[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sciany szalasu skladaly sie z trzcin i gliny. Mialy okolo pół metra grubosci. Zauwazylem, ze
w jednej z nich znajduje sie otwór, przez który mozna zajrzec do srodka. Wejscie
zawieszone bylo stara xogoza:
W powale widnial spory otwór, rodzaj komina. Zapewnienia silla w ezesci sie sprawdzily;
szalas byl istotnie przestronny, ale nieslychanie brudny. Postanowilem zrezygnowac ze
slodkich snów , które przed nami sill malowal, i wraz z Halefem spedzic noc pod golym
niebem. Decyzje te zachowalem chwilowo w dyskrecj i, udajac, ze spelnie kazda
propozycje silla, który krzatal sie kolo mnie z niemala gorliwoscia. Ulozyl w kacie nieco
drwa, którym chcial pózniej rozpalic ognisko, po czym zaczal zamiatac. Krótko mówiac, nie
szczedzil starafi, byle pozyskac nasze zaufanie. Kiedy slofice zaszlo, uklakl przed szalasem i
zwróciwszy twarz ku Mecce zmówil moghreb.
Zachowywalismy sie wzgledem niego i jego zony niezwykle uprzej-mie. Podzielilismy sie z
nimi resztkami jedzenia: Po wieczerzy nade-szla pora asziji, wiec sill zaczal sie znów
gotowac do modlitwy. Mi-nalem go, udajac, ze nie ide nad rzeke, lecz wglab brzegu.
Uszedlszy kawal drogi, zawrócilem i skierowalem kroki nad rzeke. Nie doszlem jednak do
samego brzegu, liczac sie z tym, ze Persowie mogli sie zniecierpliwic i podejsc blizej. Po
dosyc dlugiej mitredze dotarlem wreszcie do celu. Okazalo sie, ze nadlozenie drogi, zamiast
straty; przynioslo mi korzysc.
10 - Lew krwawej zemsty 261
Gdym sie schylil, aby sie przeczolgac przez zarosla, uslyszalem za soba odglos kroków;
ukrylem sie wiec szybko w krzakach. A tuz wlasnie nadszedl sill, stanal obok mnie i klasnal
w dlonie. Po kilka-krotnym powtórzeniu tego hasla znad wody rozleglo sie pytanie:
- Min hajda? Kto tam?
- Sill Safi - brzmiala odpowiedz.
- Choc prosto!
Ruszyl przez krzaki z takim hal~sem, ze moglem posuwac sie za nim bezpiecznie. Persowie
podniesli sie z ziemi; sill podszedl do nich, ja zas polozylem sie opodal.
- Myslelismy, ze przyjdziesz pózniej - rzekl Peder-i-Baharat. - Czy zaszlo cos niemilego,
zes sie zjawil tak wczesnie?
- Nie - odrzekl zapytany. - Przyszedlem wczesniej; bo wszystko ulozylo sie pomyslnie.
Giaur odszedl w mrok nocy celem zmówienia modlitwy. Nie smie mówic jej w
obecnosci prawdziwego wiernego.
- Odszedl w mrok nocy? Dokadze to? Chyba nie tutaj?
- O, nie! W przeciwnym kierunku. Ten pies chrzescijanski jest najglupszy sposród
wszystkich ludzi, jakich spotkalem w swoim zyciu. Ma do mnie bezgraniczne zaufanie.
- Czy zgodzil sie od razu na zabranie was?
- Tak, od razu.
- Zawdzieczamy to mojej madrosci. Kazalem ci zabrac ze soba zone. Nie jest taki glupi jak
ci sie wydaje, lecz obecnosc kobiety wzbudzila w nim zaufanie, przy tego bowiem
rodzaju napadach, jak nasz; zwyklo sie zostawia~ zone w domu. Ciezko ci bylo
namówic go, aby sie udal razem z toba do szalasu?
- Wcale nie. Zgodzil sie od razu: Nie mogles wybrac lepszego miejsca; podziwiam twój
spryt, na podstawie kt6rego obliczyles, ze dotrzerny do chaty tuz przed zachodem
slonca.
- Nie masz sie czemu dziwiE. Przywódca sillanów musi przeciez byc zdolnym t sprytnym.
Gdzie konie?
- Pasa sie w poblizu szalasu. Chcecie je teraz zabrac? zez
- Nie. Kiedy schwytamy jezdzców, konie i tak nam sie dostana.
Najchetniej nie bawilbym sie dlugo z tymi psami i zastrzelil ich, ale nie, bylaby to zbyt mala
kara za b61, który doznalem przez tego karla. Bedziemy ich Gwiczyc batem, az ciala ich
nabiegna krwia, jak te dwie szramy na mojej twarzy, które pala jak ogien piekielny. W tym
celu schwytamy ich zywcem. Gdy pod wplywem razów zaczna tracic sily i przy2omnosc,
wpakujemy im kule w leb. Jakze sie dowiemy, czy spia, czy czuwaja?
- Przyjde do was.
- Nie. Móglbys wzbudzic w nich podejrzenie.
- W takim razie przysle do was moja zone.
-= Jesli bedzie spala w szalasie, musi pozostac, a jesli polozy sie pod golym niebem, nie
bedzie mogla sprawdzic, czy przybysze czuwaja, czy tez spia. Musimy ustalis jakies
niezawodne haslo.
- Najbardziej niezawodny jest ogien. Skoro zgasnie, bedzie to znak, ze zasneli.
- Masz racje. Napadniemy ich po ciemku: Ale w takim razie musimy wiedziec dokladnie,
gdzie beda lezec.
- Moge was objasnic juz teraz. Z tylu, na prawo, plonie ogien; w poblizu zas
przygotowalem leze. Bede oczekiwac was naprzeciw wej-scia. Bedziecie musieli wlazic
kolejno. Wezme was za rece i zaprowa-dze do miejsca, w którym leza. Co zrobicie
pózniej, to juz wasza sprawa.
- A twoja zona ?
- Bedzie spala pod golym niebem. Nie moze przeciez spac w jednym pokoju z
mezczyznami.
- Itwój projekt podoba mi sie - przyjmuje go. Zaczekamy tu dwie godziny, potem zas
udamy sie pod szalas. Gdy zagasnie swiatlo, wejdziemy kolejno. Czy masz jeszcze co do
powiedzenia ?
- Nie.
- Wiec wracaj, bo dluzsza nieobecnosc moglaby zwrócic ich uwage.
Przyrzeczone wynagrodzenie otrzymasz.
263
~ ze najlepiej oddalic sie przy akom-
Dalej nie sluchalem, uwazajac galezi. Sill zatrzymal sie jeszcze na paniamencie lamanych
przez sill~ icznosciowych pytan. Dzieki temu chwile i rzucil Persom kilka ok0 moglem
pobiec w kierunku szalSsu. Oczywiscie, nie zapomnialem o koniecznosci zakreslenia luku,
aby sie zdawalo, ze przychodze z prze-ciwnej strony. Ostroznosc okaza~ ste sluszna, gdyz
przed szalasem stala zona silla. Nie ulegalo watpliwosci, ze sill kazal jej uwazac, z której
strony sie zjawie. ognisku Halef. Zona silla weszla Wewnatrz szalasu siedzial pr~
razem ze mna. Udajac, ze nie zad~a~lem nieobecnosci meza, usiad-lem obok Hadziego.
Rozmawiah~my o sprawach nieaktualnych. Po jakims czasie zjawil sie sill. Usiadfi rbok
zony. Po uplywie pół godziny malzonkowie wstali i sill zapytal:
- Effendi, pozwolisz mi spa~ W s~~sie obok was Cialo moje dreczy chwilami reumatyzm.
Szk~dzi mi wilgoc i mgla.
- Mozecie spac tu oboje - odf~eklem.
p~zebywac w miejscu, w którym spia
- O, nie! Kobiecie nie wolno
~n leze; bedzie tam mogla spoczywac mezczyzni. Ura.adze jej w krzaka do rana. c sie
najbardziej nadaje na leze.
- Pokaze wam miejsce, któf
Chodzcie! Choc równiez Halefie~
Sill spojrzal na mnie zdumion~ ale usluchal. Hadzi milczal rów-
~czu wskazywalo, ze sobie po moim
niez; szybkie przebiegle Isnienie
kroku duzo obiecuje. Gdysmy staneli przy koniach, zdjalem lasso z
szyi mego Assila. Halef domyslils~e od razu moich zamiarów i ruszyl
za para sillów, która szla tuz ~ mna. Widzac, ze coraz bardziej
oddalam sie od szalasu, sill zapy
c~di? Czy zona moja nie powinna
- Gdzie nas prowadzisz, eff spoczac w naszym poblizu? cblizej niz ci sie wydaje -
odparlem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]