pózniej pomyślał o Moriel.
Wampir z pewnością nie pozwoliłby im uwolnić anioła ognia. Trey chciał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl