[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zabiłbyś ich teraz, gdybyś miał szansę? - zapytał bez ogródek Snape, uznawszy, że równie
dobrze może to powiedzieć.
Harry wciągnął powietrze i spojrzał na niego.
- Ja... - powiedział i przełknął. - Nie wiem. - Zadrżał. - Wciąż ich nienawidzę za wszystko, co
zrobili. Zwłaszcza Draco. Ale teraz wszystko wydaje się inne. Nie czuję w ten sam sposób. Kiedy to
robiłem... kiedy zabijałem... znaczy się, to ja to robiłem. Ale czułem, jakbym cały czas śnił. Cóż,
tak zresztą było. - Potrząsnął głową. - Chciałem tego. Ale nie wydawało się rzeczywiste. Nie wiem,
czy mógłbym zrobić to znów. Mam nadzieję, że nie.
Popatrzył na Snape'a.
- Gdybym mógł - zapytał cicho - co byś wtedy zrobił? Powstrzymałbyś mnie?
- Skąd mogę wiedzieć? - spytał Snape poirytowany. - Co to za pytanie? To by zależało od wielu
czynników. - Nie powiedział, że nie potrafił przewidzieć żadnego czynnika, który zmusiłby go do
zrobienia Harry'emu krzywdy. Jeszcze by chłopakowi uderzyło do głowy.
- Mam nadzieję, że byłbyś w stanie - powiedział Harry. - To wszystko. Nie chcę być... jak to
ująłeś? ..."złem gorszym niż Voldemort" czy coś.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że nie jesteś jak on - przypomniał Snape. - W rzeczy samej,
powiedziałeś to z wielkim przekonaniem. - Uniósł dłoń, gdy Harry znów otworzył usta. - Pamiętaj,
że wybór należy tylko do ciebie. I że to jest wybór... nie przeznaczenie.
Harry nabrał głęboko powietrza, skinął głową, po czym odetchnął. Snape także odetchnął -
bardziej dyskretnie.
Usiłował, podczas kilku bezsennych godzin, wyobrazić sobie mroczne ścieżki, którymi Harry mógł
podróżować. Wiedział, że byłby aż za dobrym towarzyszem tej podróży - że niezależnie od
przekonań Dumbledore'a nie był najodpowiedniejszą osobą do tego, by zmienić Harry'ego w
porządnego i przykładnego obywatela. Odkrył jednak, że nie potrafi wyobrazić sobie Harry'ego
zwołującego armię, szturmującego ministerstwo czy robiącego jakąkolwiek z rzeczy, jakie zrobił
Voldemort.
I to był klucz: Harry nie pożądał potęgi. Chciał chronić ludzi, którzy byli mu bliscy. Przywiodło go
to w wielkie niebezpieczeństwo i zło, ale nie zaspokajał tej części siebie celowo. Snape miał
nadzieję - śmiał mieć nadzieję - że cokolwiek się zdarzy, świat nigdy nie znajdzie się pod rządami
Lorda Pottera. Harry po prostu nie miał do tego głowy. Jeśli wierzyć w przeznaczenie (a Snape nie
był pewny, czy wierzy), jakieś dobre bóstwo musiało obdarzyć Harry'ego zdumiewającą mocą i
jednocześnie brakiem ambicji, by coś z tą mocą robić. Jasna cholera, kiedy uda mu się wrócić do
siebie, znów zacznie non stop gadać o quidditchu. Prawdopodobnie.
- Więc... coś ciekawego? - zapytał Harry lekko, znów patrząc w swoją herbatę.
Snape zerknął do gazety, przez chwilę podumał w ciszy, po czym powiedział:
- Cóż, na stronie drugiej twoi przyjaciele lamentują, jak strasznie się o ciebie martwią.
Harry wyprostował się i podniósł wzrok.
- Co?
Wciąż nie powiedział Snape'owi, co wydarzyło się w skrzydle szpitalnym. Snape wiedział jedynie,
że Harry wyjawił Granger i Weasleyowi przynajmniej część prawdy i że nie skończyło się to dobrze.
Ale dzisiaj, na stronie drugiej, Granger i Weasley stwierdzali publicznie, że martwią się o Harry'ego
i jeśli to przeczyta, czy mógłby się z nimi skontaktować, dać im znać, że nic mu nie jest? Aby
dopełnić patosu, artykuł ("Wróć do domu, Harry" - błaga najlepszy przyjaciel Chłopca, Który
Przeżył) opatrzony był zdjęciem Granger i Weasleya, którzy stali razem i wyglądali żałośnie.
Harry złapał gazetę i szybko przeczytał artykuł. Jego policzki poczerwieniały, a dolna warga
zadrżała na moment. Gazeta zatrzęsła się w jego dłoniach.
Potem odchrząknął.
- Cóż - stwierdził. - To miłe, prawda?
- Uważam, że bardzo wzruszające - powiedział Snape. - Podaj herbatę.
Dzbanek z herbatą stał na blacie kuchennym, więc Harry musiał wstać, by go przynieść. Snape
lubił go do tego zmuszać - by szedł-i-przynosił jak mugol. Dobrze mu to robiło. I przy okazji nie
raniło Snape'owego ego.
101
SERIA HERBACIANA - część 7 O g i e ń P r z e z O g i e ń
- Taa, racja - rzekł Harry, unosząc dzbanek - nie było cię tam. Nie słyszałeś, co mi powiedzieli. O
tobie. I w ogóle.
- Domyślam się, że coś strasznego - oświadczył Snape. - W szafce jest cukier.
- Nie słodzisz. Na Merlina, gdybyś widział twarz Rona. Myślałem, że chce mnie zabić. Nawet
teraz wciąż nie mogę o tym myśleć. A teraz chce, żebym "wrócił do domu"? - Harry cisnął dzbanek
na stół, niemal go rozbijając. - Chciałbym wiedzieć, gdzie jest dom. Nie w Hogwarcie, już nie.
Nie wydawał się oczekiwać odpowiedzi. Snape jedynie na niego patrzył i czekał. Harry wciąż
patrzył na dzbanek i ciężko oddychał. Potem wypalił:
- Możemy iść się przejść? Chciałbym zobaczyć miasto. Dzień jest przyjemny.
Snape nabrał głęboko powietrze i skinął. Z czarem maskującym powinno być dość bezpiecznie, a
poza tym chciał zobaczyć, jak Harry poradzi sobie, gdy ponownie znajdzie się poza strefą
bezmagiczną. Dobrze mu zrobi wyjście, zobaczenie nowych miejsc, wyrwanie się z rozmyślań.
Snape był w gruncie rzeczy zaskoczony, że nie poprosił o to wcześniej.
- Byłeś tutaj jako dziecko, prawda? - spytał Harry.
- Krótko - odparł Snape. - Może jakiś miesiąc. Miałem wtedy sześć czy siedem lat. Nie pamiętam
wiele, tyle tylko, że podobało mi się. - Większość jego wspomnień składała się ze słońca i ciepła,
których potem mu brakowało. Przyzwyczaił się do lochów. Przechylił głowę na bok i zapytał: - Kiedy
chciałbyś iść?
- Kiedy? Och. Za jakąś godzinę?
- Czemu nie teraz? - spytał Snape, raczej logicznie. - Masz jakieś pilne spotkanie?
- No, nie - powiedział Harry i znów popatrzył na gazetę. Zaczerwienił się. - Ja, ee... Pomyślałem
sobie, że napiszę list.
Obdarzył Snape'a długim spojrzeniem, a potem, bez dalszych słów, wyciągnął rękę i przykrył nią
dłoń Snape'a.
Snape spojrzał w oczy Harry'ego - zielone jak zawsze, nie czerwone i nie zimne - i nie cofnął
dłoni.
***
- To moja wina - powiedział cicho profesor Lupin. - Profesor Dumbledore poprosił mnie, bym
został i miał oko na Harry'ego. Odmówiłem. Sądziłem, że bardziej się przydam w innych rzeczach...
a Harry sam mi powiedział, że mnie nie tu nie potrzebuje.
Przybył do Hogwartu poprzedniego wieczoru i zaraz tego ranka odszukał Rona i Hermionę. Ron
cieszył się jego spokojną, pewną obecnością, jednak rozczarowany był, że Lupin nie wie więcej niż
oni. Harry'ego nie było od tygodnia, a Snape'a razem z nim.
Ron - który sądził, że nigdy nie będzie w stanie wybaczyć Harry'emu, który przez dwadzieścia
cztery godziny nie pragnął niczego więcej, jak tłuc go pięścią raz po raz - dość szybko zdał sobie
sprawę, że niezależnie od swego gniewu dałby wszystko, żeby Harry wrócił do domu cały i zdrowy,
i najlepiej bez Snape'a. Wtedy będzie mu mógł nakopać, na co zasłużył. Jeśli nic mu rzecz jasna nie
będzie.
- Ale nikt nic nie wie - stwierdziła Hermiona z desperacją. Ona też ciężko to przyjmowała. Miała
nawet problemy, by skoncentrować się na pracach domowych. - Kilka razy spotkałam tutaj
Moody'ego, a on za każdym razem wzrusza ramionami, gdy mnie widzi. Jeśli on nie potrafi znalezć
Harry'ego, to kto?
- Chciałbym wiedzieć - powiedział Lupin.
Siedzieli na zewnątrz chaty Hagrida, otuleni pelerynami z powodu porannego chłodu. Ron
wolałby zostać w środku, ale przez ostatni tydzień wszyscy się na nich gapili i przyglądali, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl