[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypatrywał się wszystkim graczom.
Sądziła, że będzie śledził grę na monitorach, ale Jerry miał rację: Nate najwyrazniej wierzy, że
złapali oszustów. A skoro tak, to uznał, że zamiast siedzieć w biurze ochrony, jako gospodarz turnieju
powinien być w sali, by dotrzymać towarzystwa sponsorom.
Gdy na ułamek sekundy spotkali się wzrokiem, w jego ciemnych oczach dostrzegła cierpienie, tak
umiejętnie skrywane przed ludzmi. Przed światem nie mógł sobie pozwolić na słabość, chciał, by
wszyscy widzieli w nim twardego i odnoszącego sukcesy biznesmena.
Gdy odwrócił głowę, by wydać polecenie jednemu ze swoich pracowników, Annie poczuła się
straszliwie samotna w sali pełnej ludzi.
Chwilę pózniej rozpoczęła się gra. Pokerzysta siedzący o parę miejsc od niej miał jej pomóc
wygrać. Eddie przećwiczył z nią dokładnie, w jaki sposób ma dawać mu sygnały. Nie znała jego
nazwiska, ale kojarzyła go z widzenia. Jego także, podobnie jak ją, wyselekcjonowano tak, by nie
budząc podejrzeń, przeszedł wszystkie etapy i zasiadł przy stole finałowym.
Uśmiechnął się do niej przelotnie przed pierwszym rozdaniem. To był jego znak rozpoznawczy
bardzo dyskretny, bo rozgrywki finałowe były transmitowane przez kilka kanałów telewizyjnych
i wokół roiło się od dziennikarzy, operatorów oraz kamer.
Annie jeszcze nigdy nie przeżywała przy stole takiego stresu, dzisiaj bowiem nie tylko musiała się
skupiać na grze, ale też w sposób nierozpoznawalny dla osób postronnych posyłać sygnały
krupierowi i temu drugiemu pokerzyście.
Początkowo radziła sobie w gruncie rzeczy bez ich pomocy i w niespełna dwie godziny odpadło
dwóch graczy. Pózniej jednak dostrzegła kątem oka, że Jerry rozmawia z Nate em, na chwilę
przerywają i obaj zaczynają się jej przypatrywać.
Czuła na sobie ich świdrujący wzrok wzrok człowieka, którego od siebie odsunęła, i wzrok tego,
który ją zmusił do zerwania. Odniosła przy tym wrażenie, że Nate ją rozgryzł, że zobaczył w niej
oszustkę. Nad tym lękiem nie umiała zapanować, ta uporczywa myśl wytrąciła ją z równowagi
i kompletnie zdekoncentrowała.
Pani Baracas? Przywołana przez krupiera zrobiła szybką kalkulację i dorzuciła kilka żetonów
do puli.
Okazało się jednak, że na odrobienie strat jest za pózno. I chociaż dawała sygnały, dotykając szyi
i dekoltu, przegrała to rozdanie. A potem następne.
Jeszcze przed przerwą na lunch poczuła, że wkrótce odpadnie. Nie szło jej, wciąż traciła żetony.
Ponieważ inni gracze zwęszyli krew, przy kolejnych licytacjach pasowała, by zyskać na czasie.
Gdy przeanalizowała swoją sytuację, wpadła w popłoch, zrozumiała bowiem, że jeszcze dwa
rozdania i najprawdopodobniej odpadnie. Nie można było rzecz jasna wykluczyć, że jakimś cudem
jeszcze się odegra, ale szanse na to wydawały się znikome. Nawet pomoc krupiera i tego
umówionego gracza na niewiele się zdadzą, gdy reszta pokerzystów będzie dążyła do tego, by
wspólnym wysiłkiem ją wyeliminować.
Tak więc nie miała złudzeń, że właściwie jest już po niej i tylko stara się opóznić chwilę
ostatecznej klęski. Jerry, który stojąc samotnie nieopodal, obserwował grę, też był tego świadom.
Gdy na niego zerknęła, spiorunował ją wzrokiem. Nie spodziewał się, że sprawy przybiorą taki
obrót. Był przekonany, że Barakuda okaże się lepszą pokerzystką, a wspomagana przez dwie osoby,
krupiera i drugiego gracza, wygraną w tym turnieju ma właściwie w kieszeni. Stawiał na nią, a ona
go zawiodła.
Niech go szlag trafi, pomyślała, niech to wszystko wezmie cholera. Trzeba było sobie wytypować
na zwycięzcę kogoś innego, choćby tego faceta, który jest w zmowie. Bo ten facet jest całkiem
niezłym graczem.
Wściekłość przywróciła jej siły i nabrała wiatru w żagle. Bardzo proszę, niech Jerry morduje się
dłużej, niech odzyska nadzieję, że ona zamierza się odegrać. Jak jeszcze trochę będzie się łudził,
czeka go upadek z wysokiego konia. Niech ma za swoje.
Zajrzała w karty. Jak na kogoś, kto rzekomo oszukuje, były fatalne. Nie miała nawet pary trójek.
Zliczyła żetony i podbiła, jakby miała dobry układ i taki sygnał wysłała swojemu partnerowi. Więc
on także podbił, podczas gdy inny gracz spasował. W czasie tej rundy licytacji kątem oka dostrzegła,
że siedzący po jej lewej stronie Eli poprawił ciemne okulary.
Normalnie, rzecz jasna, by spasowała, ale znów podbiła, wkładając do puli wszystkie żetony. Jeśli
teraz odpadnie, to przynajmniej zrobi to z fasonem.
I tak właśnie się stało. Eli sprawdził, oboje odkryli karty, krupier wyłożył ostatnią kartę. Barakuda
została wyeliminowana.
Nate przestał obserwować grę. Annie szło coraz gorzej, a jego obecność w sali jej nie pomagała.
Wbrew temu, co się między nimi wydarzyło, życzył jej powodzenia.
Postanowił pojechać na górę. Okazało się, że w gabinecie czeka na biurku przesyłka kurierska
z kancelarii prawnej. Wziął ją do ręki w poczuciu, że klamka zapadła.
Były w tym tygodniu chwile, kiedy myślał, że może te papiery okażą się niepotrzebne. Gdy przy
fontannach Annie wyznała mu miłość, zaczął się łudzić, że liczy się tylko ich uczucie. I że wbrew
wszelkim przeciwnościom ten związek przetrwa.
Cień nadziei miał nawet wtedy, gdy oznajmiła mu, że go nie kocha i zwodziła go, by chronić
Tessę.
Może był po prostu jak dzieciak, który nie chce przyjąć do wiadomości, że Zwięty Mikołaj nie
istnieje? Może jednak jej nie dowierzał, może uważał, że kłamie, wypierając się miłości, i dlatego
nie chciał się rozstać z nadzieją?
Może ona po prostu uznała, że nie zostanie z człowiekiem, który przyczynił się do aresztowania jej
siostry? Może by nie odeszła, gdyby wyznał jej wprost, że ją kocha? Tego nigdy nie zrobił, choć
powinien.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]