[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego miał teraz wziąć odwet na dzisiejszych wrogach, a niegdysiejszych przyjaciołach.
Pozbawiał ich czegoś ponad jedno ludzkie życie - bo cóż wart był jeden człowiek, choćby i
najlepiej wykształcony naukowiec, dla Rosjan? Pozbawiał ich potęgi, prestiżu i wiedzy -
wartości, które cenili najwyżej.
Zaczął się niepokoić, gdy w dwie trzecie drogi do wyspy lina jeszcze nie pękła. Pozostały
cztery godziny, ale to o wiele za długo. Po raz pierwszy naszły go obawy, że cały misterny
plan może nie wypalić, a nawet obrócić się przeciwko niemu. Co będzie, jeśli Nick mimo
wszystko zdoła wyciągnąć kapsułę na plażę przed czasem?
Z brzdękiem, od którego zatrząsł się cały statek, lina wężowymi splotami wyskoczyła na
powierzchnię, pryskając wodą na wszystkie strony.
- Powinienem był się domyślić - burknął Nick. - Wrak właśnie zaczął obijać się o dno.
Zejdziesz jeszcze raz czy mam posłać któregoś z chłopców?
- Poradzę sobie - odparł pospiesznie Tibor. - I zrobię to szybciej niż oni.
Mówił prawdę, ale aż dwadzieścia minut stracił na odszukanie kapsuły. Arafurę zniosło już
kawał drogi, zanim Nick zdążył zgasić silnik, i w pewnej chwili Tibor zwątpił, czy uda mu się
odnalezć cenną zgubę. Przeczesywał dno szerokimi łukami, i dopiero kiedy przypadkiem
zaplątał się we wleczony przez sputnik spadochron, poszukiwanie dobiegło końca. Płachty
czaszy pulsowały w leniwym prądzie niczym jakiś pokraczny, wstrętny stwór morski - ale
Tibor już nie lękał się niczego prócz własnej klęski. Na widok majaczącej nie opodal białej
masy tętno zabiło mu nieco żwawiej.
Kapsuła była odrapana i oblepiona mułem, ale nie wyglądała na uszkodzoną. Leżała teraz na
boku i przypominała bardziej przewróconą ogromną bańkę na mleko. Pasażera musiało niezle
wytrząść, ale skoro przetrwał upadek z samego Księżyca, miał z pewnością dobrze
zabezpieczoną kabinę i nic mu się jeszcze nie stało. Tibor nie dopuszczał innej myśli; szkoda
byłoby zmarnować pozostałe trzy godziny.
Jeszcze raz przyłożył zaśniedziały, miedziany hełm do już nie tak lśniącego metalu kapsuły.
- Halo! - krzyczał. - Słyszysz mnie?
Może Rosjanin będzie chciał pokrzyżować mu szyki nie dając znaku życia, ale tego nie
wytrzymałyby nerwy chyba nawet najtwardszego człowieka. Tibor się nie mylił; niemal
natychmiast usłyszał w odpowiedzi jedno ostre uderzenie.
- Cieszę się, że żyjesz - zawołał. - Wszystko idzie tak, jak ci mówiłem, chociaż będę musiał
chyba trochę głębiej naciąć linę.
Kapsuła nie odpowiedziała. Już więcej się nie odezwała, mimo że Tibor stukał zaciekle po
drugim holu - i trzecim. Ale wtedy już stracił wszelką nadzieję, musieli bowiem na dwie
godziny przerwać akcję, żeby przeczekać szkwał, a czas upłynął, na długo zanim Tibor po raz
ostatni zszedł pod wodę. Był niepocieszony, bo zamierzał powiedzieć parę słów na
pożegnanie. I tak wykrzyczał, co miał do powiedzenia, wiedząc, że niepotrzebnie zdziera
sobie gardło.
Wczesnym popołudniem Arafura podpłynęła na najbliższą możliwą odległość do brzegu.
Miała pod sobą tylko kilka stóp wody, a odpływ jeszcze trwał. Kapsuła osiadła na mieliznie,
wyłaniając się na powierzchnię spośród fal. Nie dało się już ruszyć jej ani na piędz; utknęła na
dobre i dopiero przypływ mógł ją uwolnić.
Nick okiem eksperta ocenił sytuację.
- Dziś mamy odpływ na sześć stóp - powiedział. - Przy najniższym stanie wody wrak będzie
zanurzony tylko na dwie stopy w tym miejscu. Dostaniemy się do niego łodziami.
Czekali nie opodal mielizny, aż opadnie słońce i woda. Radio bez przerwy nadawało
komunikaty z poszukiwań, które odbywały się już coraz bliżej, ale jeszcze w bezpiecznej
odległości. Pod wieczór prawie cała kapsuła wynurzyła się ponad lustro wody; załoga
podpłynęła do niej łodzią z wyrazną niechęcią, którą podzielał, wbrew własnej woli, również
Tibor.
- Z boku są drzwi - krzyknął nagle Nick. - O rany! Czy tam może ktoś być?
- Czemu nie? - odrzekł Tibor usiłując, niezbyt skutecznie, zachować spokój. Nick spojrzał na
niego podejrzliwie. Jego nurek zachowywał się dziwnie przez cały dzień, ale nie miał zamiaru
pytać się, co go gryzie. W tej części świata człowiek szybko się uczył pilnować własnego
nosa.
Aódz, kołysząc się lekko na niewielkiej fali, podpłynęła burtą do kapsuły. Nick wychylił się,
chwycił za kikut jednej z połamanych anten i z kocią zwinnością wspiął się po zaokrąglonej
metalowej ścianie. Tibor nie ruszył się z miejsca, tylko w osłupieniu patrzył, jak Nick bada
zamknięcie włazu.
- Jeżeli zamek się nie zablokował, musi być jakiś sposób otwarcia tych drzwi od zewnątrz -
mruczał Grek. - Jak trzeba specjalnych narzędzi, to jesteśmy załatwieni.
Jego obawy okazały się bezpodstawne. Słowo "Otwarte" wyryte było w dziesięciu językach
wokół ukrytej we wgłębieniu dzwigni i kilka sekund wystarczyło, aby wydedukować, jak
działa system. Gdy powietrze z sykiem wydostało się na zewnątrz, Nick skrzywił się i nagle
zbladł. Spojrzał na Tibora, jakby szukając wsparcia, ale Tibor unikał jego wzroku. Z
ociąganiem Nick wsunął się do kapsuły.
Długo nie wychodził. Zrazu dochodziły ze środka stłumione stuki i uderzenia, po czym
usłyszeli wiązankę dwujęzycznych bluznierstw. I nagle zapadła głucha, trwająca całą
wieczność cisza.
Kiedy wreszcie w drzwiach ukazała się głowa Nicka, jego czerstwa, smagła od wiatru twarz
była szara i zlana łzami. Na ten niewiarygodny widok Tibora nagle opanowało złowieszcze
przeczucie. Wiedział, że stało się coś potwornego, ale jego zdrętwiały umysł nie potrafił
jeszcze odgadnąć prawdy. Prawda ukazała się jego oczom, gdy Nick zbliżył się niosąc na
rękach nieruchomą postać, nie większą od dużych rozmiarów lalki.
Gdy Blanco przejmował ciężar od szypra, Tibor skulił się przy rufie. Na widok zastygłej,
woskowej twarzy poczuł, jak lodowate szpony zaciskają mu się nie tylko na sercu, ale i w
lędzwiach. W jednej chwili nienawiść i żądza umarły w nim na zawsze, gdy poznał cenę
odwetu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]