[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ubranie z poprzedniego dnia i zbiegał na dół, do sa-
mochodu. Wyjmował z walizki czyste ubranie, wcho-
dził na górę, brał prysznic i przebierał się.
- Rozmawialiśmy już na ten temat, Grace. Uzgodni-
liśmy, że to, co między nami się dzieje, nie przerodzi
się w nic poważniejszego.
Skwapliwie skinęła głowa, chociaż wiedziała do-
skonale, że jeśli chodzi o nią, jest już za późno. Już jest
coś poważnego. Jakby biegła galopem prosto na mur.
Wiedziała, że zetknięcie z murem będzie bardzo bole-
sne, ale nie potrafiła zwolnić.
- Czy wniesienie walizki po trzydziestu dwóch stop-
niach plus kilka metrów naprawdę coś między nami
zmieni ?
- Oczywiście. Oznaczałoby to, że zamieszkałem tu-
taj. Zadomowiłem się.
Przecież od kiedy przyjechałeś na wyspę, jesteś tu
co noc. Nawet nie obejrzałeś domu, który wynająłeś.
Rufus i Eleanor nauczyli się już, jak spać w zwiększo-
nym składzie. Czy można się jeszcze bardziej zado-
mowić?
Nic nie odpowiedział, ale na pewno zdawał sobie
sprawę, że te jego codzienne wyprawy po czyste ubra-
nie są po prostu śmieszne. Ona natomiast była świa-
doma, że podejmuje wielkie ryzyko, poruszając ten
temat, bo w rezultacie Dean może z tą walizką poje-
chać do domu, który wynajął. A tego nie chciała, dla-
tego gotowa była zakończyć dyskusję krótkim i ugo-
dowym: „A właściwie to rób, jak uważasz".
Niestety w chwili, gdy otwierała usta, odezwała się
komórka.
Dean sprawdził, kto dzwoni, i natychmiast wyłączył
telefon. Grace spochmurniała. Wszyscy ci uciekinierzy
ze stałego lądu mieli z sobą coś wspólnego. Uciec było
łatwo, ale pożegnać się ostatecznie z tym, co ich ści-
gało - już nie.
- Dobrze wiesz, że w końcu będziesz musiał z nimi
pogadać.
- A niby z kim? - rzucił szorstko i zaczął rozglądać
się za adidasami.
- Z obojgiem. Z byłą i byłym.
- Nie mam o czym z nimi gadać. Z moją byłą nic już
formalnie mnie nie łączy, a były musi pogodzić się z
tym, że stracił najlepszego dziennikarza. Tym razem
odezwał się po dłuższym czasie, z czego można wy-
snuć wniosek, że chyba już oswoił się z sytuacją. I ru-
sza do przodu. Tak samo zresztą jak ja.
- Naprawdę?!
- Oczywiście! A co, myślałaś, że już nic nie będę
chciał zrobić ze swoim życiem?
Gdyby tak było, pogadałbyś z nimi i postawił kropkę
nad i. Może nawet zacząłbyś się zastanawiać nad po-
wrotem do Waszyngtonu.
- Nigdy tam nie wrócę!
- Och, Dean... Wiem, że teraz tak myślisz. Nie
chcesz tam wrócić i jest to zrozumiałe. Zostałeś upo-
korzony przez ludzi, których obdarzyłeś największym
zaufaniem.
- Oczywiście! Ale tak naprawdę nie chodzi mi o to,
co zrobiła Elena, tylko o całą tę atmosferę, jaka wy-
tworzyła się wokół sprawy. Same kłamstwa i kom-
pletne nieliczenie się z moją osobą. Ważny był tylko
temat na artykuł. Dla mojego redaktora naczelnego
również.
- Może właśnie dzwoni, żeby cię przeprosić.
- Może, ale mnie już na tym nie zależy. Tamto życie
mnie przerosło. Moja praca polegała na ujawnianiu
brudów, na przyłapaniu kolejnego polityka czy lobby-
sty na kłamstwie i szemranych interesach. I miałem
coraz bardziej dość tego tarzania się w błocie. Elena
była po prostu ostatnią kroplą goryczy. Teraz jestem
pisarzem, mieszkam na wyspie i jestem szczęśliwy.
Skarbie... - Pocałował ją w czoło. - Wracam za chwilę.
A jeśli po moim powrocie zastanę cię pod pryszni-
cem...
To?
- To na pewno cię stamtąd nie wygonię.
Odprowadziła go wzrokiem, zastanawiając się w du-
chu, na ile można wierzyć jego słowom. Kiedy Dean
mówił, że nie chce wracać do Waszyngtonu, wydawało
się, że mówi serio. W głowie Grace zaświtała myśl,
czy to możliwe, żeby jeszcze jeden uciekinier ze stałe-
go lądu zechciał zostać wyspiarzem. Na dobre.
Ale rozum podpowiadał swoje. Dean uciekł od po-
przedniego życia na rok, dwa. Zakładał to z góry.
Pewnie tej zimy zacznie mu czegoś brakować. Lu-
dzi, dużego miasta, ruchliwego życia, dawnych przyja-
ciół. Kiedy nadejdzie Dzień Pamięci Narodowej - o ile
nie wcześniej - Dean będzie gotowy do powrotu na
stały ląd, jak większość uciekinierów, którzy i tak w
końcu tam wracają. Wyjedzie i Grace nigdy go już nie
zobaczy.
Po długim prysznicu - gorącym, ale w tym przy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl