[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwilę w smukłą sylwetkę widoczną na tle szarego nieba. Poczuł, jak znów odżywa w nim nadzieja.
- Aud? - spytał chrapliwym głosem.
Na liście spadły pierwsze krople deszczu. Koń przestąpił z nogi na nogę. W lesie panowała cisza, ale psy
z pewnością były już niedaleko.
Jezdziec ledwie rzucił na niego okiem, po czym odwrócił wzrok i poruszył cuglami. Koń ruszył do
przodu, uważnie przestępując rozłożone nogi Halliego.
- Aud! To ja. Halli Sveinsson! - Zdesperowany, podniósł się na łokciu i próbował wstać. - Proszę!
- Halli? - Koń przystanął, a dziewczyna wydała z siebie krótki ostry śmiech, przypominający
szczeknięcie psa. -Na wielkiego Arnego, to naprawdę ty! Co ty tu robisz?
Głos Aud wydawał się rozbawiony, pobrzmiewały w nim jednak nuty zdumienia i niepokoju.
Halli podniósł się powoli na równe nogi.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem.
- To koń się wystraszył, nie ja. Krzyknęłam, żeby go uspokoić. - Jej włosy były wilgotne od
deszczu, twarz bledsza niż ostatnio, choć może była to jedynie wina światła. Siedziała sztywno w
siodle i zaciskała dłonie na cuglach. Wyczuwał jej wahanie. - Na wielkiego Arnego - powtórzyła. -
Wyglądasz okropnie. Jesteś strasznie chudy.
- To prawda, niewiele ostatnio jadłem. - Usłyszał coś w górze zbocza. Obrócił się w miejscu,
wbił wzrok w ciemną ścianę lasu. - Posłuchaj...
- Sądząc po zapachu, nie myłeś się też ostatnio -dodała dziewczyna. - A właściwie od dłuższego
czasu. Widziałeś, jak koń przysiadł, kiedy poczuł twój zapach? Ostatnio zrobił to, gdy na ścieżce leżał
martwy niedzwiedz. Nawet on nie śmierdział tak jak ty, choć musiał być martwy co najmniej od
tygodnia. Był cały napuchnięty i krążyły nad nim wielkie roje much.
- Tak. Aud...
- Co ty właściwie wyprawiasz, Halli? - spytała z cierpką wyniosłością, którą pamiętał z ich
pierwszego spotkania w sadzie.
Halli znów obejrzał się za siebie. Nie miał ani chwili do stracenia. Wiedział jednak, że nie może
poganiać dziewczyny. Nie znał jej dość dobrze, nie mógł jej ot, tak prosić o pomoc. Jeśli ją wystraszy
lub zdenerwuje, Aud po prostu odjedzie i zostawi go na pastwę losu.
- Posłuchaj, trudno mi to teraz wyjaśnić, ale pamiętasz, jak powiedziałaś, że mogę kiedyś wpaść
do ciebie z wizytą? Ja... pomyślałem, że skorzystam z tego zaproszenia. Ale najpierw może...
Aud podniosła nagle wzrok i spojrzała na las.
- Co to było?
Halli wziął głęboki oddech.
- Psy myśliwskie. Zcigają mnie.
- Kto cię ściga?
Zawahał się.
- Pewni ludzie.
Córka Ulfara zmierzyła go zimnym spojrzeniem, poprawiła kaptur i okryła się szczelniej peleryną.
- Pewni ludzie?
- Zgadza się.
Kosmyk włosów, który wymknął się z warkocza Aud, opadł na jej twarz. Odgarnęła go na bok i
spojrzała na Halliego.
- Nie mógłbyś wyrażać się jaśniej?
Halli przestąpił z nogi na nogę i obejrzał się nerwowo za siebie.
- Prawdę mówiąc, to sprawa osobista. Wolałbym raczej zachować ją dla siebie, niż rozgłaszać
po całym świecie. Niemniej jednak byłbym ci ogromnie wdzięczny, gdybyś zechciała mi pomóc i...
- Cudownie - przerwała mu Aud. - W takim razie nie będę cię dłużej zatrzymywać. Na pewno
masz jeszcze przed sobą długą drogę. Skręć na wschód i opuść terytorium Arnessonów. Nie chcę tu
rozlewu krwi. %7łegnam.
Koń ruszył naprzód. iym razem Halli rzucił się przed niego i zaczął mówić w pośpiechu:
- To Hakonssonowie! Wszyscy, albo prawie wszyscy! Jeśli mnie złapią, powieszą mnie na
najwyższym drzewie! Aud, pomóż mi, a do końca życia będę twoim dłużnikiem!
Gdzieś między drzewami, na szczycie wzniesienia, rozległo się głośne ujadanie. Halli złożył dłonie w
geście, który miał wyrażać błaganie, a zarazem nie ujmować w niczym jego męskości:
- Proszę, powiem ci wszystko... pózniej...
Stado psów biegło w dół zbocza, ślizgając się, przewracając, szczekając przerazliwie.
Aud podrapała się po brodzie.
- Cóż...
Pierwsze psy przedzierały się przez paprocie.
- No dobrze. Wskakuj. - Podała mu rękę i pomogła wspiąć się na siodło. Potem szarpnęła
cuglami i poderwała konia do galopu. Odjechali w ciemność tuż przed tym, jak pierwsze psy wypadły
na drogę.
Zapadła noc. Księżyc oświetlał delikatnym blaskiem gałęzie mijanych drzew. Głowa Halliego odbijała
się od ramienia Aud. Jej włosy raz po raz opadały mu na twarz. Znosił to cierpliwie.
Wreszcie koń zwolnił. Halli podniósł wzrok. Z przodu, między drzewami, widać było zarysy Domu -
mniejszego niż Dom Hakona i większego niż Dom Sveina, choć pozbawionego muru. Grupa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]