[ Pobierz całość w formacie PDF ]

karku, uÅ‚amaÅ‚ gaÅ‚¹zkê tarniny i powoli wypl¹taÅ‚ j¹ z wÅ‚osów dziewczyny.
 Dziêkujê  powiedziaÅ‚a, bior¹c z jego r¹k dÅ‚ugie pasmo.
StaÅ‚ nad ni¹, wielki, muskularny. Ale jego rêce, gdy usuwaÅ‚ jej z wÅ‚o-
sów cierniow¹ gaÅ‚¹zkê, byÅ‚y tak delikatne jak rêce ojca.
 Dziêkujê  powtórzyÅ‚a cicho. CzekaÅ‚a, by przestaÅ‚ siê w ni¹ wpa-
trywaæ i pomógÅ‚ wsi¹Sæ na konia.
Nie ruszaÅ‚ siê z miejsca.
Nieoczekiwanie, niczym katharsis, wylaÅ‚ siê z niego potok słów.
 MySlisz, ¿e oszukaÅ‚em ciê, Rachel, zarêczaj¹c siê z Judith i utrzy-
muj¹c kontakty z Charmian, ale mylisz siê. Nie byÅ‚o w przeszÅ‚oSci ani
jednej chwili, ¿ebym nie mySlaÅ‚ o tobie, nie wyobra¿aÅ‚ sobie ciebie, nie
pragn¹Å‚ ciê&
Nie byÅ‚a w stanie mySleæ, nie byÅ‚a w stanie nawet oddychaæ. Jedy-
ne, co mogÅ‚a, to wpatrywaæ siê w niego z mieni¹c¹ siê od nawaÅ‚u uczuæ
twarz¹ i czekaæ na dalszy ci¹g.
 To nie jest miejsce dla ciebie, Rachel  mówił ochrypłym z prze-
konania gÅ‚osem.  A ja miaÅ‚em zbyt wiele obowi¹zków, ¿eby zostawiæ
je za sob¹. ZrobiÅ‚em wobec tego najlepsze, co byÅ‚o mo¿na. Zadowoli-
Å‚em mojego ojca, zarêczaj¹c siê z Judith, gdy¿ mogÅ‚em dziêki temu przy-
sporzyæ rodowi  wÅ‚aSciwego dziedzica, i staraÅ‚em siê, by kochanka byÅ‚a
zadowolona, tak ¿ebym miaÅ‚ gdzie zaspokoiæ potrzebê kontaktu z ko-
biet¹. Ale nigdy i nigdzie nie mogÅ‚em zaspokoiæ pragnienia ciebie&
PrzeÅ‚knêÅ‚a wzbieraj¹ce Å‚zy. Nie chciaÅ‚a mu dawaæ jeszcze wiêkszej
satysfakcji.
 To znaczy, ¿e nigdy mnie naprawdê nie potrzebowaÅ‚eS. IstniaÅ‚o
proste rozwi¹zanie twoich problemów: poSlubiæ mnie i przywiexæ mnie
tutaj.  ZaSmiaÅ‚a siê gorzko.  Zastanawiam siê, dlaczego nigdy o tym
nie pomySleliSmy?
154
 Nie cierpiê widzieæ ciê tutaj  jego oczy bÅ‚ysnêÅ‚y gwaÅ‚townie. 
To nie miejsce dla ciebie. Ty jesteS czysta, bez skazy. Nie jesteS dziwk¹
gotow¹ rozchyliæ nogi dla kolejnej bÅ‚yskotki ani mÅ‚odsz¹ synow¹, spi-
skuj¹c¹ ze swoj¹ mamusi¹, jak by tu opró¿niæ rodzinne kufry. JesteS
naprawdê prosta i dobra i pragn¹Å‚bym, ¿ebyS  jeSli nie jest za póxno 
wyjechaÅ‚a st¹d, zanim Northwyck zepsuje i ciebie.
 Dlaczego na siÅ‚ê odrywaæ mnie od ciebie? To nie ma sensu  wy-
krztusiÅ‚a. W jej oczach, niczym ogieñ i lód, zalSniÅ‚y Å‚zy.
MiêSnie na policzkach Noela napiêÅ‚y siê w gruzeÅ‚ki.
 ZawÅ‚adnêÅ‚aS mn¹, Rachel, czy wiesz o tym, czy nie. Za jeden z two-
ich uSmiechów poszedÅ‚bym na koniec Swiata i z radoSci¹ umarÅ‚bym, pró-
buj¹c tam dotrzeæ. Zawsze ochraniaÅ‚bym ciê, nawet kosztem wÅ‚asnego
bezpieczeñstwa. ZrobiÅ‚bym dla ciebie wszystko&  w jego gÅ‚osie za-
brzmiaÅ‚a udrêka  & oprócz skalania ciê tym miejscem i tym sposobem
¿ycia.
 To miejsce i ¿ycie, jakie prowadzisz, mog¹ siê zmieniæ. Mo¿e od-
mieniæ je miÅ‚oSæ. Spójrz na Tommy ego i Clare&
ChwyciÅ‚ j¹ za ramiona i przyci¹gn¹Å‚ do siebie.
 Co to jest miÅ‚oSæ?  spytaÅ‚ z ustami przy jej ustach.  Co to takie-
go? Czy mySlisz, ¿e nêdzarz rozumie, co to uczta?
 To jest miÅ‚oSæ  szepnêÅ‚a, muskaj¹c jego wargi.  I to  jedn¹ dÅ‚o-
ni¹ pogÅ‚adziÅ‚a pieszczotliwie jego kark, a drug¹ napiêty policzek.
Klamra jego r¹k zacisnêÅ‚a siê wokół niej. OdnalazÅ‚ jej usta. PocaÅ‚u-
nek byÅ‚ coraz mocniejszy i gÅ‚êbszy& JêknêÅ‚a z rozkoszy, gdy poczuÅ‚a
w ustach jego gor¹cy jêzyk.
 Połó¿ siê tu ze mn¹, Rachel. W tym Swiêtym miejscu. Pozwólmy
mu zmartwychwstaæ, choæby na ten jeden raz.
W górze, na pociemniaÅ‚ym bÅ‚êkicie nieboskÅ‚onu, wzeszedÅ‚ ksiê¿yc.
Zbyt dÅ‚ugo zwlekaÅ‚a z decyzj¹& Schyliwszy gÅ‚owê, patrzyÅ‚a, jak rozpi-
na jej ¿akiet i chwyta lekko zêbami okryt¹ batystem pierS.
Jakby na zewn¹trz siebie samej, podziwiaÅ‚a krucz¹ czerñ jego wÅ‚o-
sów. Jakie blade wydaj¹ siê na ich tle jej palce, przegarniaj¹ce krótko
przyciête pasma& Zamkn¹Å‚ jej rêkê w swojej. Jej drobna dÅ‚oñ w jego
wielkiej& Jak dobrze zdaj¹ siê do siebie pasowaæ! Czy ich ciaÅ‚a bêd¹
pasowaæ równie dobrze?  przemknêÅ‚a przelotna mySl&
Obok, w zapadaj¹cej ciemnoSci, przestêpowaÅ‚y z nogi na nogê ko-
nie, Rachel jednak niemal ich nie sÅ‚yszaÅ‚a, gdy kÅ‚adÅ‚ j¹ na gruby dywan
bluszczu. Spódnica wzdêÅ‚a siê i uÅ‚o¿yÅ‚a wokół falami, jakby kusz¹c go,
by usÅ‚aÅ‚ sobie z niej Å‚o¿e.
155
 OczySæ to miejsce  szepn¹Å‚, odpinaj¹c perÅ‚owe guziczki stanika,
a potem haftkê ró¿owego satynowego gorsetu. Uwolnione z wiêzów za-
lSniÅ‚y w Swietle ksiê¿yca biel¹ alabastru jej obfite piersi.
Natychmiast uj¹Å‚ silnymi dÅ‚oñmi ich peÅ‚niê. OdrzuciÅ‚a w tyÅ‚ gÅ‚owê.
Niech nie przestaje& niech nie odchodzi!
Obj¹Å‚ ustami brodawkê. StwardniaÅ‚a pod jego jêzykiem. Teraz dru-
g¹& Nie zwracaÅ‚ uwagi na jej westchnienia i dziko bij¹ce tu¿ pod jego
dÅ‚oni¹ serce. Wreszcie, gdy nie byÅ‚a dÅ‚u¿ej w stanie znieSæ tej rozko-
szy, szarpn¹Å‚ halkê i spódnicê, Sci¹gn¹Å‚ je i zÅ‚o¿yÅ‚ j¹ na nich z powro-
tem.
 Noel  wypowiedziaÅ‚a szeptem jego imiê. Tak, tak& Niech nie
przestaje, niech j¹ wexmie! PragnêÅ‚a go i ciaÅ‚em, i dusz¹, równoczeSnie
peÅ‚na obawy, tÅ‚umi¹c chêæ ucieczki.
ZrzuciÅ‚ buty, koszulê i spodnie i ukl¹kÅ‚ nad jej nagim ciaÅ‚em. Serce
zaÅ‚omotaÅ‚o jej szybciej na widok jego imponuj¹cej, groxnej mêskoSci. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl