[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W wielu rzeczach jesteÅ› ode mnie lepsza. MogÄ™ siÄ™ przy tobie
dużo nauczyć. Możesz mnie uczyć prawdziwej wiary w Boga
Co innego się liczy? Nie myśl, że jesteś w jakikolwiek sposób
gorsza ode mnie, bardzo ciÄ™ proszÄ™.
Poszli na górę.
- To miÅ‚o, że firma daÅ‚a ci taki prezent - rzekÅ‚, za­
uważywszy srebra. - Znam Chapmana od zawsze, był dobrym
przyjacielem mojego ojca Wiedziałem, że przyśle coś ładnego.
Zobaczysz, będzie jeszcze więcej prezentów, gdy ludzie się
dowiedzą. Ciekawe, co da Isabel Cresson. Gdybyśmy żyli
w dawnych czasach, dałaby ci na pewno pierścionek
w kształcie węża z rubinowym oczkiem i z ukrytą szpileczką
z trucizną, ale myślę, że w naszych czasach nie musimy się
niczego obawiać. Na pewno zadowoli się jedynie srebrnym
bażantem i parą wilków do kominka.
17.
Następnego ranka Marion powiedziała koleżankom, że jest
to jej ostatni dzieÅ„ w pracy. Wiele z nich zmartwiÅ‚a ta wiado­
mość, ale życzyły jej wszystkiego najlepszego w nowym życiu.
ObstÄ…piÅ‚y jÄ… wokoÅ‚o, aż klienci przystawali i patrzyli z zacieka­
wieniem na grupkÄ™ ekspedientek, a zwÅ‚aszcza na najpiÄ™k­
niejszÄ… z nich, ubranÄ… w zwyczajnÄ… czarnÄ… sukienkÄ™ i noszÄ…cÄ…
na palcu wspaniaÅ‚y pierÅ›cieÅ„ z brylantem. Do koÅ„ca dnia wia­
domość o jej rychłym ślubie dotarła do wszystkich znajomych
w sklepie, którzy przychodzili po kolei z życzeniami i małymi
prezentami. Półki przy jej ladzie zapełniły się większymi
i mniejszymi paczuszkami, tak że część musiała odnieść na
zaplecze. Okazało się, że Marion miała więcej przyjaciół niż
się spodziewała. Młoda, niewysoka dziewczyna z działu mod-
niarskiego przyniosła jej ręcznie haftowaną chustę, prawdziwe
dzieło sztuki. Marion nie znała jej nawet dobrze, raz tylko
poświęciła kilka minut swojej przerwy, żeby ją zastąpić, gdy
zle siÄ™ czuÅ‚a. Starsza, trochÄ™ opryskliwa sprzedawczyni o suro­
wej twarzy wrÄ™czyÅ‚a jej biaÅ‚e koronkowe rÄ™kawiczki. Dziew­
czyna wiecznie żujÄ…ca gumÄ™ i noszÄ…ca taniÄ… biżuteriÄ™ ofiaro­
wała jej najmodniejszą jedwabną parasolkę. Kierownik działu
dał jej w prezencie zegar z brązu, jedna z kasjerek torebkę
wyszywanÄ… srebrnÄ… nitkÄ…. ChÅ‚opiec na posyÅ‚ki, któremu poma­
gała nieraz wychodzić z tarapatów, jakich przysparzało mu
jego zamiÅ‚owanie do kawałów, przyniósÅ‚ jej pozÅ‚acany napars­
tek. Dostała jeszcze chusteczki z jedwabiu, chusty, broszki
i bransoletki, wazoniki i świeczniki, lampkę nocną, dwa lub
151
trzy obrazy, może nie najwyższych lotów, ale ofiarowane z ser­
ca. Marion ogromnie siÄ™ wzruszyÅ‚a, widzÄ…c, jak bardzo jÄ… polu­
bili ci, z którymi przepracowała cały rok. Jaka szkoda, że nie
zdawała sobie z tego sprawy wcześniej!
Plotka głosiła, że ma poślubić kogoś z wyższych kręgów,
i wszyscy byli dumni, że m o g ą się pochwalić taką koleżanką.
Nikt jej nie zazdrościł ani nie stracił do niej sympatii dlatego,
że miała szansę wkroczyć w lepsze życie. Nawet stary wozny,
który zawsze sprzątał po zamknięciu, przyniósł jej w szklanym
naczynku wypełnionym wodą i kamykami brązową cebulkę
i powiedział, że rozkwitnie z niej kwiat, tak jak Marion kiedyś
rozkwitÅ‚a dla nich. Dziewczyna uÅ›cisnęła jego starÄ…, spra­
cowaną dłoń i ze łzami w oczach podziękowała z całego serca.
Pod wieczór, zmęczona i szczęśliwa wróciła do swojego
pokoiku na ostatniÄ… noc.
Lyman obiecał, że przyjedzie po n i ą o ósmej trzydzieści,
jednak Marion czekała spakowana już na długo przed
umówioną porą. Wyglądała tak, jak chciałaby wyglądać każda
panna młoda. Pani Nash przyniosła ogromne śniadanie, ale
Marion była zbyt podekscytowana, aby wszystko zjeść,
chociaż starała się jak mogła, żeby nie urazić starszej pani.
Większość czasu spędziła klęcząc przy swoim łóżku, dziękując
Panu i prosząc Go, aby pomógł jej dobrze się wywiązać ze
swojej nowej życiowej roli.
Pożegnała się z panią Nash, która pobłogosławiła ją na
drogę, i zeszła na dół. Pod domem stała już czarna, elegancka
limuzyna, którą obstąpiły zaciekawione dzieci z sąsiedztwa.
Szofer w liberii otworzył przed nią drzwiczki. Zawahała się
przez chwilę. Czy miała jechać do ślubu tym wielkim, pięknym
samochodem? Poczuła się trochę onieśmielona. Lyman pomógł
jej jednak wejść do środka i usiadł razem z n i ą z tyłu. Przednie
siedzenia byÅ‚y udekorowane biaÅ‚ymi różami, zza których pra­
wie nie byÅ‚o widać szofera. Marion czuÅ‚a siÄ™ trochÄ™ obco w ta­
kim luksusowym otoczeniu, a jej nowy strój jeszcze pogłębiał
to uczucie. Czy potrafi się odnalezć w tym nowym świecie, do
którego właśnie wkraczała? Czy będzie odpowiednią żoną dla
Jeffa? Czy nie będzie żałował swojego wyboru? A może...
152
Lyman delikatnie uścisnął jej dłoń.
- Moja kochana - powiedział czule. - Nie bój się niczego.
Zobacz, róże. Są białe, specjalnie dla panny młodej, ale jest też
jedna czerwona, schowana pod nimi - drugą ręką uniósł lekko
bukiet, pod którym rzeczywiÅ›cie jedna róża jaÅ›niaÅ‚a szkarÅ‚at­
nym światłem.
Marion poczuła się pewniej. Z rozjaśnioną i szczęśliwą
twarzą zwróciła się do niego żarliwym tonem:
- Jesteś taki dobry dla mnie! Czy nigdy nie będziesz
żałował, że to tylko ja? Czy nie będziesz pragnął kogoś
mÄ…drzejszego i lepszego?
- Nigdy, najdroższa! - jego spojrzenie przekonaÅ‚o jÄ… bar­
dziej niż najpiękniejsze słowa.
Bardzo szybko dojechali do kościoła. Jedna biała róża
złamała się, gdy wychodzili z samochodu, i Marion dała ją
kalekiej dziewczynce, która przyglądała się im, wspierając się
na małej laseczce. Uśmiechnęła się do niej, a dziewczynka
podziękowała takim wdzięcznym uśmiechem, że był on jak
dobra wróżba na przyszłość.
Dzięki światłu wpadającemu przez witraże pusty kościół
pełen był kolorowych refleksów. Promień wiosennego słońca
rozÅ›wietlaÅ‚ twarz Chrystusa nad n a w Ä… głównÄ…. WokoÅ‚o poroz­
stawiane byÅ‚y kosze ze szkarÅ‚atnymi różami. Pastor, uÅ›mie­
chając się szeroko, już na nich czekał. G d y weszli, organy
zrazu cicho, potem coraz gÅ‚oÅ›niej, zaczęły grać marsza wesel­
nego. Marion, trzymając pod rękę mężczyznę, którego kochała,
podeszła w stronę ołtarza. Kto tak udekorował kościół różami?
Jak to się stało, że na ich skromnym ślubie grał organista?
Spojrzała ze łzami w oczach na Jeffa. To wszystko z miłości,
jego wielkiej, wspaniałej miłości! Zdawało jej się, że to cud.
Czy na niego zasłużyła?
Uroczystość wydała się Marion najpiękniejszą chwilą, jaką
do tej pory przeżyła. Każde słowo pastora zapadało głęboko
w jej serce, a przysięgi, które składała, w y p o w i a d a ł a c a ł ą s w o j ą
duszą. %7łona pastora pobłogosławiła ich z miłością i była tak
wzruszona, jakby błogosławiła swoje własne dzieci.
Ceremonia nie trwała długo i świeżo poślubiona młoda para
wsiadła do samochodu. Lyman kazał szoferowi ruszyć i o d j e -
153
chali spod kościoła. Marion nie pytała, dokąd jadą: miała to
być niespodzianka Dojechali wreszcie.
- PaÅ„stwo Lyman zjedzÄ… teraz swoje pierwsze wspólne Å›nia­
danie - uśmiechnął się Jeffl - Mam nadzieję, że nic jeszcze
dzisiaj nie jadłaś - dodał.
Weszli do ekskluzywnego budynku, w którym Marion roz­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl