[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blisko miecza Gilly.
- Jesteśmy całkiem niezli w zabezpieczaniu różnych rzeczy, które tu widzisz -
wyjaśniłam, podchodząc bliżej.
Schował ręce do kieszeni i było to pewnie najbezpieczniejsze dla nich miejsce, ale ten
gest przypomniał mi wieczór, kiedy się poznaliśmy. Zatęskniłam za tamtą ciemną ulicą,
szansą, by to wszystko powtórzyć.
- A więc szpieg, tak? - powiedział wreszcie.
Wciąż wpatrywał się w miecz, a ja nie mogłam go za to winić. Nawet nie chciałam,
żeby patrzył na mnie.
- No, tak.
- To wiele wyjaśnia.
- Powiedzieli ci? - zapytałam. Przytaknął.
- Uhm. Trochę mnie oprowadzili.
Jakoś nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, ale nie zamierzałam pytać: A widziałeś
ten poduszkowiec z napędem atomowym w piwnicy? , więc tylko przytaknęłam.
- Josh, wiesz, że nigdy nie wolno ci...
- Powiedzieć komukolwiek? - Spojrzał na mnie. - Tak, mówili mi.
- Nigdy, Josh. Nigdy.
- Wiem - odparł. - Nie łamię danego słowa. Zabolało. Miało zaboleć. I tak oto
znalezliśmy się w miejscu sekretnych misji i tajemnych zwycięstw. Z tego miejsca, gdzie stał,
mógł to wszystko zobaczyć. Moje żeńska szkoła nie miała już przed nim tajemnic.
Odsłoniłam się przed nim, ale dzięki temu łączyło nas teraz o wiele więcej niż kiedykolwiek
wcześniej.
- Przepraszam, że kłamałam. Przepraszam, że nie jestem... normalna.
- Nie, Cammie, rozumiem to całe szpiegostwo - powiedział wymijająco - ale kłamałaś
nie tylko o szkole.
Jego głos brzmiał ostro, ale jednocześnie wydawało się, że czuł się urażony. Jego oczy
wyglądały jak podbite.
- Ja nawet nie wiem, kim ty jesteś.
- Oczywiście, że wiesz - odparłam - wiesz o wszystkim, co ważne.
- A twój tata? - zapytał. Zamarłam.
- To jest ściśle tajne... to, co się stało... nie mogłam ci powiedzieć. Chciałam, ale...
- Więc powiedz po prostu, że umarł. Powiedz, że twoja mama nie potrafi gotować, a ty
jesteś jedynaczką. I już nie... wymyślaj sobie rodziny. Nie wymyślaj całkiem innego życia.
Spojrzał nad poręczą na hol historyczny i wysokie sklepienie Akademii Gallagher i
dodał:
- Co jest takiego świetnego w byciu normalnym? Może i byłam geniuszem, ale to Josh
dostrzegł prawdę.
Przez chwilę zatęskniłam za innym życiem, takim normalnym, na jakiś czas. Trudno
było patrzeć w zranione oczy kogoś, na kim mi zależało, i powiedzieć mu, że już nigdy nie
będę mogła tak naprawdę go po prostu kochać, bo... wtedy... musiałabym go zabić.
Nagle dotarło do mnie, gdzie się znajdujemy i na co patrzy Josh. Przecież on wie!
Krzyknęłam w myślach. Nie muszę już więcej kłamać, on już tu jest w środku. Jest jednym z
nas (tak jakby). Jest... Ale on schodził już po schodach. Popędziłam za nim, wołając:
- Josh, poczekaj. Poczekaj! Już wszystko dobrze. Już... Gdy zszedł na dół, wyciągnął
rękę z kieszeni.
- Chcesz je? - W jego dłoni zobaczyłam kolczyki.
- Tak - powiedziałam, wstrzymując łzy.
Zbiegłam ze schodów, a on wsunął mi je do ręki tak szybko, że nawet nie poczułam
jego dotyku.
- Uwielbiam je i nie chciałam...
- Jasne. - Odsunął się ode mnie. Znam jakieś kilkanaście sposobów, jak zniewolić
faceta gabarytów Josha - nie żebym któregoś kiedyś użyła. (No dobra, przyszło mi to do
głowy...) O rany, on wychodzi! Nie wiedziałam, czy się smucić tą stratą, czy cieszyć, że
pozwalamy mu tak po prostu wyjść przez te drzwi - z nienaruszoną pamięcią o wszystkich
naszych tajemnicach. Uznałam, że z całą pewnością nikt by do tego nie dopuścił, chyba że mu
ufają... chyba że go sprawdzili... chyba że ktoś stwierdził, że Josh nie musi wypijać słynnej
herbaty, zasypiać i budzić się z poczuciem, że miał jakiś zakręcony sen, z którego nic nie
pamięta.
Chyba że to jednak jest w porządku, żebym go kochała. Doszedł już do drzwi, więc
powiedziałam:
- Josh. - Wiedziałam, że jeśli Akademia Gallagher postanowiła podjąć związane z nim
ryzyko, to ja powinnam przynajmniej postawić sprawy jasno - ja... wyjeżdżam do Nebraski na
ferie. Do dziadków, rodziców taty. Ale wrócę.
- W porządku - powiedział, stojąc przy drzwiach - w takim razie do zobaczenia.
Uśmiechnął się do mnie - ten uśmiech trwał mgnienie oka, ale był słodki i to mi
wystarczyło, żeby zrozumieć, że całkiem serio mówił, że się zobaczymy. A co więcej, to
znaczyło, że będzie czekał.
Właśnie zaczynałam sobie wyobrażać, jak to będzie: nowy rok, nowy semestr, nowy
początek bez tajemnic między nami, a Josh wtedy powiedział:
- A! I podziękuj mamie za herbatę.
Otworzył drzwi i wyszedł. Długo jeszcze stałam pośrodku pustego korytarza. Przecież
w filmach wszystkie dramatyczne pożegnania wyglądają tak, że żegnający się
wpada nagle z powrotem przez drzwi i obdarowuje żegnanego wielkim namiętnym
pocałunkiem. Dlatego, jeśli miałam jakieś szanse na dramatyczne namiętne pocałunki, to nie
zamierzałam ruszyć się z tego miejsca.
Poczułam, jak coś miękkiego i ciepłego ociera się o moją nogę, a gdy spojrzałam w
dół, zobaczyłam Onyksa owijającego swój ogon wokół mojej kostki. Mruczał kojąco i
wydawał się bardzo szczęśliwym kotem, a ja zrozumiałam, że historia zatoczyła właśnie koło.
Po schodach zbiegały dziewczyny, spiesząc do głównego holu, by przygotować się do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]