[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biura gestapo, aby prosić o kwit potwierdzający, \e Niemcy zabrali kosztowności. Kiedy
młody gestapowiec usłyszał, o co prosi cieniutka jak trzcinka Polka, zaśmiał się i powiedział:
 Niech pani szybko stąd wyjdzie, bo za chwilę nie wyjdzie pani nigdy". Chyba dopiero wtedy
moja babcia zrozumiała, w jak groznej znalazła się sytuacji, i bardzo szybko opuściła
diabelskie miejsce.
Kiedy zmarł ojciec Janki, Józef, w domu zostały same kobiety: Helena, Janka z córeczką
Zosią, stara niania zwana Ciapką i Nastka.
Józef (mój pradziadek) zmarł, jak wspomniałam, grając w bryd\a, ale ju\ przedtem od
pewnego czasu czuł się bardzo zle. Zachorował po tym, jak bolszewicy na jego oczach zabili
Wampa. Przejechali go samochodem, kiedy szedł spokojnie chodnikiem. Na szczęście zginął
na miejscu, nie cierpiał. Pradziadek porwał zwłoki swojego przyjaciela na ręce i pobiegł do
domu. Liczył, \e mo\e da się jeszcze uratować  Aampiczka". Kiedy dobiegł na miejsce,
zasłabł. Potem ju\ niechętnie wychodził z domu, zazwyczaj tylko na podwórko, aby poklepać
starego Nera, ale kiedy pijany bolszewik wszedł przez bramę i zastrzelił czarnego wielbiciela
kaczek, Józef te\ postanowił odejść. Po prostu zgasł.
Przyszedł rok 1945. Koniec wojny i początek tułaczki. Polacy mieszkający w Grodnie dostali
do podpisania dokument, w którym mieli się zadeklarować jako obywatele Związku
Radzieckiego. Moja dzielna Beba odmówiła. Było to równoznaczne ze zsyłką na Sybir.
Jeszcze tej samej nocy trzeba było uciekać. Przyjaciele pomogli, wyposa\yli, w co się dało.
Jedni dali pieniądze, inni bi\uterię. Janka spakowała trochę rzeczy i razem z mamą, córką,
starą nianią i kotem Mońkiem opuścili rodzinne Grodno na zawsze. W domu została tylko
Nastka i jej koty.
Jechały pociągiem towarowym na zachód. Celem był Gdańsk, tam miał czekać Karolek.
Kiedy pociąg zatrzymał się w Warszawie, Janka usłyszała swoje imię i nazwisko
wykrzykiwane znajomym głosem. Wysiadły w pośpiechu. Stolica przywitała je radosnym
śmiechem Karolka.
Zaczął się nowy, trudny etap w ich \yciu. Obce miasto i ukrywanie swojej przynale\ności
klasowej. Na szczęście do Warszawy zaczęli jeden po drugim zje\d\ać przyjaciele z Grodna.
W sercu Janki zapalił się malutki promyczek. Zakochała się. Edward był przedwojennym
bankowcem. Zakładał w Warszawie pierwszy bank. Dzięki niemu Janka dostała pracę.
Zamieszkali razem. Edward był chory na niewydolność nerek (mocznicę). W tamtym czasie
nie było co marzyć o dializach, a tym bardziej o przeszczepie. Zaczął bardzo cierpieć.
Wyjechał do Aodzi niby w interesach, ale chciał tam zakończyć swoje cierpienia, nie robiąc
Jance kłopotu. Wyskoczył z okna wysokiego budynku. Zginął na miejscu. Jest pochowany
razem z Janką na Powązkach.
Moja babcia znowu została sama, ale nie do końca. Byli przy niej starzy przyjaciele 
Karolek, państwo Popławscy, pani Irma, zwana przez Karolka  damą Kameliową", ukochana
szwagierka ciocia Zosia z córkami, ciocia Kumcia (nie pamiętam jej imienia, ale jako
dziewczynki razem z Janką chrzciły wszystkie koty), ukochana przyjaciółka rodziny pani Ala
 Eulalia Weldon z rodzicami (jej mą\ zginął w Katyniu), pan Autuchiewicz i wielu innych,
których nie pamiętam. W Warszawie powstało malutkie Grodno. Wszystkie święta i
uroczystości rodzinne obchodzili wspólnie. Pamiętam wielu z nich i nie spotkałam ju\ nigdy
ludzi, którzy tak jak oni potrafili się bawić.
Warszawskie \ycie Zośki
Rok 1945. Pociąg stukał monotonnie, w wagonie panował tłok i smród. Dziesięcioletnia
dziewczynka wtulona w babcię i kota 58 spała niespokojnie. Zosia te\ zostawiła swój świat.
Na szczęście obok była ukochana babcia Helena i kot.
Warszawa wydawała się obca i na dodatek ktoś ukradł Mońka. Koty były wtedy na wagę
złota ze względu na plagę myszy. W dodatku Moniek wzbudzał ogólne zainteresowanie swoją
urodą. Wyglądał jak dzisiejsze koty syberyjskie, a mo\e był jeszcze ładniejszy.
Zbli\ały się Zwięta Wielkanocne. Babcia Helena została wydelegowana na targ, aby za cię\ko
uciułane grosze kupić gęś. Jak święta to święta. Zosia po stracie kota przycichła. Smutny jest
dom bez brata mniejszego.
Co przyniosła Helena z targu? Oczywiście psa! Zamiast gęsi na świątecznym stole, zjawił się
rozkoszny szczeniak pod stołem. Janka była trochę zła na swoją mamę, ale wesoły piesek nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl