[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ści. Wiedziała, że wystarczy jedno zmysłowe spo-
jrzenie, jeden pocałunek, żeby porzuciła zasady i zro-
biła wszystko, czego pragną oboje.
Raymond zaprowadził ją niewielkim korytarzem
a potem schodami do luksusowej sypialni z ogromnym
łożem. Przykrywała je narzuta z lnianego płótna w tym
samym odcieniu co dywan i zasłony.
Tam jest łazienka. Wskazał drzwi w drugim
końcu pokoju. Jeżeli nie pada, napijemy się pózniej
koniaku i kawy na tarasie.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, Caitlin usiadła na
łóżku. Najchętniej nie wychodziłaby z pokoju do nie-
dzieli, żeby nie prowokować losu. Weszła do łazienki
i popatrzyła na zwielokrotnione odbicie własnej po-
bladłej twarzy w rozlicznych lustrach. Ależ ze mnie
tchórz! Do tej pory zawsze umiałam odmawiać doda-
wała sobie odwagi. Tylko że żaden mężczyzna nie
działał na jej zmysły tak silnie jak Raymond, dla
żadnego jeszcze nie straciła głowy. Nawet dla Davida.
Imię byłego narzeczonego przywołało wspomnie-
nia. Pewnie nawet nie pamiętał, że dzisiaj mieli wziąć
ślub. Heidi widziała go przecież z następną dziewczy-
ną. Jednak to, że spotykał się z kimś innym, nie miało
już dla Caitlin znaczenia. Mimo że ją skrzywdził,
życzyła mu, żeby wydobył się z nałogu i z długów.
Uznała, że czas pomyśleć o sobie. Rozczesała wło-
NOCE W PARY%7łU 99
sy, poprawiła makijaż i nałożyła błyszczyk na usta.
Uśmiechnęła się jeszcze do własnego odbicia w lustrze
i wyszła do holu. Usłyszała muzykę i wyjrzała na taras.
Był pusty, znowu zaczęło padać. Rozejrzała się bez-
radnie dookoła. Ani śladu Raymonda. Za chwilę zawo-
łał ją z gabinetu. Zastała go przy biurku, czytał jakiś
list. Podał jej kieliszek brandy.
Przepraszam, że cię zaniedbałem, mam tyle zale-
głości. Zaraz zrobię kawę powiedział, nie odrywając
wzroku od kartki.
Nie trzeba, to mi wystarczy. Uniosła kieliszek.
Zawsze jak przyjeżdżam, czeka na mnie stos
korespondencji. Większość to śmieci, ale muszę wszyst-
ko przejrzeć, żeby nie przeoczyć czegoś ważnego.
Przydałaby ci się sekretarka usiłowała zwrócić
na siebie jego uwagę.
Zatrudniam jedną w biurze odpowiedział z roz-
targnieniem.
Caitlin rozejrzała się po pokoju. Półki z książkami,
rozkładana kanapa w rogu, doskonałe malarstwo na
ścianach i przyćmione światło lamp nadawały gabine-
towi przytulny charakter. Pochwaliła obrazy, potem
meble. Nadal nie słuchał, nie odrywał wzroku od listu.
Wreszcie stwierdziła:
Pięknie sobie urządziłeś biuro. Może nawet słu-
żyć jako dodatkowa sypialnia.
Tym razem się udało. Odłożył papier i uśmiechnął
się.
Właśnie dzisiaj zamierzam tu spać, o ile nie
otrzymam lepszej propozycji.
100 KATHRYN ROSS
Spuściła oczy, usiadła i pohuśtała się na mate-
racu.
Jeżeli chcesz, zamienię się z tobą. Ta kanapa
wydaje się bardzo wygodna.
Miałem na myśli coś zupełnie innego powie-
dział figlarnym tonem i pokręcił głową.
Wyobraznia podsunęła Caitlin bardzo konkretne
wizje. Wstała, podeszła bliżej i przystanęła o krok od
biurka.
Sharon miała rację, jesteś niebezpieczny.
Cóż takiego o mnie nagadała? Przechylił się,
przyciągnął ją bliżej do siebie, wyjął z jej dłoni kieli-
szek i postawił na brzegu biurka.
Sporo o tobie wie. A także o Claudette i o tym,
jak często zmieniasz kochanki.
Mści się za to, że się z nią nie przespałem i nie
zamierzam. Zmarszczył gniewnie brwi.
Dobrze, że cię nie słyszy, byłaby zdruzgotana.
Uśmiechnęła się ironicznie.
Nie interesuje mnie ani ona, ani Claudette, ani
David, ani żadna inna osoba z przeszłości. Liczy się
tylko chwila obecna, czyli ty, ja i bardzo niewygodne
łóżko w gabinecie.
Mnie też interesuje wyłącznie terazniejszość.
Uśmiechnęła się i ku własnemu zaskoczeniu nie-
śmiało pocałowała go w usta.
Nie odpowiedział od razu. Oplotła go ramionami
i pogłębiła pocałunek. Pozwolił jej przejąć inicjatywę.
Oddawał pieszczoty z umiarem, świadomie prowoko-
wał ją do śmielszych posunięć. Wczepiła ręce w jego
NOCE W PARY%7łU 101
włosy i całowała coraz zachłanniej. On również. Jej
ciało ogarnęła gorączka zmysłów. Zatraciła się bez
reszty i czekała na więcej. Nagle odchylił głowę.
Głodne usta Caitlin podążyły za nim, ale go nie dosięg-
ły. Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem,
nadal rozmarzona i spragniona dalszego ciągu.
Jeżeli w tej chwili nie przestaniemy, nie ręczę za
siebie ostrzegł schrypniętym z emocji głosem. Nie
mam dość siły woli, żeby ci się oprzeć.
Nie chcę, żebyś walczył ze sobą. Kochaj mnie,
Raymondzie szepnęła. Jej rozpalone ciało nie chcia-
ło już i nie mogło słuchać głosu rozsądku.
Rozpiął jej bluzkę i wsunął pod nią ręce. Dostrzegła
błysk triumfu w pięknych, czarnych oczach. Wszystko
jedno. Chciała go mieć całego, teraz, natychmiast. Ale
on się nie spieszył.
I kto mówił o osobnych łóżkach? przypomniał
z figlarnym uśmiechem i pogładził jej nabrzmiałe sutki
przez biustonosz. Droczył się jeszcze przez chwilę,
przerywał i wznawiał pieszczoty, rozmyślnie podsycał
jej żądzę.
Słowa nic nie znaczą mruknęła. Nie miała
ochoty na dyskusje, niecierpliwie czekała na dalszy
ciąg.
Usiadł na biurku, rozchylił uda i przyciągnął ją do
siebie. Rozpiął jej spódnicę i zrzucił na podłogę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]