[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czas mijał.
Chwilę pózniej - dziesięć cykli, rok? - Gromph poczuł w umyśle łaskotanie. Zwiadomość. Czyjaś
obecność. Zwracając ku niej umysł, Gromph poszukał jej. Zbierając wszystkie siły jak wyczerpany
człowiek usiłujący podnieść głowę, skupił wolę.
- Kyorli?
Nic.
Czas mijał.
Wpatrywał się w żyłkę kwarcu, wyodrębniając w niej kryształ. Koncentrując się na jego fasetkach
choć były zamazane przez wklęsłą taflę szkła przed jego oczyma - był w stanie skupić myśli.
Wiedział, że znalazł się wewnątrz szklanej kuli na skutek zaklęcia więżącego.
Zaklęcia rzuconego przez liczdrowa Dyrra.
Znajdował się głęboko pod miastem, w nieznanym mu tunelu, uwięziony w zaklęciu, które
uniemożliwiało odnalezienie go nawet za pomocą magii wieszczącej.
Schwytany w pułapkę.
Czas mijał. Gromph spróbował otworzyć usta, zmusić powieki do mrugania, poruszyć palcami.
Nic.
Gdyby był w stanie zaczerpnąć powietrza, westchnąłby. Ale nawet gdyby mógł poruszać się i
mówić - rzucić czar - nic by to nie dało. Zaklęcie, jakie rzucił na niego licz, było potężne i Gromph
dobrze o tym wiedział. Jedynym sposobem rozproszenia go było rzucenie na kulę równie silnego
kontrzaklęcia. A mógł je rzucić tylko ktoś inny, z zewnątrz. Jeśli już samo to nie nastręczało zbyt wielu
trudności, zaklęcie mogło zadziałać tylko wtedy, jeśli zostanie rzucone w tym samym miejscu, co
pierwotny czar więżący.
Gromph skrzywił się, świadomy ironii losu. Był arcymagiem Menzoberranzan, najpotężniejszym
czarodziejem Miasta Pająków, znającym więcej czarów, niż większości magów się śniło. Ale nawet
gdyby mógł rzucić czar życzenie, nic by mu z tego nie przyszło.
Znowu minął nieokreślony okres czasu. Gromph znów poczuł łaskotanie. Było bliższe i bardziej
natarczywe.
Tak jak poprzednio skoncentrowanie się wymagało straszliwego wysiłku woli.
- Kyorli? - przekazał. - Pomóż!
Aaskotanie zniknęło. Gdyby jego ciało było do tego zdolne, Gromph zwiesiłby ramiona.
Nagle świat wywinął szalonego fikołka. %7łyłka kwarcu zniknęła, a Gromph poczuł, że położenie
jego głowy i nóg odwróciło się choć w jego sytuacji pojęcie góry i dołu nie miało większego znaczenia.
Wpatrywał się w oczy ogromnego brązowego szczura dwa razy większego od kuli. Z jej wnętrza jego
pysk wydawał się zniekształcony. Różowe łapki oparły się lekko o szczyt sfery, a wąsiki drżały, gdy
zwierzę obwąchiwało zimne szkło.
36
Po dłuższej chwili Gromph zrozumiał swój błąd. To nie szczur był olbrzymi, tylko kula maleńka.
Zaklęcie zmniejszyło go, tak że był mniejszy od szczura. Myślenie wciąż przychodziło mu z trudem, ale
w końcu zauważył supełek na końcu bezwłosego ogona stworzenia.
- Kyorli! Pomóż mi. Zabierz mnie do domu.
- Wracać? - odparła szczurzyca bardziej emocjami niż słowami.
- Tak, wracać. Do miasta. Już.
Zwiat zawirował. Gromph widział, jak kamienne ściany uciekają w tył, podskakując jak szalone w
górę i w dół, gdy kula, którą Kyorli popychała nosem i łapkami, potoczyła się po podłodze tunelu.
Nie, nie tunelu, po dnie wąskiej szczeliny w skale. Rozpadliny wielkości szczura.
Zciany nadal uciekały do tyłu. Na chwilę świat otworzył się na bezkresną ciemność, gdy Kyorli
przetaczała kulkę przez podłogę ogromnej jaskini. W pewnej odległości Gromph dostrzegł błysk
lawendowego światła: widzialne widmo faerzress. Potem plama magicznego promieniowania znalazła się
za nimi, pochłonięta przez mrok.
Sfera toczyła się z grzechotem naprzód z Gromphem zawieszonym nieruchomo w środku,
otoczonym całkowitą ciszą.
Wkrótce potem kula zatrzymała się gwałtownie pod ścianą.
- Co się stało? - zapytał Gromph.
Aapki szczura obróciły kulę. Gromph patrzył na ścianę jaskini, gdzie kilka kroków wyżej tunel
biegł dalej po drugiej stronie szerokiej rozpadliny.
- W górę! - powiedziała Kyorli. - Miasto.
Szczurzyca wbiegła po ścianie w górę, a potem znowu w dół. Gromphowi świat zawirował, gdy
jej łapki zaczęły bezskutecznie drapać o kulę, obracając ją dookoła. Po chwili Kyorli wspięła się znów w
górę, weszła na krótko do tunelu, po czym wróciła na dół.
Gromph uświadomił sobie, że przecenił swojego chowańca. Kyorli była tylko szczurem i miała
inteligencję szczura.
- Spróbuj inną drogą, - podsunął.
Kyorli wbiła w niego wzrok, poruszając wąsami. Potem, podrzuciwszy głową w szczurzym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]