[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy wyszłanasłońce, zamówiła w pobliskiej kawia-
rence zimny napój i zaczęła się rozglądać. Przy jednym
ze stołów pod drzewami siedziała teraz grupka starszych
panów, którzy z niesłychaną wprawą rzucali kostkami,
ale nie mogła przecież podejść i zapytać, który z nich to
stryj Stavros.
Zaczęła przeglądać przewodnik, ale niewiele było
w nim informacji na temat wyspy. Była na niej zatoczka,
w której mógł się zatrzymać Odyseusz, wracając do
Itaki, i która na wszelki wypadek nosiła jego imię. Były
ruiny klasztoru, malownicze wioski rybackie i Góra
Edira, z której podobno rozpościerał się fantastyczny
widok.
Po drugiej stronie wyspy znajdowały się Srebrne
Jaskinie z podziemnym jeziorem. Dzięki pewnym mine-
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
43
rałom w skałach miały one srebrzystą barwę, stąd na-
zwa. Echo w jaskiniach używane było przez zakocha-
nych. Jeśli odpowiedziało po zawołaniu imienia uko-
chanego czy ukochanej, to gwarantowało wzajemność,
ale jeśli panowała cisza...
Rozbawiona Zoe zamknęła książkę przekonana, że
ktoś się jej przygląda. Był to nowo przybyły gracz
w tryktraka. Mocno zbudowany, z burzą siwych włosów
pod przekrzywioną czapką, z pomarszczoną twarzą. Zoe
spojrzała na niego, a on wpatrywał się z ciekawością,
jakby ją znał, tylko nie mógł sobie przypomnieć.
,,Ale ja się domyślam, kim jesteś, stryju Stavrosie’’
– powiedziała Zoe do siebie.
Uniosła się z krzesła, żeby do niego podejść, a w tym
momencie on wstał i szybko, jak na człowieka o lasce,
odszedł. Zoe wiedziała, że jest bardzo podobna do
swojej matki i on to z pewnością zauważył. No, cóż, to
dopiero trzeci dzień moich wakacji i śledztwa, więc na
pewno się jeszcze spotkamy.
Sherry nie przesadzała, mówiąc, że miejska plaża jest
zatłoczona. Nie było jeszcze południa, a Zoe czuła się
jak sardynka w puszce. Wydawało się, że całe Livassi
postanowiło jednocześnie przyjść się opalać i kąpać
wpłytkiej wodzie.
– Hej, piękna, zagrasz z nami? – spytał jeden z mło-
dych Greków grających obok niej w piłkę.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała oschle i wsadziła
nos w książkę.
44
SARA CRAVEN
Czterej młodzieńcy, odkąd przyszli, byli nachalni,
zwłaszcza wobec samotnej dziewczyny. Wciąż trafiali
w nią piłką, podchodzili za blisko, robili jakieś uwagi,
których nie rozumiała, dopóki nie zorientowali się, że
jest Angielką, i zaczęli mówić po angielsku. Miała
nadzieję spotkać kogoś ze swojego hotelu, ale niestety,
była sama, więc w końcu postanowiła dać za wygraną
i wyjść z plaży.
Była pora obiadowa, więc pomyślała, że może zje coś
w rybnej knajpce, jakie widziała po drodze, a oni pójdą
i będzie mogła wrócić. Założyła koszulę, zabrała swoje
rzeczy, ale kiedy szła kamienistą drogą wzdłuż plaży,
zorientowała się, że dwóch z nich za nią idzie.
Po chwili grubszy, który ją zagadywał, odezwał się
łamaną angielszczyzną, kładąc rękę na ramieniu Zoe:
– Idzie, chce drinka w barze mój brat?
– Nie, dziękuję – odpowiedziała zdecydowanie
i spróbowała uwolnić się od jego dotyku. Bezskutecznie.
– Chcemy przyjaciele – drugi z prześladowców
szedł już po jej lewej stronie. – Zeszły rok ja pracować
na Zakyntos. – Zrobił obleśną minę. – Wszystkie angiel-
ska dziewczyna bardzo przyjacielski.
– Masz mieszkanie? – spytał pierwszy. – Idziemy
tam. Może najpierw drink? Tam spokojnie. – Podciągnął
rękaw Zoe i zaczął gładzić jej skórę gorącymi, wilgot-
nymi paluchami.
Jej złość zaczęła przeradzać się w strach, ale po-
stanowiła tego nie okazywać.
– Zostawcie mnie! – krzyknęła ostro. – Natychmiast!
WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
45
Drugi mężczyzna uśmiechnął się, pokazując ułama-
ny ząb.
– Bądź miła, kotek, pokażemy ci jak dobrze.
– A ja wam pokażę celę w więzieniu.
Jakimś cudem znalazła w sobie tyle siły, żeby się
wyrwać. Biegła przed siebie, ale po kilku metrach ktoś
jej zablokował drogę. Krzyknęła.
– Cii, pedhi mou – usłyszała głos Andreasa. Położył
ręce na jej ramionach. – Już dobrze. Jesteś bezpieczna.
Powiedział coś do napastników w swoim języku.
Z niedowierzaniem patrzyła, jak ci wojowniczy macho
spojrzeli zawstydzeni w ziemię i coś mamrotali, po
czym odwrócili się i podreptali na plażę.
– Co im powiedziałeś, że tak zniknęli? Znają cię?
– Oczywiście – odpowiedział. – Thania to bardzo
mała wyspa. Poza tym przypomniałem im, że pracujemy
dla tego samego człowieka, który byłby bardzo niezado-
wolony, gdyby zostali oskarżeni o molestowanie turyst-
ki. Chociaż muszę ci powiedzieć, żesą bardziej głupi niż
niebezpieczni.
– No, nie z mojego punktu widzenia. – Zoe spojrzała
podejrzliwie. – A co ty tu robisz?
– Myślałem, że ratuję cię z opresji?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]