[ Pobierz całość w formacie PDF ]
* Nawet nie pytam, skąd pan wziął ten strój * powiedział surowo Mareczek, który zaczął
podejrzewać, że Kusibab dokonał czynnej napaści na mundurowego.
* Brat jednej mojej znajomej służy * wyjaśnił Zenon. * Pożyczyłem sobie od niego, gdy odsypiał
wyjątkowo
huczne imieniny. Musicie zrozumieć, że ja chciałem się tu wtopić w tłum. Ten glina jest na moim
tropie.
Mareczek wspomniał komisarza Małeckiego, ale nie pomyślał o nim ciepło. Co to za as
kryminalistyki, który pozwala, by podejrzany przejrzał jego zamiary. Pokręcił więc z niesmakiem
głową. Jorge Yorge chyba miał rację * policjanci to darmozjady. Niby tygodniami prowadzą
śledztwo, a co z niego wynika? Kusibab terroryzuje nas w hotelu w biały dzień". Co prawda nie był
to wcale biały dzień, a czarna noc, ale poza tym wszystko się zgadzało.
W tym momencie rozległo się pukanie, potem ktoś nacisnął klamkę i w drzwiach pojawiła się Adela
z wysoce zaniepokojoną Martą. Adela objęła wzrokiem całą scenę i podobnie jak przedtem
Mareczek, zaniemówiła z powodu arystokratycznego stroju Mizery, który wygładził fałdki piżamy
z pewną dumą.
* Ja nie mogę! * odezwała się.
* Pan Kusibab jest tutaj * przypomniał jej Mareczek. * I chce, żebyśmy mu zorganizowali przerzut
za granicę.
Tu pokrótce wyjaśnił sprawę kradzieży manuskryptu Klubu posępnych żniwiarzy i ogólnie
zarysował tło tej okrutnej zemsty. Dokładał też wszelkich starań, by Adela nie wybuchnęła
śmiechem, jak poprzednio Mizera. Dawał jej zatem znaki, polegające na prezentowaniu
uciekającego oka (czego nauczył się w Bielsku od pani Malinowskiej), wydawał też znaczące
dzwięki. Adela była inteligentna, więc wzruszyła ramionami, zdusiła śmiech oraz natychmiast
porzuciła pomysł uświadomienia Kusibabowi, w jak mylnym błędzie" tkwi w sprawie wartości
wyżej wzmiankowanej powieści.
* Coś pan? * powiedziała zamiast tego wszystkiego, obrzucając Kusibaba spojrzeniem pełnym
zdumienia. * Naoglądał się pan filmów szpiegowskich czy się pan szaleju objadł? Skąd my panu
przerzut wezmiemy?
Opryszek wzruszył ramionami.
* Nie mówcie, że nie dacie rady! Są różne targi zagraniczne, wyjazdy na spotkania z autorami,
możecie mnie przemycić...
* Ciekawe, jak * mruknął Mareczek. * Nawet do bagażnika się pan nie zmieści, poza tym komisarz
Małecki nas też ma na oku...
Adela pokiwała głową i stwierdziła:
* A w ogóle, to już dawno powinniśmy donieść na pana policji. Ten glina trzyma nas w szachu i
szantażuje. Jeżeli pana nie wydamy, dobierze się nam do skóry...
Kusibab wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Sytuacja zrobiła się poważna. Zrozumiał ich
szatańską grę * w momencie gdy zakapują go policji, nie tylko przestaną bać się zdemaskowania
jako autorzy podrobionej książki, ale mogą mu sprytnie wykraść Klub posępnych żniwiarzy i
zwalić wszystko na niego. Od razu pożałował, że pochwalił się swoją zemstą na Cebuli.
* Macie samochód? * spytał więc szybko, a Adela skinęła głową.
* W takim razie ostatnia przysługa i możecie na mnie donieść na policję. O drugiej w nocy
odchodzi mi pociąg do Wiednia, zawieziecie mnie na dworzec i dacie parę stówek na bilet.
* A w życiu! * sprzeciwił się Mizera. * Nic panu nie damy! Niby za co? To pan nam powinien
zapłacić, że przemęczyliśmy tego pańskiego gniota! Teraz żyje pan na nasz koszt z tantiem...
* Akurat * powiedział ze smutkiem Kusibab. * Odkąd dostałem zaliczkę, nic więcej nie wpłynęło,
widocznie wasz prezes uznał, że nie żyję, i przestał płacić... Bądzcie ludzmi, zgarnęliście nagrodę
za ten kryminał, co tam dla was jest marne kilka stówek.
* Mowy nie ma * sprzeciwiał się zdecydowanie Mizera, podczas gdy reszta zaczęła pękać, bo
Kusibab rzeczywiście wyglądał jak półtora nieszczęścia.
* Nie będziemy wspólnikami przestępcy * wyjaśniła życzliwie Marta. * Już mamy dosyć własnych
kłopotów!
* A gdybym was zmusił? * zapytał groznie Kusibab, wyciągając z kieszeni jakiś dziwny przedmiot.
Trudno było powiedzieć, co to właściwie jest. Mógł być to granat albo nawet element małej
głowicy nuklearnej, należało więc uważać.
* Tym nas pan będzie straszył? * upewniła się Adela. * Nie wiem, co to jest, ale nie wygląda
groznie, a nas jest czworo...
* Banda czworga * powiedział nienawistnie Kusibab. * To jest pojemnik z bronią biologiczną,
zginę ja, ale wy razem ze mną...
* Zwariował kompletnie * uznał Mizera i postanowił ostentacyjnie lekceważyć Kusibaba.
Ten jednak był zdeterminowany. Odbezpieczył dziwny pojemnik, nacisnął go, a z wnętrza zaczęła
się wydobywać jakaś ciemna, podejrzanie pachnąca substancja. Adela i Marta zaczęły kaszleć, a
Mareczek powiedział pojednawczo:
* Nawet gdybyśmy dali się zastraszyć, to nie mamy jak pana przewiezć, by nie zostać
zauważonymi. Samochód jest mały, do bagażnika się pan nie zmieści, a w innym wypadku ktoś
pana zobaczy.
Kusibab najwidoczniej był przygotowany i na taką okazję, bo wyciągnął z przepaścistego worka
peruczkę w kolorze brązowym.
* Nie ma strachu * powiedział. * Przebiorę się.
* Za kogo? * zainteresował się Mareczek, bo wielce ciekawiło go następne wcielenie utrapionego
natręta.
* Za nią * Kusibab wskazał Adelę, która nie posiadała się ze złości.
* Jak to za mnie? Przecież pan wcale nie jest do mnie podobny...
* Ale będę * stwierdził oszust uspakajająco i wdział perukę na głowę. * Musi mi pani tylko
pożyczyć jeden ze swoich swetrów...
* No nie! * warknęła Adela. * Pan ma dwa metry wzrostu i waży ze sto kilo! Nie zmieści się pan w
żaden mój sweter!
Kusibab obrzucił Adelę taksującym wzrokiem.
* No, panienko, ty też wcale szczupła nie jesteś! Odrobina dobrych chęci i się zmieszczę!
* Będzie pana widać w samochodzie * jęknął Mareczek.
I to nie stanowiło trudności, bo rzezimieszek oświadczył, że po prostu się schyli. Adela,
terroryzowana pojemnikiem z czarną substancją, poszła po sweter, a Kusibab wyciągnął z torby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]