[ Pobierz całość w formacie PDF ]

daję komuś numer. Ale...
Pochyliła się i zaczęła szukać w torbie komórki i kartki, na której był zapisany jej
numer. Prostując się, uderzyła głową we framugę drzwi. Udając, że nic się nie stało, po-
dała mu kartkę z numerem i aparat. Wbił w swoją komórkę jej numer, a potem w jej tele-
fon wpisał swój. Poczuła się, jakby miała znów dziewiętnaście lat i marzyła, żeby pozna-
ny chłopak do niej zatelefonował.
Wrzuciła telefon do torby, a potem spojrzała Cameronowi w oczy. Pragnęła, by ją
pocałował. A równocześnie prosiła w myślach, żeby tego nie zrobił. Te sprzeczne uczu-
cia ją obezwładniały.
Pochylił się ku niej. Poczuła jego oddech przy uchu, kiedy zbliżył usta do jej po-
liczka. Przymknęła oczy, by lepiej przeżyć tę chwilę, zapamiętać jego dotyk, zapach.
Sprawił, że czuła się pociągająca, atrakcyjna.
Kiedy odsunął się od niej, otworzyła oczy. Zobaczyła, że wpatruje się w jej usta z
taką intensywnością, że straciła oddech. Zwilżyła wargi, a jego oczy ściemniały. Miała
R
L
T
do wyboru: rzucić się mu w ramiona albo wycofać się z sytuacji, nad którą traciła kontro-
lę.
Wśliznęła się do samochodu i zatrzasnęła drzwi.
Jakby wyrwany z transu Cameron wyszeptał:
- Jutro porozmawiamy.
- Już jest jutro. Najwyższa pora, żebym znalazła się w łóżku.
- Na mnie też czas.
Uznała, że to odpowiedni moment na niezobowiązujące pomachanie ręką. Odje-
chała, z trudem naciskając pedał gazu.
Czuła pulsowanie w skroniach, napięcie mięśni. W tyle głowy słyszała głos, który
mówił, że dawno nie wyjeżdżała, a w Peru jest ślicznie o tej porze roku...
Godzinę pózniej zdała sobie sprawę, że nie zaśnie. Wzięła prysznic i przebrała się z
piżamy w dżinsy, ciepły sweter i ciężkie buty. Była gotowa wyruszyć na skraj zarośli,
gdzie często spędzała wczesne ranki w namiocie, śpiworze, z okiem przy ulubionym te-
leskopie.
Włączyła telewizor, przygotowując grzanki z dżemem.
Nagle usłyszała nazwisko Quinn Kelly. Odwróciła się i usiadła na krześle kuchen-
nym. Nie znała go, ale należał do najsłynniejszych postaci w mieście. Ten cha-
ryzmatyczny mężczyzna miał mocny akcent australijski z charakterystycznym zaśpie-
wem irlandzkim. Był bardzo przystojny, choć za chwilę kończył siedemdziesiąt lat. Roz-
poznała go natychmiast, kiedy pojawił się na ekranie.
Przypatrywała mu się bacznie. Chciała zobaczyć coś, co świadczyłoby, że nie czuje
się dobrze albo że Cameron się myli i jego ojciec jest w świetnej formie. Ale czuła, że
rzeczywiście coś nie jest w porządku. Pod maską uśmiechu kryło się ledwo dostrzegalne
piętno bólu.
Wiedziała, co znaczy stracić rodziców i nikomu tego nie życzyła. A już na pewno
nie mężczyznie, który okazał jej tyle względów i ciepła. Zgasiła gwałtownie telewizor.
- Wez się w garść.
Chwyciła plecak i wyszła w mrozną ciemność.
R
L
T
Następnego wieczoru Rosie przyjechała pod podany przez Camerona adres i
stwierdziła, że nic tam nie ma. Chodnik z kilkoma bezlistnymi drzewami w zimowym
mroku. I gipsowa płyta od rogu do rogu ulicy.
Przytupywała, chcąc się rozgrzać. %7łałowała, że nie włożyła swetra. Najwyrazniej
straciła głowę.
Grupka młodzieży, jeszcze lżej ubrana niż ona, wesoło przeszła obok niej.
Może coś go zatrzymało w pracy? Albo specjalnie każe jej czekać? Właśnie chcia-
ła się skarcić za dar wybierania niewłaściwych mężczyzn, kiedy otworzyły się w gipso-
wej ścianie niewidoczne drzwi i ukazał się w nich Cameron. Miał zwichrzone włosy i
podwinięte rękawy koszuli. Przyszło jej do głowy, że facet umie naprawić cieknący kran.
- Znowu się spózniłam - powiedziała.
Otworzył szerzej drzwi w ścianie.
- Jesteś punktualnie.
Pokręciła głową i ruszyła ku niemu. Znów ujrzała jego błękitne oczy przywodzące
na myśl niezapominajki.
- Pięknie wyglądasz - powiedział.
- Ty też - wymknęło jej się, zanim pomyślała. - Gdzie jesteśmy? - zapytała, nie pa-
trząc na niego.
- Zaraz zobaczysz.
Cameron zamknął dziurę w ścianie i założył na drzwi wielką kłódkę, a następnie
podał Rosie duży pomarańczowy kask, jaki nosi się na budowach.
- Chyba sobie żartujesz - powiedziała.
- Dalej nie pójdziemy, jeżeli go nie włożysz.
- Przyklapną mi włosy.
- Dopóki tu będziemy, nie będziesz zdejmować kasku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl