[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam - bąknęła.
- Nie musisz - powiedział z rezygnacją w głosie. - To nie twoja wina. Rye tak dzia-
ła na kobiety. Zawsze tak było. Już w liceum mógł mieć każdą dziewczynę. Wszyscyśmy
mu tego zazdrościli.
Maddy głośno przełknęła ślinę. Właściwie domyślała się tego wszystkiego, o czym
mówił Phil.
R
L
T
- Ale nigdy żadnej nie zatrzymał - ciągnął Phil ponuro. - Choć kilka z nich na-
prawdę bardzo się o to starało. - Westchnął. - Cokolwiek ci powiedział, cokolwiek obie-
cał, na pewno nie dotrzyma. Kocham go jak brata. Ale kiedy chodzi o kobiety, nie można
na nim polegać.
Maddy robiła się coraz bardziej zdenerwowana. I naprawdę nie chciała tego słu-
chać.
- Wszystko w porządku, Phil. Wiem, co robię. - Taką przynajmniej miała nadzieję.
- Nie musisz się martwić o mnie.
Zrezygnowany, wzruszył ramionami.
- Dobrze, pewnie i tak cię nie powstrzymam. - Umieścił na jej czole braterski poca-
łunek. - Ale nie zakochaj się w nim. Bo wtedy tylko twoje serce będzie cierpieć.
Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tej rozmowy z Philem. Kto by przypusz-
czał, że Phil ma tak romantyczną duszę? I zaczęła energicznie mieszać zwarzony sos.
Na szczęście ona nie była taka sentymentalna. Może dlatego, że widziała, co jej ro-
dzicom zrobiła fałszywa miłość", jak zwykł był mawiać Cal. Popatrzyła w ciemność za
oknem. Ona nie miała co do miłości żadnych złudzeń. Przykład rodziców przekonał ją,
że coś takiego jak miłość nie istnieje.
Wiedziała, że pewnego dnia zatęskni za domem, rodziną, stabilizacją. Lecz do tego
potrzebny był jeszcze mężczyzna, któremu mogłaby bezgranicznie zaufać.
Rye nie był takim mężczyzną. Chyba, że dołożyłaby ogromnie dużo starań i cier-
pliwości.
Ten wieczór miał zdecydować jedynie o tym, jakie będą najbliższe tygodnie. Dla-
tego chciała, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. A to oznaczało, że musiała być spo-
kojna, zrelaksowana.
Wykonała kilka długich, powolnych oddechów.
Wylała sos na lasagne i wstawiła do piecyka. Popatrzyła na zegar.
Pół do siódmej!
Rzuciła na stół fartuch, którym była przepasana i pobiegła do swojej mikroskopij-
nej łazienki. Zostało jej mniej niż pół godziny, żeby przeobrazić się w bóstwo.
R
L
T
Kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi, Maddy podskoczyła. Miała na sobie prostą
czarną sukienkę. Włosy przewiązała jedwabną chustą, którą sama malowała. Miała na-
dzieję, że była wystarczająco ponętna.
Otwarła drzwi.
Rye stał oparty o framugę.
- Witaj, Madeleine - powiedział. - Kupiłem wino. Francuski merlot3. Mam nadzie-
ję, że będzie pasował do tego, co szykujesz.
3
Merlot - odmiana czerwonego wina z regionu Bordeaux.
Popatrzyła na etykietkę. Wino było najwyższego gatunku, drogie. Stanowczo zbyt
dobre do tego, co miała w piecyku.
- Będzie doskonałe - powiedziała i z butelką w ręku odwróciła się.
Słysząc za sobą jego kroki, z trudem pohamowała chęć ruszenia biegiem.
Uspokój się!
Głęboko nabrała powietrza.
Nie zapomnij oddychać, zanim zemdlejesz, napomniała się w myślach.
Postawiła butelkę na małym stoliku zastawionym najlepszą porcelaną jej babci i
odwróciła się do Rye'a. W malutkim saloniku wydawał się wprost olbrzymi. Głową nie-
mal sięgał sufitu. Teraz dopiero uświadomiła sobie, jak bardzo był wysoki.
- Przygotowałam lasagne wegetariańską - powiedziała niepewnie. - Mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko bakłażanom?
Skrzywił się.
- Nic o tym nie wiem - powiedział rozbawiony.
Rozglądał się z zaciekawieniem.
- Skąd masz ten morski pejzaż? - Wskazał ścianę za jej plecami. Zdjął marynarkę i
powiesił ją na oparciu krzesła. - Jest fantastyczny.
Popatrzyła za siebie. Chociaż i tak wiedziała, o czym mówił. Namalowała to mi-
nionej jesieni, krótko po rozstaniu ze Stevem.
R
L
T
- Sama namalowałam - powiedziała. Uspokoiła się troszeczkę. - Właściwie to jest
malowane na jedwabiu.
Podszedł do dzieła. Musnął ją przy tym ramieniem, wprawiając w drżenie.
- Jesteś prawdziwą artystką - powiedział cicho. - Naprawdę utalentowaną.
Zarumieniła się. Ten komplement bardzo wiele dla niej znaczył. Malowanie na je-
dwabiu było jej pasją do bardzo dawna.
- Dziękuję - powiedziała.
- Czemu byłaś zdenerwowana? - Przyglądał się jej uważnie.
- Skąd wiesz? - Po raz kolejny zaskoczył ją spostrzegawczością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]