[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale to moje gospodarstwo i ja nim zarzÄ…dzam. I to o moich sy
nach rozmawiamy, jak sądzę. Chcę wiedzieć, co tu się dzieje, po
nieważ pierwszy raz słyszę o czymś podobnym!
Helga jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Jej oczy ciskały błys
kawice nienawiści, kiedy patrzyła na Mali.
- Pewnie czasem zdarzyło się, że ja i chłopcy nie zgadzali
śmy się ze sobą - wyjaśniła. - Wtedy próbowałam nauczyć ich
dobrych manier. Nie mieli ich zresztÄ… ani oni, ani inni miesz
kańcy Gjelstad, kiedy tu się przeprowadziłam - dodała i odrzu
ciła głowę. - A to, że o niczym nie wiesz, Kristen, to już two
ja sprawa. To tylko świadczy o tym, jak bardzo interesujesz się
swoimi synami. Do niczego siÄ™ nie nadajesz, tylko do sprzÄ…tania
stajni!
- Myślę, że powinnaś bardziej uważać na to, co mówisz, mo
ja słodka Helgo - odezwał się gospodarz Gjelstad z kanapy. Usiadł
prościej i wyraznie poczerwieniał na twarzy. - Jesteś zdolną go
spodynią, ale nie popadaj w zarozumialstwo. To ty przez małżeń
stwo z moim synem zdobyłaś dobrobyt i poważanie, kiedy przyby
łaś do Gjelstad. Nie zapomniałaś chyba jeszcze, skąd pochodzisz?
Nie znaczyłaś więcej niż biedna mysz, chociaż usiłujesz wywrzeć
na wszystkich wrażenie, że jest inaczej.
Helga z trudem łapała powietrze. Nerwowo przejechała dło
nią po włosach, przygładziła spocone kosmyki za uszami.
103
- Nie chcę o tym dyskutować - odparła szybko. - Wszyst
ko układałoby się u nas dobrze, gdyby nie ta nieznośna jędza ze
Stornes, która ciągle tu przyłazi nieproszona i wścibia nos we
wszystko. O ile wiem, masz aż nazbyt wiele spraw, którymi mo
żesz rządzić u siebie, Mali.
- Uspokójcie się trochę - odezwał się Havard, który do tej
pory nie wtrącał się do rozmowy. - Mali ma rację, że Oddleiv
i Hakon przyszli dziś do nas po lekcjach w żałosnym stanie,
a przecież tak nie może być. W tutejszym dworze nie ma prze
cież biedy. A jeżeli ty, Helga, nie lubisz synów Kristena, to po
winnaś była o tym pomyśleć, zanim wyszłaś za mąż za mego
brata. Mieszkał z nimi w Gjelstad, zanim się tu wprowadziłaś.
- Nie wszyscy są tak naiwni jak ty, Havardzie - rzekł jego
ojciec i uśmiechnął się krzywo. - Wziąłeś Mali z dwójką dzie
ci, lecz nie spytałeś jej o jedną rzecz, jak mi się wydaje. A praw
da na pewno nie byłaby dla ciebie przyjemna - dodał kąśli
wie. - Ona mówi tylko to, co jej pasuje, i chce, by ludzie w to
wierzyli. Już cię wcześniej ostrzegałem, chłopcze, ale nie chcia
łeś mnie słuchać.
- I teraz też nie zamierzam - odgryzł się Havard wro
go. - Nigdy nie lubiłeś Mali, bo ci nie uległa. Taka jest prawda,
ojcze, czyż nie?
Gospodarz Gjelstad roześmiał się cicho i skrzekliwie.
- A więc i w to kazała ci uwierzyć ta kobieta? Tak, tak, żyj
sobie w tym przekonaniu jak najdłużej, Havard. Pewnego dnia
prawda o twojej babie wyjdzie na jaw, a wtedy...
- Przestańcie!
Kristen uderzył pięścią w stół, aż wszyscy podskoczyli. Ni
gdy przedtem nie miał tego w zwyczaju.
- Nie chodzi o Mali, tylko o moje dzieci! Chcę wiedzieć, czy
to prawda, że chodziły do szkoły bez drugiego śniadania i kład
Å‚y siÄ™ bez kolacji, czy...
W jednej chwili ukrył twarz w dłoniach i pochylił się nad
stołem.
- Nie jest aż tak zle, by nie można tego naprawić - ode-
104
zwała się Mali i usiadła obok. - Jednak uważam, że powinie
neś bardziej zwracać uwagę na to, co się dzieje w twoim do
mu, Kristen. To ty jesteÅ› tu gospodarzem i o dobro twoich
synów tu chodzi. Ty i Helga musicie o tym porozmawiać. Je
stem przekonana, że dojdziecie do porozumienia, a także że
dzisiejsza dyskusja nie odbije się zle na chłopcach - dodała
i utkwiła wzrok w Heldze. - Taka powinna być umowa! Pa
miętajcie, że oni nie powiedzieli złego słowa o żadnym z was.
Gdyby nie Sivert, nigdy bym się niczego nie dowiedziała. Nie
możecie więc mieć pretensji do Oddleiva i Ha kona - doda
ła cicho i ponownie spojrzała na Helgę. - Pamiętaj, że i tak
o wszystkim siÄ™ dowiem.
- Skończyłaś? Jeżeli tak, to wynoście się stąd - rzucił poiry
towany gospodarz Gjelstad ze swej kanapy. - W naszym dworze
dobrze sobie radzimy bez ciebie, Mali Stornes.
Mali nie zadała sobie trudu, żeby mu odpowiedzieć. Wstała
i ruszyła do drzwi. H3vard otworzył je przed nią i bez pożegna
nia oboje wyszli na korytarz.
- Przyprowadzę konia - zaproponował Havard, wkładając
kurtkę. - Przyjdz, jak się ubierzesz. Nie powinniśmy składać tej
wizyty - dodał ponuro. - Wiedziałem, że nie wyniknie z tego nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]