[ Pobierz całość w formacie PDF ]

całkiem normalnego samopoczucia. Aż do wieczora, gdy mdłości wracały.
Elizabeth przypisała te kłopoty nieobecności Geoffreya.
Uznała, że miłość wprowadza zamęt zarówno w jej duszy, jak i w ciele. Ale gdy
Geoffrey wrócił do Montwright w kilka dni pózniej, jej stan wcale się nie poprawił. Mąż
był jednak zbyt zajęty przygotowaniami do wyjazdu, by poświęcić żonie wiele uwagi.
Ten brak zainteresowania jednocześnie ucieszył ją i rozczarował. Wkrótce stało się jasne,
że Geoffrey jej unika, pojąłby to nawet kiep.
Przychodził do sypialni, gdy już spała, a wstawał o świcie, zanim zdążyła otworzyć
oczy.
Elizabeth zachowywała pozorny spokój, choć żołądek nadal z nią wojował. Czerpała
jednak siłę z uśmiechów i znaczących mrugnięć dziadka. Każdy taki znak przypominał
jej rozmowę przy partii szachów... przypominał, że mąż ją naprawdę kocha.
Boże, ależ on był uparty! Wciąż jeszcze był tak zapamiętany w gniewie, że prawie na
nią nie patrzył, gdy robili coś w tym samym pomieszczeniu. Serce bolało ją prawie tak
samo jak brzuch, gdy pozwalała sobie pomyśleć, jak bardzo tęskni do jego pocałunków,
objęć, pieszczot.
Rankiem w dniu wyjazdu Elizabeth przeżywała trudne chwile. Jak na wczesne lato
było wyjątkowo gorąco, a ona wpadła w głęboką melancholię, żegnając dobrze znane
otoczenie. Wiedziała, że mąż nie byłby zadowolony, gdyby nadmiernie dała się ponieść
uczuciom, stale więc sobie o tym przypominała, ściskając i łaskocząc Thomasa.
A potem podeszła do dziadka.
 Będzie mi ciebie brakować  szepnęła.
 Czy pamiętałaś o zapakowaniu sztandaru?  spytał dziadek.  Mała pamiątka
z przeszłości pomoże ci stawić czoło niepewnej przyszłości.
 Oczywiście, że pamiętałam  odrzekła.  Kocham cię, dziadku. Niech Bóg ma
w swej opiece ciebie i Thomasa.
Dziadek mocno ją uściskał i podsadził na klacz.
 Wiele przeszłaś w ostatnich miesiącach, dziecko powiedział cicho. Ujął jej dłoń
i uścisnął.  Ale jesteś twarda. Bóg chce, żebyś była z mężem i wypełniała swoje
przeznaczenie. Jedno z drugim splata się jak winorośle na zamkowych ścianach. Nie bój
się, Elizabeth. I pamiętaj: ufaj sercu, ale kieruj się tym, co radzi głowa.
Uśmiechnęła się słysząc to niełatwe zalecenie i powiedziała:
 Będę się starać.
Geoffrey obserwował pożegnanie wnuczki z dziadkiem z zamkowych schodów. Był
dumny z żony, widząc jej opanowanie. Wydawała się taka pogodna i pełna godności.
Iście królewska poza, pomyślał. A przecież wiedział, jak trudne jest dla niej to
rozstanie. Opuszczała wszystko, co dobrze znała, by odjechać z mężem, mężczyzną,
którego uważała za niezdolnego do żadnych uczuć oprócz złości.
Spodobało mu się czułe pożegnanie Elslowa z Elizabeth. Zirytowało go tylko, że jest
zaledwie obserwatorem, a nie uczestnikiem. Nie wiedział jednak, jak się włączyć do
pożegnalnego ceremoniału, stał więc w oddali i przyglądał się z zadumą.
O jego względy zaczął zabiegać Thomas. Skoczył mu na nogę z całą dziecięcą siłą, na
jaką mógł się zdobyć, ale dla Geoffreya było to zwykłe dotknięcie. Bez wysiłku uniósł
malca wysoko i opuścił tak, że mogli sobie spojrzeć prosto w oczy.
 Bądz grzeczny i słuchaj dziadka!  głos Geoffreya brzmiał szorstko, ale chłopiec
wcale się nie przestraszył.
Uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
Geoffrey udał, że puszcza go na ziemię, wywołując tym pisk uciechy. Zamiast tego
odstawił go z wielką ostrożnością i zdawał się nie zwracać uwagi, że mały owinął mu się
wokół nogi. Był bardzo zadowolony, że Thomas tak szczerze i otwarcie okazuje uczucia,
pogłaskał go więc po głowie. Tymczasem podszedł do nich Elslow.
 Będę się dobrze opiekował Thomasem  powiedział.
 A ja będę się opiekował twoją Elizabeth  zapewnił uroczyście Geoffrey.
 I obaj będziemy mieli krzyż pański  zaśmiał się Elslow.
Geoffrey uśmiechnął się, a potem zerknął na Elizabeth.
Dostrzegł u niej skrywany niepokój.
 Muszę się pośpieszyć, bo mi żona zmieni zdanie i odmówi wyjazdu  powiedział do
Elslowa. Ruszył w stronę konia, zatrzymał się jednak i odwrócił jeszcze na chwilę do
starszego mężczyzny:  Póki Belwain pozostaje na wolności, wciąż jeszcze zagraża wam
niebezpieczeństwo. Uważajcie.  Tyle troski i uczucia potrafił uzewnętrznić.
Elslow jednakże nie miał takich zahamowań. Solidnie łupnął Geoffreya w plecy
i otoczył go ramieniem.
 Będzie ci brakować staruszka, synu  zapowiedział śmiertelnie poważnemu
wojownikowi.
Geoffrey zachichotał i odparł, kręcąc głową:
 Nigdy nie spotkałem tylu ludzi, którzy się mnie nie boją. Tajemnicza sprawa.
 To dlatego, że jesteśmy rodziną  wyjaśnił Elslow.
 No tak  przyznał Geoffrey, dosiadając ogiera. Rodziną.  Obdarzył Elizabeth
długim spojrzeniem, a potem zwrócił się ku zamkowym bramom. Obok siebie miał
Rogera. We dwóch, z wilczarzami Elizabeth po bokach, wyprowadzili cały orszak
z Montwright. Połowę swoich ludzi Geoffrey zostawił do pomocy Elslowowi. Nie czuł
jednak niepokoju. Z zapałem wyczekiwał podróży.
Elizabeth wolała zerkać za siebie, usiłując zapamiętać mury domostwa. Bardzo bała
się przyszłości. Czuła w sercu rozpaczliwą samotność.
Złe samopoczucie fizyczne szybko oderwało jej myśli od samotności. Co godzinę
albo i częściej miała wrażenie, że jej pęcherz i żołądek domagają się ulgi. Robienie tak
częstych postojów było niewygodne i krępujące. %7łałowała, że nie wzięła z sobą żadnej
służącej. Druga kobieta zmniejszyłaby jej zakłopotanie, może też byłoby się z kim
podzielić niepokojem.
Zanim słońce stanęło w zenicie, Elizabeth była rozpalona i wyczerpana. Zamknęła
oczy, by przez chwilę odpocząć, i omal nie spadła z siodła. Na szczęście Geoffrey czuwał
i złapał ją we właściwej chwili. Płynnym ruchem przesadził ją na swego ogiera.
Westchnęła na znak zgody i szybko zasnęła z głową przytuloną do jego torsu
i obejmującym go w pasie ramieniem.
Geoffrey trzymał żonę i upajał się jej delikatnością.
Potarłszy podbródkiem czubek jej głowy pomyślał, że pachnie ziołami. I jabłkami,
które wspólnie jedli na skąpy lunch. Usłyszał westchnienie żony i sam cicho westchnął.
Elizabeth przespała całe popołudnie. Na godzinę przed zachodem słońca Geoffrey
zarządził w końcu postój. Gdy postawił żonę na ziemi, ugięły się pod nią kolana. Musiała
złapać Geoffreya za ramię i mocno trzymać, póki zawrót głowy nie ustąpił.
 Jesteś chora?  Geoffrey zadał to pytanie, jakby miał do niej pretensje, więc
Elizabeth natychmiast się wyprostowała.
 Nie jestem!  odparła.  Po prostu mała niedyspozycja. Przejdzie mi.
Chciała odwrócić wzrok, ale Geoffrey położył jej ręce na ramionach i przyciągnął ją
do siebie. Był to pierwszy objaw czułości od tak dawna, że Elizabeth poczuła się
skrępowana.
 Czy to jest twój czas w miesiącu?  spytał cichym szeptem.
Wstydliwość znikła wraz z intymnym pytaniem. Elizabeth głośno nabrała powietrza
i wściekle pokręciła głową.
 Nie wolno rozmawiać o takich sprawach  powiedziała, cała czerwona.  To
nieprzystojne.
Usiłowała wyswobodzić się z jego objęć, ale Geoffrey jej nie puścił.
 A jeśli mąż i żona nie rozmawiają o... takich sprawach, to skąd mam wiedzieć,
kiedy nie wolno mi cię dotknąć?  spytał logicznie.
 Och, nie wiem  odszepnęła Elizabeth i wbiła wzrok w ziemię. Nagle przyszło jej
coś do głowy.  Czy to dlatego ty nie... no, my nie...  bąkała, nie mogąc wyrazić myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl