[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brzmi znajomo, mamo?
- Pomóżcie mi wstać z kanapy - żąda Teresa.
- A po co? - chce wiedzieć Tommy.
- Bo zamierzam trzasnąć waszego wujka w łeb.
- Daj spokój - uspokaja ją Maria. - I wszyscy się uciszcie,
nie chcę tego przegapić.
Kiedy w końcu nadchodzi chwila prawdy, wszyscy
gromadzą się przed ekranem.
- No dobra, wszyscy się zamknijcie - komenderuje
Johnny. - Puszczą ją lada moment.
- Jest! - krzyczy Nina.
- O, sklep! - wtóruje jej Gina.
Reklama to czysta poezja - chcę przez to powiedzieć, że to
stuprocentowy Johnny. Kamera pokazuje front sklepu, a
następnie widać środek sklepu, gdzie mój syn upozował się na
tle półki z ręcznymi narzędziami. Obok niego stoi jego
kumpel Al i udaje klienta, a Johnny udaje z kolei, że pomaga
mu wybrać piłę elektryczną. Al z miną pełną zadumy kiwa
głową, całkiem jakby Johnny był ostatecznym autorytetem w
kwestii pił. Tymczasem za nimi, w tle, Vinny i Tony biegają
po alejkach, symulując nadzwyczajne zainteresowanie
towarem.
Nagle Johnny patrzy w kamerę.
- Witajcie, jestem Johnny Catini - zaczyna. - Odkąd
pamiętam, moja rodzina sprzedaje artykuły żelazne dobrym
ludziom w Providence. Teraz, po czterdziestu latach,
doszliśmy do wniosku, że czas na zmiany. Dlatego właśnie,
oprócz artykułów żelaznych, zwanych ogólnie sprzętem
technicznym, sprzedajemy - teraz mamy ujęcie tyłu sklepu,
gdzie Johnny stoi przed tymi wszystkimi komputerami - inny
sprzęt techniczny, czyli komputery.
Tak jest, najnowsze komputery osobiste, a także monitory,
drukarki, skanery i wszystko, czego wam potrzeba, po
najlepszych cenach w mieście. Dlatego właśnie, jeśli szukacie
sprzętu technicznego, zapraszamy do sklepu żelaznego
Catiniego na Federal Hill w Providence, a jeśli szukacie
innego sprzętu technicznego, czyli komputerów - pokazuje
ręką komputery - to wiedzcie, że i tego nam nie brakuje.
I już po trzydziestu sekundach chwały. Wszyscy zaczynają
klaskać, klepać Johnny'ego po plecach, a siostry targają go za
włosy.
- Ostrożnie, ostrożnie! - śmieje się. - W końcu teraz
jestem gwiazdą.
- I tyle? - dziwi się Teresa. - To wszystko, co masz do
powiedzenia?
- A czego się spodziewałaś po trzydziestu sekundach?
Miałem przeczytać na głos Wojnę i pokój?
- Spodziewałam się trochę więcej za te pieniądze, które z
pewnością zapłaciłeś!
- Wierz mi, pieniądze do nas wrócą, sama zobaczysz.
- A co z resztą nas? - dopytuje się Maria. - Kiedy my
wystąpimy w reklamie?
- No właśnie, niby dlaczego Vinny, Tony i Al wystąpili w
tej reklamie, a my nie? - oburza się Nina.
- Mam tylko nadzieję, że przeszukałeś im kieszenie,
zanim wyszli ze sklepu - burczy Gina. - Ta ekipa pewnie
zwinęła ci połowę towaru.
- Spokojnie, kazałem im przejść obok wykrywacza
metalu, dopiero potem ich wypuściłem - śmieje się Johnny. - I
obiecuję wam, jeśli wszystko się ułoży po mojej myśli, każdy,
kto będzie chciał, wystąpi w następnej reklamie. W porządku?
- Hurrrra! - wykrzykują chórem małe dzieci.
Duże dzieci też są bardzo szczęśliwe.
Powiem wam, że nie wszystko wychodzi dokładnie tak,
jak to sobie zaplanował Johnny - bo wychodzi o wiele lepiej,
milion razy lepiej. Pozwólcie, że opowiem, jak się to zaczęło.
Reklama leci już dwa albo trzy tygodnie, jednak zupełnie
nic się nie dzieje. Przychodzą zwykli klienci, od śrubek i
gwozdzi, i ledwie raczą zerknąć na te wszystkie komputerowe
cuda. W końcu, pewnego dnia drzwi się otwierają i wchodzi
Angela, która jak zwykle wygląda, jakby właśnie zeszła z
wybiegu, i dumnym krokiem zmierza do lady.
- Witaj, nieznajomy - mruczy uwodzicielsko. - Kopę lat.
- Cześć, Angela, jak się miewasz? - Johnny pochyla się ku
niej i dostaje całusa w policzek. - Trzeba przyznać, że nie
najgorzej dziś wyglądasz.
- Dziękuję. - Angela lekko przechyla głowę, wyraznie
zadowolona.
- Co ty tutaj robisz z samego rana?
- Mój szef planuje zakup nowego sprzętu komputerowego
do biura. Kiedy zobaczyłam twoją reklamę i okazało się, że
teraz sprzedajesz komputery, powiedziałam mu, że jesteśmy
starymi kumplami i że wpadnę tu przed pracą sprawdzić, co
masz i czy uda nam się dogadać. - Milknie dla podkreślenia
efektu. - Poza tym chciałam się przywitać, dawno się nie
widzieliśmy.
- No tak. Fajnie, że wpadłaś, Angela - mówi Johnny. -
Chodz, pokażę ci, co mam.
Prowadzi Angelę na tyły sklepu i zaczyna recytować
wyliczankę o dyskach, czipach, kartach pamięci, megahercach
i wszystkich tych bzdetach. Dla mnie równie dobrze mógłby
mówić po chińsku, wyrzucając z siebie słowa z szybkością
karabinu maszynowego.
- Powoli, powoli - śmieje się Angela. - Przyznam ci się do
czegoś. Dla mnie obsługa komputera jest jak jazda
samochodem. Ruszam i jadę, ale nie pytaj mnie, co jest pod
maską, bo nie mam pojęcia.
Johnny przechodzi do wyjaśnień, ale w tym momencie
słychać dzwonek przy drzwiach, Johnny spogląda nad
ramieniem Angeli i widzi, że do sklepu wchodzi jeszcze jedna
atrakcyjna młoda kobieta. Podobnie jak Angela, jest elegancko
ubrana, zapewne wpadła tu w drodze do pracy. Rozgląda się
po całym sklepie i dopiero wtedy zauważa Johnny'ego i
Angelę.
- Za chwilę do pani podejdę! - woła do niej Johnny.
- Nie ma pośpiechu - odpowiada.
- No dobrze. - Johnny zaczyna od początku: - Musisz
myśleć o swoim komputerze jak o własnym gabinecie.
Miejsce na dysku to wszystkie szafki, które masz dookoła
siebie. Im więcej masz szafek, tym więcej akt możesz w nich
schować. Tak samo jest z komputerem. Im większa
pojemność, tym większe archiwum z dokumentami.
- A czy to to samo, co pamięć? - Angela trzepocze
rzęsami.
Druga młoda dama zdążyła już się przemieścić do działu z
komputerami i słucha teraz wykładu Johnny'ego. Angela zerka
na nią, bynajmniej nie życzliwie, a dziewczyna odpowiada jej
identycznym spojrzeniem. Johnny jest kompletnie
nieświadomy tej wymiany ciosów.
- Nie - odpowiada. - Twoja pamięć jest jak blat biurka w
twoim gabinecie. Im większa powierzchnia biurka, tym
większe pliki dokumentów, które możesz otworzyć i zmieniać,
i tym więcej tych plików możesz otworzyć jednocześnie. Jeśli
blat jest za mały, dokumenty spadają na podłogę i robi się
bałagan. Mniej więcej tak samo jest z komputerem. Najlepiej
mieć jak największą pamięć, żeby na blacie było mnóstwo
miejsca. Rozumiesz?
- Chyba tak - potakuje Angela niepewnie. Johnny bierze
do ręki ulotki na temat komputerów i listę z cenami.
- Masz. - Wręcza to wszystko Angeli. - Przejrzyj to przez
moment. - Odwraca się do drugiej młodej kobiety. - Mogę w
czymś pomóc?
- Tak - odpowiada dziewczyna miłym głosem i rzuca
Angeli spojrzenie z ukosa. - Zamierzam kupić sobie komputer,
ale nie za bardzo się na tym znam. Niechcący podsłuchałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]