[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyrastały wprost z błękitnego morza na południe od ich trasy, zaś szczęśliwi, śmiejący się tubylcy o
skórze bursztynowej barwy wypłynęli ku nim w swych ukwieconych barkasach, by dla nich
zaśpiewać. Niestety, prędkość, którą osiągnął w tym czasie MacLear była tak duża, że pasażerowie
spostrzegli jedynie w przelotnym błysku obraz nagich Wyspiarzy, gdy przepływali mimo nich.
O świcie następnego dnia byli świadkami przerażające] bitwy. Olbrzymi neoplesiosaur miał
nieszczęście wynurzyć się na powierzchnię w samym środku wędrownej ławicy rybkanibali. Przez
kilka minut obserwowali fantastyczną bitwę, podczas której gigantyczny gad młócił wodę i ryczał
przerazliwie pośród bałwanów spienionej wody, zabarwionej purpurą, gdyż tysiące ostrych jak
brzytwa, malutkich zębów tych niewielkich mięsożernych ryb cięły jego skórę i ciało. Ponieważ
rybykanibale są zbyt małe, by dostrzec je gołym okiem, wyglądało to tak, jakby olbrzymi smok
uwikłany był w walkę z jakimś zupełnie niewidzialnym przeciwnikiem... był to przedziwny i rzadko
spotykany widok Pod koniec trzeciego tygodnia podróży, gdy atomowy statek pokonał pełną,
niewiarygodną odległość ośmiu tysięcy sześciuset kilometrów, podróż przerwała nieoczekiwana
przeszkoda.
Któregoś poranka obudzili się i odkryli, że statek unosi się na rozkołysanych falach. Jego ruch do
przodu został całkowicie wstrzymany. Dudniące zwykle silniki przerwały swą nieustanną wibrację.
Statek w ogóle się nie poruszał, jeśli nie liczyć lekkiego kołysania, spowodowanego przez
uderzające w kadłub fale. Ganelon znalazł się na pokładzie w ciągu kilku chwil, wyprzedziwszy
Zelobiona, który, irytując się i złorzecząc, także wspiął się po łączących kabiny z pokładem
schodach. Na górze powitała ich zaskoczona, pełna konsternacji twarz Zwiątobliwego Hopringa.
- O... okręt zat... rzymał się - wyjąkał kapłan. - L... licho wie, co się stało... Nie jesteśmy w
pobliżu lądu - nie mogę nawet zobaczyć brzegu przez te cholerne poranne mgły. Cz... czy w...
padliśmy na mieliznę? - wybulgotał nerwowo.
- Nie wiem tego. Czy zadałeś już to pytanie Statkowi? - odparł Ganelon.
- On m... mi nie od... powie...
Zelobion energicznym krokiem wszedł na śródokręcie i stanął przed wieżyczką pilota, w której
znajdował się inteligentny mózg statku.
- MacLear ! - krzyknął. - Co ma znaczyć ten skandal?! Dlaczego zatrzymaliśmy się w środku
naszej trasy, na pełnym oceanie? Czy wszystko jest w porządku? Czy twoje silniki są na chodzie?
Zanim opuściliśmy Pandelor, upewniłeś nas, że w porcie poddałeś się pełnemu przeglądowi
technicznemu...
- Bzzzzt! Piiiip! Ehem, ehem... Uwaga wszyscy pasażerowie! - skowyczący głos MacLeara ,
przypominający wycie syreny mgłowej wydostał się z głośników z blaszanym rezonansem. - Alarm!
Alarm! Wszyscy pasażerowie na pokład!
Trzeszczący, metaliczny wrzask z głośników rozbrzmiewał w ciszy poranka. Hopring zbladł i
głośno przełknął ślinę.
- Och, na Uświęcone Nasienie Zwiętego Drzewa!
T...toniemy! - powiedział drżącym głosem.
- Wszyscy pasażerowie na pokład! Powtarzam: wszyscy pasażerowie na pokład!
Ganelon stał w środku całego tego zamieszania, a jego przenikliwe, czarne zrenice przeczesywały
tłum gadających w podnieceniu, wystraszonych Czcicieli, gdy, kłębiąc się, wychodzili oni z
przedniej ładowni statku. Oczywiście jego nadzieje potwierdziły się: po chwili na pokładzie znalazła
się także wysoka dziewczyna o płowych włosach... jednak okazało się, niestety, że jest ona
całkowicie zablokowana przez dwie gramolące się niezdarnie przełożone o surowych twarzach, z
krótkimi i grubymi biczami przez cały czas gotowymi do użycia. Stopniała nadzieja w jego sercu.
Liczył na to, że uda mu się wykorzystać zamieszanie i zamienić choćby parę słów z płowowłosą.
MacLear przerwał swoje brzęczenie, by oznajmić: - Mój Reaktor Atomowy Numer Dwa nie ma już
miedzianych prętów paliwowych. W tej sytuacji nie mogę odważyć się na kontynuację podróży, gdyż
jeśli stracę stabilizującą siłę ciągu Reaktora Drugiego, ruch boczny może wyrwać moje śruby z
obudowy. Wszyscy pasażerowie muszą zatem przeszukać teraz swój dobytek i zebrać dosłownie
każdy atom miedzi, który mają w bagażu i na sobie, niezależnie od tego, czy w postaci narzędzi, czy
broni. Trzeba to zrobić szybko i przynieść zgromadzoną w ten sposób miedz do stacji paliwowej F-9
w przedniej ładowni... Martwa cisza zapadła ponad bełkoczącym dotychczas bezładnie tłumem. Jak
coś takiego mogło się zdarzyć? Każde z nich zapłaciło przecież żądaną prowizję za podróż w
miedzianych sztabkach - oczywiste, że była ona wystarczająca, by napędzać atomowy statek tak
długo, by...
Zwitające nagle w jego mózgu podejrzenie rozjaśniło zielonobrode oblicze sędziwego Maga.
- MacLear , ty stary łajdaku! - ryknął, czerwieniejąc z furii. - Kłamiesz aż po swoje wały
korbowe! Nie jesteś wcale uczciwym statkiem handlowym, tylko jakimś pioruńskim piratem!
Statek odpowiedział milczeniem. Zelobion odwrócił się do Ganelona, Hopringa i wystraszonego
stadka Czcicieli.
- Nie rozumiecie, co się dzieje?! Ta przeżarta przez rdzę stara łajba przywozi nas tutaj, na pełny
ocean, tysiące kilometrów od miejsca przeznaczenia, a potem symuluje brak atomowego paliwa!
MacLear proponuje nam, byśmy zapłacili okup w postaci dodatkowej opłaty w miedzi, ponad i tak
już wygórowaną cenę, którą zapłaciliśmy za naszą podróż!
- Piracki statek! - wymamrotał Hopring ze szklistym wzrokiem. - S... słyszałem kiedyś o takim
nikczemnym, korsarskim statku, ale nigdy nie myślałem, że... Ale co możemy zrobić? Zapłaćmy lepiej
tę bandycką cenę... nie możemy przecież sami prowadzić tego statku...
- Czy rzeczywiście nie możemy?! - ryknął Ganelon, unosząc groznie swój bułat. Wszystkie oczy
zwróciły się na niego, przyznając mu jakby przywództwo. Obejrzał dokładnie wieżyczkę pilota
zimnym, oceniającym spojrzeniem, a potem szybko przedarł się przez tłum Czcicieli o rozszerzonych
strachem oczach.
- Możemy zawładnąć urządzeniami do ręcznego pilotowania statku i zmusić MacLeara , by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]