[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w stanie powiedzieć wszystkiego naraz, uwolnić za jednym
zamachem wszystkich uczuć. Ale mogła zrobić to stopniowo. Miłość
Jefersona umacniała ją.
- Tak, to właśnie mam na myśli. Zbyt pózno odkryliśmy, co do
siebie czujemy i nie było nam dane żyć razem. Ogarniało mnie także
poczucie winy. Męczyło mnie przez całe lata z tego powodu, że nie
potrafiłam kochać Paula. Dobrego człowieka, żyjącego według
dawnych zasad i wartości. Liczącego, tak samo jak moi rodzice, że
okażę się posłuszną córką. Wszyscy troje odebrali mi możliwość
najważniejszego wyboru, jaki może podjąć młoda kobieta. Wyboru
mężczyzny, którego będzie kochała i z którym spędzi życie z własnej
80
RS
woli... Prosiłeś mnie, żebym została. - Marissa z wysiłkiem
powstrzymała łzy. - Ale nie zostałam. Jak idiotka.
- Nie jak idiotka. Kochanie!... - Jefferson nie mógł pozwolić,
żeby obwiniała się o jeszcze jedną rzecz. - Postąpiłaś tak, jak cię
wychowano. Przecież twój ojciec był w desperacji. - W istocie, Cade
nie wiedział, w jakiej desperacji musi być ojciec, żeby zrobić dziecku
coś takiego, co zrobił Alexandre. Ale było już za pózno, żeby to
kiedykolwiek osądzić. - Wybrałaś to, co wybrałaby każda kochająca
córka na twoim miejscu.
Idealna córka". Używając tego sformułowania, Marissa
zdradziła, że od dziecka dostrzegała w sobie niedostatki, za które się
winiła.
- Nie byłaś idealna, Marisso. Za to podejmowałaś najważniejsze
wybory z miłości do najbliższych. Adams zrobił to samo i dlatego ja
zawsze czułem się winny...
Marissa nie podnosiła wzroku. Cade zaryzykował i delikatnie
uniósł palcem jej brodę.
- Z miłości do rodziców wyszłaś za człowieka, którego nie
kochałaś. Z miłości do mnie Adams przyjął na siebie winę za cios,
który ja zadałem w wywołanej przeze mnie bójce. Każde z was trafiło
do swego rodzaju więzienia.
- Małżeństwo z Paulem nie było więzieniem, Jeffersonie. -
Marissa nie miała zamiaru usprawiedliwiać się, krytykując swoje
zakończone tragiczną śmiercią męża małżeństwo..
- Nie? - Teraz palec Jeffersona dotknął jej ust. Zadrżała, ale nie
postąpiła naprzód ani nie wycofała się. - Podejrzewam, że gdybyście
81
RS
porównali swoje wspomnienia, byłyby podobne. Tylko że w
więzieniu, w jakim siedział Adams, było więcej wolności.
- Nie rób ze mnie męczennicy. Nigdy nie cierpiałam jako żona
Paula.
- Być może nie. Ale czy nie uważasz się za ofiarę złożoną na
ołtarzu bogatych?
Milczała. Uważała się za taką ofiarę.
Cade przesunął palcami po jej brodzie i szyi.
- Adams został pozbawiony wolności i przez lata nie mogłem
sobie wybaczyć swojego bezsensownego postępku. Ale nawet
więzienie nie odebrało Adamsowi tego, co małżeństwo odebrało tobie.
Marissa pomyślała teraz o jednej rzeczy, której w jej
małżeństwie w ogóle nie było. O seksie. Jej małżeństwo z Paulem
Reiem od początku było szczególnego rodzaju umową i nie mieli
wobec siebie standardowych oczekiwań.
Była mu za to wdzięczna. Chciał od niej różnych rzeczy, ale
fizycznego kontaktu nie domagał się nigdy. Okazał się w tym
względzie bardziej powściągliwy i delikatny niż się spodziewała.
Zasługiwał na to, żeby wdowa po nim zachowała celibat.
Ale Jefferson także był względem niej powściągliwy i delikatny.
I dobry. Zasługiwał na prawdę. Cofnęła się odrobinę, tak żeby
przestali się dotykać, i wyznała coś, czego nie spodziewała się nigdy
powiedzieć nikomu:
- Nasze małżeństwo z Paulem nie było zwyczajne. Umowa
była... To znaczy... Ani razu nie doszło między nami do intymnego
zbliżenia. Nigdy nie skonsumowaliśmy naszego małżeństwa.
82
RS
To wyznanie zaszokowało Jeffersona. %7ładen normalny
mężczyzna nie zadowoliłby się platonicznym związkiem z tak
atrakcyjną kobietą jak Marissa.
- To niemożliwe! - zawołał. Zadrżał. Marissa na pewno nie
kłamała. Mężowi także by nie skłamała. - Powiedziałaś mu o nas. O
tym, co robiliśmy w domku na drzewie.
- Tak. Spytał tylko, kim był mój kochanek. Potem wyznał, że
podczas mojego pobytu w Belle Terre przeszedł chorobę, która
spowodowała jego impotencję. Nie mógł żyć ze mną tak, jakby chciał,
ani mieć ze mną dzieci. Ale pragnął jednak ożenić się ze mną. Nie
miał do mnie pretensji, nie stawiał warunków. Zażądał tylko jednego
ograniczenia - żadnych następnych kochanków. Co najbardziej
zaskakujące, zaproponował mi odstąpienie od całej umowy i
darowanie ojcu całego długu pomimo wszystko. - Marissa wzruszyła z
żalem ramionami. -Groziły nam jednak plotki, być może skandal,
którego chciałam oszczędzić matce. Mój ojciec straciłby honor.
- Co to za honor! - parsknął Jefferson. - Gdzie tu widzisz
czyjkolwiek honor? Poza Własnym. Ty dotrzymałaś umowy.
Marissa patrzyła na niego blada i smutna.
- A czy ty nie zrobiłeś czegoś bardzo podobnego dla twojego
ojca? Czy nie zdobyłeś się na wiele poświęceń dla dumy i spokoju
ducha Gusa Cade'a? Czy większość dzieci nie poświęca się w którymś
momencie życia dla rodziców? Czy którykolwiek z twoich braci
postępował inaczej?
83
RS
Irytacją Jeffersona minęła. Marissa była taka dzielna! Nie
zamierzał marnować czasu, jaki mieli przed sobą, rozpamiętywaniem
tego, który został stracony.
- Masz rację - powiedział. - Nie będziemy o tym więcej mówić.
- Może powinniśmy.
Jefferson bardzo pragnął usłyszeć resztę tego, co miała do
powiedzenia. Przyłożył nagle palec do ust i powiedział:
- Cicho... Ktoś minął wartę i wjechał do kanionu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]