[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest od nich lepsza. Zaczęła też pić i mieć gorsze oceny Po poprzednim roku szkolnym rodzice wysłali ją na wakacje do
ciotki w Kolorado. Gdy tylko się tam znalazła, zaczęła chodzić na długie wędrówki w góry i robić zdjęcia
krajobrazowe aparatem swojej ciotki. Zakochała się w fotografii i spędziła najcudowniejsze wakacje, podczas których
zdała sobie sprawę, że w życiu liczy się coś więcej niż bycie cheerleaderką i prowadzanie się z ąuaterbackiem drużyny
futbolowej. Po powrocie do domu zerwała z Markiem, rzuciła futbol i przyrzekła sobie, że będzie dla wszystkich dobra
i miła. Mark tego nie przebolał. Sara mówi, że wciąż uważa ją za swoją dziewczynę i wierzy, iż ona do niego wróci.
Brakuje jej jedynie psów, do których się przywiązała, bywając w jego domu. Opowiadam jej wtedy o Berniem
Kosarze, o tym, jak pojawił się u nas ni stąd, ni zowąd po moim pierwszym dniu w szkole.
Rozmawiając, pracujemy W pewnym momencie sięgam do piekarnika bez rękawic kuchennych i wyjmuję foremkę
z babeczką. Ona to widzi i pyta, czy nic mi nie jest, udaję więc, że się oparzyłem, potrząsam ręką, choć tak naprawdę
nic nie czuję. Idziemy do zlewozmywaka i Sara odkręca letnią wodę, żeby złagodzić oparzenie, którego nie ma. Kiedy
ogląda moją rękę, wzruszam ramionami. Podczas dekorowania babeczek pyta o mój telefon i mówi, że widziała w nim
tylko jeden zapisany numer. Tłumaczę jej, że to numer Henriego, że zgubiłem swoją starą komórkę z wszystkimi
kontaktami. Pyta, czy zostawiłem tam, gdzie mieszkałem poprzednio, jakąś dziewczynę. Mówię, że nie, ona się
uśmiecha, co mnie powala na kolana. Przed końcem zajęć Sara opowiada o zbliżającym się festynie Halloween, wyraża
nadzieję, że się tam pojawię i że może spędzimy ten czas razem. Mówię, że byłoby fajnie, udaję luzaka, choć w środku
jestem cały wniebowzięty.
11
Nachodzą mnie wizje w przypadkowych chwilach, zwykle gdy się ich najmniej spodziewam. Czasem są krótkie i
przelotne: moja babcia trzymająca szklankę wody i otwierająca usta, żeby coś powiedzieć, ale nie doczekuję się słów,
bo obraz znika tak szybko, jak się pojawił. Czasem są dłuższe, bardziej realistyczne: mój dziadek bujający mnie na
huśtawce. Czuję siłę jego ramion, kiedy wzbija mnie w górę, i motyle w żołądku, kiedy opadam. Mój śmiech niesiony
wiatrem. Potem obraz odpływa. Czasem wyraznie pamiętam sceny ze swojej przeszłości, pamiętam, że byłem ich
częścią. Ale bywa, że są dla mnie całkiem nowe, jakby to, co widzę, nigdy się nie wydarzyło.
27
W dużym pokoju, kiedy Henri przeciąga loryjskim kryształem po moich ramionach, a moje dłonie zwisają nad
płomieniami, widzę taką scenę: jestem małym chłopcem - trzy-, może czteroletnim - biegnącym przez nasze frontowe
podwórze ze świeżo przyciętą trawą. Jest przy mnie zwierzę z ciałem psa, ale sierścią jak u tygrysa. Ma okrągłą głowę,
tułów z wydatną klatką piersiową osadzony na krótkich nogach. Nie przypomina żadnego znanego mi zwierzęcia.
Przykuca i spina się do skoku na mnie. Zmieję się bez opanowania. Potem zwierzak podskakuje, ja próbuję go złapać,
ale jestem za mały i obaj upadamy na trawę. Mocujemy się. On jest ode mnie silniejszy. Nagle wyskakuje w powietrze
i zamiast spaść na ziemię, jak się spodziewam, zamienia się w ptaka, podfruwa i kołuje tuż nade mną, poza moim
zasięgiem. Krąży jakiś czas, potem opada, przefruwa między moimi nogami i ląduje pięć metrów dalej. Zamienia się w
zwierzę, które wygląda jak małpa bez ogona. Przykuca nisko, żeby na mnie skoczyć.
W tym samym momencie pojawia się jakiś mężczyzna. Jest młody, ubrany w srebrnoniebieski gumowy kombinezon
przylegający ciasno do jego ciała, tego typu kombinezon, jakich używają nurkowie. Mówi do mnie w języku, którego
nie rozumiem. Wymawia imię Hadley" i kiwa na zwierzę. Hadley podbiega do niego, zmienia postać z małpy
na coś większego, podobnego do niedzwiedzia, ale z grzywą lwa. Mają głowy na tym samym poziomie i mężczyzna
drapie Hadleya pod brodą. Wtedy wychodzi z domu mój dziadek. Wygląda młodo, ale wiem, że musi mieć co najmniej
pięćdziesiąt lat. Podaje mężczyznie rękę na powitanie. Mówią coś, ale ja nic z tego nie rozumiem. Mężczyzna spogląda
na mnie, uśmiecha się, unosi rękę i nagle odrywam się od ziemi i frunę. Hadley mi towarzyszy, znów jako ptak.
Całkowicie panuję nad swoim ciałem, ale to mężczyzna steruje moim lotem, ruszając ręką w prawo lub w lewo. Bawię
się z Hadleyem w powietrzu, on łaskocze mnie dziobem, ja próbuję go złapać. I raptem mam otwarte oczy, koniec
wizji.
- Twój dziadek potrafił na zawołanie stawać się niewidzialny - mówi Henri, a ja znów zamykam oczy. Kryształ
przesuwa się w górę po moim ramieniu, rozprowadzając neutralizator ognia po całym moim ciele. - To jedno z
najrzadszych Dziedzictw, rozwijające się tylko u jednego na stu Loryjczyków, i on należał do tych wybrańców. Umiał,]
sprawić, że on sam i wszystko, czego dotknął, całkowicie znikało. Pewnego razu, kiedy jeszcze nie wiedziałem, jakie
odziedziczył moce, twój dziadek chciał ze mnie zażartować. Miałeś trzy latka i właśnie zacząłem pracować u twojej
rodziny. Poprzedniego dnia zjawiłem się u was po raz pierwszy i kiedy na drugi dzień wspiąłem się na to samo wzgó-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]