[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skrzywdził w jakikolwiek sposób.
Prychnęła poirytowana i zdjęła fartuch. Nic ją bardziej nie denerwowało
jak to, gdy Jens przemawiał do niej ojcowskim tonem. Zwłaszcza gdy
była na niego zła. Czy nie może po prostu się przyznać, że jest zazdrosny,
ponieważ Steffen zachowuje się wobec niej uprzejmie. Co do wyglądu,
Jens nie miał się czego obawiać, ale...
Rozpięła szarą bluzkę i przerzuciła ją niedbale przez oparcie krzesła. I tak
musi jutro włożyć czystą. Wezmie tę zieloną, w której jest jej do twarzy.
- Kładziesz się już? - zapytał Jens.
- A co, nie widać? - warknęła, po czym spódnica wylądowała tam gdzie
uprzednio, bluzka.
- Nie złość się, Lino!
Nie odpowiedżiała. Wsunęła się pod przykrycie i ułożyła wygodnie pod
ścianą.
Długo nie mogła zasnąć. Właściwie nie czuła zmęczenia. Przez cały czas
nasłuchiwała, co robi Jens. Mógłby przecież przyjść i ją teraz pocieszyć,
zamiast przeglądać tę głupią gazetę. Ale najwyrazniej gazeta jest dla
niego ważniejsza niż ja, myślała podminowana. Dlaczego nie lubi
Steffena? Zachowuje się tak, jakby tamten mu coś zrobił.
Nagle życie wydało jej się takie beznadziejne. Jeden dzień był podobny
do drugiego. Nosiła wiadra z wodą, wiadra z mlekiem, wiadra z mokrym
praniem do płukania. Szorowała podłogi, wyrzucała gnój. Od tej harówki
bolały ją ramiona i plecy. Nie miała okazji, żeby się wystroić albo się
zabawić. Ale odkąd we dworze pojawił się Steffen, każdy dzień niósł ze
sobą coś ciekawego. Steffen zawsze miał coś zabawnego do powiedzenia,
a przy tym znajdował czas, żeby porozmawiać z nią i z dziećmi. Jens taki
nie był. Pracę stawiał na pierwszym miejscu i obowiązki przedkładał nad
wszystko inne.
179
Słyszała, jak składa gazetę i wsuwa krzesło na miejsce. Rozległy się
kroki, zaskrzypiała deska w podłodze. Gdy się rozbierał, uderzył
sprzączką od paska o krzesło.
Starała się oddychać miarowo, myślał więc zapewne, że zasnęła. Azy
napłynęły jej do oczu. Nie tak powinno być między nimi. Gdyby teraz
objął ją ramieniem i powiedział, że żałuje swojego zachowania, może by
rozważyła, czy mu wybaczyć.
Zaszeleścił siennik i Jens z ciężkim westchnieniem położył się pod
kołdrą. %7ładnej bliskości, pomyślała ze złością. Nawet mnie nie objął. Nie
to nie. Jeśli tak chce, to proszę bardzo! Obróciła się ostrożnie, starając się
go nie dotknąć.
- Lino, śpisz? - wyszeptał.
Nie odpowiedziała, jedynie zacisnęła mocniej powieki.
- Przepraszam - wyszeptał. - Wybacz, że byłem taki niemiły. Nie
chciałem.
Nie odpowiedziała. Nie mogła się przecież zdradzić, że przez cały czas
nie spała. Poza tym, za pózno na przeprosiny. Powinien to powiedzieć,
zanim położyła się do łóżka.
Kręcił się trochę, a Lina czekała, że jeszcze coś powie. Tymczasem po
chwili usłyszała, że zasnął.
Sama długo leżała ze wzrokiem wbitym w ścianę, nim wreszcie i na nią
spłynął sen.
Następnego ranka obudziła się pierwsza i natychmiast przypomniała
sobie kłótnię z mężem. Zcisnęło ją w żołądku, ale postanowiła być harda.
Po cichu wstała i sięgnęła ze swojej skrzyni czyste ubrania. Kiedy wkła-
dała bluzkę, Jens się obudził.
- Już wstałaś? - wyszeptał zaspany. - Która to godzina? Wzruszyła
ramionami i odwróciła się do niego plecami.
- Ciągle się na mnie gniewasz, Lino? Zacisnęła mocno usta.
- Przepraszałem cię wczoraj wieczorem, ale już spałaś.
185
Zerknęła przez ramię i zobaczyła, że leży oparty na łokciu. Jaki on
przystojny, przemknęło jej przez myśl. Nawet taki potargany. Popatrzyła
na szerokie, silne ramiona i odsłonięty tors, który kiedyś pieściła często
dłonią. Od dawna tego nie robi.
- Tak? To miło - rzuciła odpychającym tonem. Stanęła przed lustrem i
gwałtownymi ruchami rozczesała pośpiesznie włosy grzebieniem
kościanym i zaplotła je na nowo.
- Pójdę dziś wcześniej do Dalsrud - oznajmiła. - A ty zrób obrządek i
dopilnuj Signe.
- Dlaczego? - spytał poirytowany. - Co tam będziesz robić tak wcześnie?
Przecież oni pewnie dopiero wstają.
- Muszę nakarmić i wydoić krowy, jestem przecież służącą. O to ci
przecież chodzi!
- O co? - spytał, opuściwszy stopy na podłogę.
- %7łebym tylko pracowała i nie myślała o przyjemnościach.
- Lino, kochanie, przecież ja tego nie powiedziałem.
- Nie, ale sama się domyśliłam.
- Jak możesz...
Nie usłyszała już, co jej odpowiedział, bo wyszła, zamykając za sobą
s
drzwi. Pośpiesznie ruszyła zboczem w dół. Poranna rosa kołysała się na
zdzbłach trawy. Ptaki wyśpiewywały wesołe trele wysoko w koronach
drzew. Zdawało jej się, że o tak wczesnej porze wszystko jakoś inaczej
pachnie. Jakby cała przyroda obmyła się nocą i oto gotowa była na
kolejny dzień.
Trochę było jej przykro, że zostawiła Signe, ale szybko odrzuciła wyrzuty
sumienia. Jens zaopiekuje się córeczką, ona zaś nie była w stanie pozostać
z nim ani sekundy dłużej. Może pózniej zdoła mu wybaczyć. Ale nie
teraz.
W Dalsrud chyba jeszcze nikt nie wstał, bo z komina nie unosił się dym.
Na pewno lada moment się obudzą. Ona tymczasem zacznie obrządek, a
potem zje ze wszystkimi śniadanie.
181
Na szczęście owce pasą się w górach, a konie na noc zostały na
pastwisku, trzeba więc jedynie napoić krowy i rzucić im siana. I kiedy
wnosiła kolejne wiadra, gniew coraz bardziej w niej wzbierał i zdawało
jej się, że ręce sięgają już do samej ziemi. Praca, praca, nic innego!
-pomstowała w duchu.
Wzdrygnęła się, usłyszawszy trzask otwieranych drzwi.
- Wcześnie wstałaś - powitał ją Stef fen, odsłaniając w uśmiechu białe
zęby.
Poczuła, że się rumieni i pomyślała, że na całe szczęście w oborze panuje
półmrok.
- Tak trzeba.
- Daj! - Wziął od niej wiadra i postawił przy zagrodzie dla krów, dodając
z powagą: - Nie powinnaś tyle harować w tak młodym wieku.
- Zwierzęta trzeba napoić.
- Tym mogą się zająć mężczyzni. A gdzie Jens? Czemu ci nie pomaga?
- On... - Poczuła nagle wyrzuty sumienia, a zarazem irytację. - Przyjdzie
pózniej. Musiał zająć się naszym inwentarzem i Signe.
- Signe? - Steffen położył dłonie na ramionach Liny, a przez tkaninę
bluzki poczuła przenikające ciepło. -Signe chyba ty mogłaś się zająć, a on
by w tym czasie nanosił wody?
- Tak, ale... To ja wyszłam pierwsza. Pokłóciliśmy się wczoraj
wieczorem.
- Uff. Opowiesz mi o tym? Zwykle pomaga, jak się ę^złowiek trochę
wyżali.
Zawahała się, po czym pokręciła głową.
- Nie, to sprawa między mną a Jensem.
- Jak chcesz. Masz dziś ładną bluzkę. Do twarzy ci w zielonym.
- Dziękuję! - Znów poczuła, że twarz ją pali.
- Poza tym jesteś taka szczupła w talii - ciągnął, zsuwając niżej dłoń.
187
[ Pobierz całość w formacie PDF ]