[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Koło Bramy Prochowej spotkał naszego jednoroczniaka i zaraz na niego z wiel-
kim krzykiem: Ja ci dam. ja cię nauczę, popamiętasz! Nagadał mu w tym gu-
ście jeszcze więcej, zabrał go z sobą i wlecze go do koszar, a po drodze urąga mu
brzydko i ciągle go się pyta o nazwisko. Sielesny, Sielesny, ty się teraz posrać, ja
kontent, że złapać ciebie, ja tobie pokazać den ersten Mai!1 Sielesny, Sielesny, ty
już mój, ja cię wsadzić do aresztu, tsimać w areszt! %7łeleznemu już było wszystko
jedno. Więc gdy szli przez Porzecze koło piwiarni Rozvarzilów, %7łelezny skoczył
w bramę, znikł jak kamfora i popsuł dziadydze uciechę osadzenia go w areszcie.
Pana obersta tak to rozsierdziło, iż mu ten delikwent zwiał, że ze złości zapomniał
na dobre jego nazwiska. Pomieszało się mu w głowie i gdy przybył do koszar, to
zaczął skakać aż pod sufit i wrzeszczał, zaś oficer dyżurny nie wiedział, dlaczego
to kauczukowy dziadyga zaczął raptem mówić łamaną czeszczyzną: Miedziany
aresztować, nie Miedziany, Ołowiany aresztować, Cynowy! I tak się pan obe-
rst męczył w dzień i ciągle pytał, czy już aresztowali Miedzianego, Ołowianego,
Cynowego. Kazał nawet całemu pułkowi stanąć do przeglądu, ale ponieważ było
wiadomo, o co chodzi, więc %7łeleznego umieścili w szpitalu, jako że był techni-
kiem dentystycznym. Aż oto stała się rzecz taka: jednemu z naszego pułku udało
się przebić jakiegoś dragona w gospodzie U Bucków , który to dragon chodził
za jego dziewczyną. Cały pułk musiał stanąć do przeglądu, nawet chorzy z la-
zaretu, kto był słaby, tego dwaj koledzy podtrzymywali. Musiał więc chcąc nie
chcąc pokazać się także %7łelezny. I wtedy na dziedzińcu czytali nam rozkaz do
pułku, mniej więcej w ten sens, że dragoni to także żołnierze i że nie należy prze-
bijać ich bagnetem dlatego że są to nasi Kriegskameraden2. Jeden z ochotników
tłumaczył ten rozkaz, a nasz oberst rozglądał się dokoła jak tygrys. Najprzód cho-
dził przed frontem, potem poszedł za szeregi i nagle odkrył %7łeleznego, chłopa jak
góra. Bardzo to, panie oberlejtnant, było komiczne, gdy go wciągnął do środka
czworoboku. Tamten jednoroczny ochotnik przestał tłumaczyć rozkaz do pułku,
a nasz pułkownik zaczął skakać przed %7łeleznym jak nie przymierzając pies, gdy
szczeka, na kobyłę, i ryczał: Ty mi nie ucieknąć, ty się nie schować! Ty Sielesny,
Sielesny, a ja furt mówić Miedziany, Ołowiany, Cynowy. A on jest Sielesny, ten ło-
1
Pierwszy maj. (niem.)
2
Towarzysze broni. (niem.)
95
buz jest Sielesny, ja ci nauczyć, Ołowiany! Cynowy! Miedziany! Du Mistvieh! Du
Schwein!3 Du Sielesny! Potem wlepił mu za to miesiąc, ale po jakich dwóch ty-
godniach zaczęły go boleć zęby, a on przypomniał sobie, że %7łelezny jest dentystą,
więc z aresztu kazał go przyprowadzić do lazaretu, żeby mu wyrwał ząb. %7łelezny
rwał mu ten ząb z pół godziny, tak że dziadygę musieli coś ze trzy razy obmywać.
Jakoś go to ułagodziło, tak że darował %7łeleznemu dwa tygodnie aresztu. Tak to
bywa, panie oberlejtnant, gdy przełożony zapomina nazwiska swego podwładne-
go. Ale podwładny nigdy nie powinien zapomnieć nazwiska swego przełożonego,
jak nas napominał pan oberst. I rzeczywiście jeszcze po wielu latach pamiętamy
dobrze, że mieliśmy oberstera Fliedera. Może ta opowieść była przydługa, panie
oberlejtnant.
Wiecie, Szwejku odpowiedział porucznik Lukasz że im dłużej słu-
cham waszych opowiadań, tym głębiej jestem przekonany, że nie macie szacunku
dla swoich przełożonych. %7łołnierz nawet po wielu łatach powinien o przełożo-
nych swoich mówić z szacunkiem i tylko dobrze.
Porucznik Lukasz zaczynał odzyskiwać humor.
Posłusznie melduję, panie oberlejtnant przerwał mu Szwejk i zaczął się
tłumaczyć przecież pan oberst Flieder już dawno nie żyje, ale jeśli pan oberlejt-
nant sobie życzy, to mogę opowiedzieć o nim wiele dobrego. Bo on, panie obe-
rlejtnant, był dla żołnierzy jak ten anioł. On był taki poczciwy jak święty Marcin,
który rozdawał biednym i głodnym ludziom świętomarcińskie gęsi. Z pierwszym
napotkanym żołnierzem dzielił się swoim oficerskim obiadem, a gdy przejadły
się nam knedle drożdżowe z powidłami, to kazał nam dawać na obiad wieprzowy
gulasz z kluskami kartoflanymi. Podczas manewrów był uosobieniem dobroci dla
nas wszystkich. Gdyśmy przybyli do Królewic Dolnych, to wydał rozkaz, abyśmy
wypili cały tamtejszy browar na jego koszt, a na swoje imieniny albo urodziny ka-
zał napiec zajęcy w śmietanie dla całego pułku i do tego knedle z bułki. To był
taki zacny człowiek, że razu pewnego, panie oberlejtnant. . .
Porucznik Lukasz po przyjacielsku trzepnął Szwejka przez ucho i rzekł:
No, idz już, stary łobuzie, i przestań gadać.
Zum Befehl, Herr Oberleutnant!
Szwejk oddalał się w kierunku swego wagonu, a tymczasem przed eszelo-
nem batalionu, tam gdzie w wagonie znajdowały się aparaty telefoniczne i druty,
odgrywała się następująca scena. Przed wagonem stał posterunek, ponieważ z roz-
porzÄ…dzenia kapitana Sagnera wszystko musiaÅ‚o być feldmässig4. Wartowników
rozstawiono więc po obu stronach wagonów, a każdemu z nich podano z kancela-
rii batalionu Feldruf i Losung 5.
3
Ty bydlaku! Ty świnio! (niem.)
4
Frontowy. (niem.)
5
Hasło, odzew. (niem.)
96
Tego dnia Feldruf był Kappe , a Losung Hatvan . Przy wagonie telefonicz-
nym wartownikiem, który miał sobie zapamiętać oba te słowa, był Polak z Koło-
myi; do 91 pułku dostał się jakimś dziwnym trafem.
Oczywiście, że nie miał pojęcia, co to jest ,.Kappe , ale ponieważ miał jaką
taką skłonność do mnemotechniki, więc zapamiętał sobie tyle przynajmniej, iż
słowo zaczyna się na k i brzmi jak: kawa. Gdy więc podporucznik Dub podszedł
do niego i zapytał o feldruf, wartownik z wielką dumą odpowiedział: Kafe . Było
to rzeczą całkiem naturalną, bo Polak z Kołomyi, słysząc to słowo, przypomniał
sobie kawę, otrzymywaną w obozie w Brucku na śniadanie i na kolację.
Więc gdy jeszcze raz wrzasnął: Kafe! , a podporucznik Dub, niezadowolony
z odpowiedzi, zbliżał się do niego coraz bardziej, wówczas wartownik, pamiętny
przysięgi i obowiązku strażującego żołnierza, krzyknął groznie: Halt! a gdy
podporucznik zrobił jeszcze dwa kroki, ciągle domagając się feldrufu, żołnierz
wymierzył przeciw niemu karabin, a nie umiejąc dobrze po niemiecku, krzyczał
przedziwnÄ… polsko-niemieckÄ… mieszaninÄ…:
Będę szajsu, będę szajsu.6
Podporucznik Dub zrozumiał, że się nie dogada, i zaczął się cofać.
Wachtkommandant! Wachtkommandant!7 krzyczał głośno.
Przybiegł plutonowy Jelinek, który rozstawiał warty, i sam zapytał o feldruf,
a za nim znowu powtórzył pytanie podporucznik Dub. W odpowiedzi brzmiało po
całej stacji wciąż to samo słowo: Kafe! Kafe!
Z wagonów zaczęli wyskakiwać żołnierze z menażkami w przekonaniu, że
będzie wydawana kawa, i skończyło się na popłochu i zamieszaniu, a poczciwego
wartownika rozbrojono i zaprowadzono do wagonu aresztanckiego.
Ale podporucznik Dub miał w podejrzeniu Szwejka, że to on wywołał ca-
łe zamieszanie, bo jego pierwszego widział wychodzącego z wagonu z menażką
i słyszał jego głos:
Z menażkami po kawę! Z menażkami po kawę!
Po północy pociąg ruszył na Ladovce i Trebiszov, gdzie z rana przywitało go
stowarzyszenie weteranów, które pomieszało sobie ten marszbatalion z 14 mar-
szbatalionem węgierskiego pułku honwedów. Honwedzi przejechali przez stację
jeszcze w nocy. Weterani podpili sobie z samego rana i swoim wrzaskiem: Isten,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]