[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyskakuj! Wyskakuj szybko! Zabierają cię na śmierć!
Wszystkie zwierzęta zawtórowały:
- Wyskakuj, Boxerze, wyskakuj!
Jednak wóz jechał już szybko i oddalał się coraz bardziej. Nie wiadomo na pewno, czy Boxer zrozumiał
wołanie Clover. Jednak po chwili jego pysk zniknął z okienka i od wewnątrz wozu dało się słyszeć potężne dudnienie
podków. Koń próbował rozwalić deski i utorować sobie drogę ucieczki. Były czasy, gdy kilka uderzeń jego kopyt
roztrzaskałoby wóz w drzazgi. Lecz niestety, siły opuściły Boxera i po kilku minutach dudnienie osłabło, a potem
ucichło. Zrozpaczone zwierzęta zaczęły wołać do koni ciągnących wóz, by się zatrzymały.
- Hej, towarzysze, towarzysze! - krzyczały. - Nie wiezcie własnego brata na śmierć!
Jednak głupie bydlęta, zbyt ciemne, by zdawać sobie sprawę, co się dzieje, położyły tylko uszy po sobie i
przyspieszyły biegu. Okienko pozostało puste. Komuś przyszło do głowy, niestety poniewczasie, by pobiec naprzód i
zatrzasnąć bramę, ale wóz już ją minął i po chwili zniknął na drodze. Boxera nie ujrzano już nigdy.
Po trzech dniach oznajmiono, iż koń zmarł w szpitalu w Willingdon mimo wszelkiej pomocy lekarskiej, jaką
może otrzymać koń. Zwierzętom doniósł o tym
Squealer. Twierdził, iż był świadkiem ostatnich chwil Boxera.
- Był to najbardziej wzruszający widok w moim życiu! - opowiadał, ścierając łzy racicą. - Stałem przy jego
posłaniu aż do samego końca. Gdy śmierć zaglądała mu w oczy, biedak niemal nie miał już sił, by mówić, więc tylko
wyszeptał mi do ucha, iż rozpacza jedynie dlatego, że nie dane mu było dożyć zakończenia budowy wiatraka.
"Naprzód, towarzysze!" wyszeptał. "Naprzód, w imię Powstania. Niech żyje Folwark Zwierzęcy! Niech żyje towarzysz
Napoleon! Napoleon ma zawsze rację". Były to jego ostatnie słowa, towarzysze.
W tej samej chwili zachowanie Squealera uległo nagłej zmianie. Umilkł na chwilę i nim znów zaczął mówić,
jego małe oczka rzucały czas jakiś podejrzliwe spojrzenia na prawo i lewo.
Doszło do jego wiadomości, kontynuował, iż gdy zabierano Boxera, zaczęła krążyć głupia i złośliwa pogłoska.
Niektóre zwierzęta zauważyły, iż wóz nosił napis "Ubój koni", i wyciągnęły z tego pochopny wniosek, że Boxer jedzie
do końskiej jatki. Wprost trudno uwierzyć, ironizował Squealer, że panikarze mogą być aż tak nierozsądni. Przecież
nikt chyba nie wątpi w ukochanego Przywódcę, towarzysza Napoleona? - z oburzeniem pytał Squealer, trzepocąc
ogonkiem i kiwając się z boku na bok. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Wóz należał poprzednio do rzeznika i został
odeń zakupiony przez weterynarza, który nie zdążył zamalować dawnego napisu. Stąd właśnie całe nieporozumienie.
Zwierzęta poczuły ogromną ulgę. A kiedy Squealer barwnie przedstawił dalsze szczegóły ostatnich chwil
Boxera, opowiadając o wspaniałej opiece, jaką został otoczony, oraz o drogich lekarstwach, za które, nie oglądając się
na koszty, zapłacił Napoleon, pierzchły ostatnie wątpliwości, a żal z powodu śmierci przyjaciela został złagodzony
myślą o tym, iż koń przynajmniej umierał szczęśliwy.
W najbliższą niedzielę na porannym zebraniu pojawił się sam Napoleon i wygłosił krótką żałobną mowę ku
czci Boxera. Wprawdzie nie ma możliwości sprowadzenia szczątków ich opłakiwanego przyjaciela, by je pogrzebać na
folwarku, powiedział, niemniej jednak on sam zamówił duży wieniec z liści wawrzynu rosnącego w ogrodzie, który
pośle się na grób Boxera. Za kilka dni świnie urządzą też bankiet dla uczczenia jego pamięci. Napoleon przypomniał na
koniec dwie ulubione maksymy Boxera: "Będę pracować jeszcze więcej" i "Towarzysz Napoleon ma zawsze rację",
które to maksymy, kontynuował, każde zwierzę powinno przyjąć za swoje.
W dniu wyznaczonym na bankiet furgonetka kupca z Willingdon przywiozła do domu świń sporą drewnianą
skrzynię. Tej samej nocy rozległy się stamtąd wrzaskliwe śpiewy, po których nastąpiła jakby gwałtowna kłótnia
zakończona około godziny jedenastej straszliwym brzękiem tłuczonego szkła. Nazajutrz na folwarku nikt się nie
poruszył aż do południa; rozeszła się pogłoska, że świnie zdobyły gdzieś pieniądze na jeszcze jedną skrzynkę whisky.
10
Minęły lata. Zmieniały się pory roku, upływały krótkie żywoty zwierząt. Przyszedł dzień, gdy poza Clover,
Benjaminem, krukiem Mojżeszem oraz niektórymi świniami nikt już nie pamiętał życia przed Powstaniem.
Zdechła Muriel, zdechły psy: Bluebell, Jessie i Pin-cher. Nie żył również Jones - zmarł gdzieś daleko, w
przytułku dla alkoholików. Zapomniano o Snowballu. Boxera pamiętało jedynie kilka zwierząt, które go znały. Clover
była teraz starą, grubą klaczą o sztywnych od reumatyzmu stawach i kaprawych oczach. Przekroczyła o dwa lata wiek
emerytalny, jednak ani ona, ani żadne inne zwierzę nie doczekało się emerytury. Już dawno przestano wspominać o
wydzieleniu skrawka pastwiska dla zasłużonych zwierząt. Napoleon był teraz dojrzałym knurem, ważącym ponad sto
pięćdziesiąt kilogramów. Squealer tak porósł w tłuszcz, że jego fałdy zasłaniały mu oczy. Jedynie stary Benjamin
niewiele się zmienił, nieco tylko posiwiał na pysku; ponadto od śmierci Boxera zrobił się jeszcze bardziej ponury i
małomówny.
Folwark liczył obecnie znacznie więcej mieszkańców niż dawniej, choć przyrost ów okazał się mniejszy,
aniżeli się spodziewano. Dla wielu urodzonych tu zwierząt Powstanie było jedynie mglistą tradycją, przekazywaną
słowami; inne, zakupione zwierzęta nigdy przedtem nie słyszały o tym wydarzeniu. Oprócz Clover folwark posiadał
teraz jeszcze trzy konie. Były to ładne, silne zwierzęta, chętne do pracy - były również dobrymi towarzyszami - ale
bardzo głupie. %7ładen z nich nie potrafił nauczyć się alfabetu poza literę B. Wierzyły we wszystko, co im opowiadano o
- 25 - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl