[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciasna, bezwietrzna komora wyryta w wilgotnym wapieniu zamieniła się w bezdenne, podziemne więzienie aniołów. Niemal
spodziewałam się usłyszeć uderzające w brzeg fale rzeki albo potok niebiańskiej muzyki czuwających. Wiedziałam, że to tylko
omamy, lecz czułam, że nie mogę zostać pod ziemią ani chwili dłużej. Zamiast odłożyć notes doktora Raphaela na miejsce,
schowałam go do kieszeni spódnicy i uciekłam z podziemnego magazynu w cudowne, orzezwiające powietrze na szkolnym ko-
rytarzu.
Było grubo po północy. Wiedziałam, że w szkole jest pusto, ale nie mogłam ryzykować, że ktoś mnie zobaczy. Szybko wyjęłam
kamień z łuku ponad drzwiami, stanęłam na palcach, wsunęłam w zagłębienie klucz. Włożyłam kamień z powrotem, wepchnęłam,
żeby nie wystawał, cofnęłam się o krok i popatrzyłam. Drzwi niczym nie wyróżniały się spośród setek innych w szkolnych
budynkach. Nikt nie mógł podejrzewać, co kryje się za zwornikiem.
Wyszłam ze szkoły. Chłodną, jesienną nocą wracałam zwykłą trasą do mieszkania przy rue Gassendi w nadziei, że zastanę Gabriellę
w sypialni i zadam jej kilka pytań. Ale w mieszkaniu panował mrok. Zapukałam do sypialni przyjaciółki, nikt się nie odezwał, więc
poszłam do siebie, żeby raz jeszcze przeczytać tłumaczenie. Tekst wciągnął mnie bez reszty; zanim uświadomiłam sobie, co robię,
czytałam go po raz trzeci, potem czwarty. Za każdym razem słowa czcigodnego Cłematisa wywoływały we mnie nowe wątpliwości.
Ogarnęło mnie niesprecyzo-wane uczucie, subtelny, ale uporczywy dyskomfort, którego nie potrafiłam nazwać, a który wraz z
upływem nocy przeobraził się w obezwładniający niepokój. Coś w relacji zupełnie nie pasowało do moich wyobrażeń na temat
pierwszej wyprawy, jakiś element opowieści nie chciał zgodzić się z wiedzą, którą dotychczas przyswoiłam. Po tak wyczerpującym
dniu byłam przerazliwie zmęczona, ale nie mogłam spać. Analizowałam kolejne etapy wyprawy jeden po drugim, próbując odnalezć
konkretny powód mojego niepokoju. Wreszcie, przeżywszy mękę Cłematisa wiele, wiele razy, uświadomiłam sobie przyczynę
swojego strapienia: poświęciłam na naukę tyle godzin, wysłuchałam niezliczonych wykładów, od miesięcy pracowałam w Ateneum,
ale nie miałam pojęcia o roli instrumentu, który Clematis odkrył w jaskini. To lira była celem planowanej wyprawy i zródłem
niepokoju w obliczu ekspansji hitlerowców, a jednak doktor Seraphina nie wyjaśniła mi jej znaczenia.
Tymczasem z relacji Cłematisa jasno wynikało, że właśnie z jej powodu podjęto pierwszą wyprawę. Przypomniałam sobie, że na
jednym z wykładów Valkowie wspomnieli o tym, że lirę podarował czuwającym archanioł Gabriel, ale nawet wówczas nie podjęli
wątku jej znaczenia. Nie mogłam pojąć, czemu pomijali tak istotny szczegół. To, że lira mogła zaginąć albo - jak wspomniał w
przypisach Raphael - okazać się tworem wyobrazni, nie usprawiedliwiało milczenia. Moją frustrację dodatkowo pogłębiła
świadomość, że Gabrielła musiała czytać relację Cłematisa o wiele wcześniej i w związku z tym znaczenie liry nie było dla niej ta-
jemnicą. Czemu mnie nie obdarzono zaufaniem? Moje studia na Montparnasse nagle wydały mi się mocno podejrzane. Clematis
wspomniał, że czarowna melodia całkiem owładnęła jego zmysłami, zdawało mu się, że ze szczęścia postrada rozum", ale jakie były
konsekwencje wysłuchania niebiańskiej melodii? Nie mogłam odpędzić myśli, że oto ci, którym ufałam najbardziej, ci, wobec których
byłam bezwzględnie lojalna, oszukali mnie. Skoro zataili przede mną prawdę o lirze, to z pewnością mieli więcej tajemnic.
Głowiłam się nad tym wszystkim, kiedy nagle usłyszałam, że pod nasze okna zajeżdża samochód. Uchyliwszy zasłonę, ze
zdumieniem stwierdziłam, że niebo rozjaśniła blada, szara poświata, barwiąc ulicę w dole mglistą zapowiedzią poranka. Noc minęła,
a ja nie zmrużyłam oka. Ale nie tylko ja. W mroku zobaczyłam, jak z citroena traction avant wysiada Gabriella. Choć miała na sobie tę
samą suknię, w której widziałam ją w Ateneum, a satyna, nadal migocąc, opływała jej ciało, to wygląd jej samej w ciągu tych kilku
godzin radykalnie się zmienił. Miała potargane włosy, zapadnięte z wyczerpania ramiona. Zdjęła długie, czarne rękawiczki i teraz
opatrunek na jej przedramieniu był doskonale widoczny. Odwróciła się w stronę budynku, oparła o samochód i jakby nie wiedząc, co
ze sobą zrobić, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Po chwili z auta wysiadł kierowca, którego twarzy nie mogłam dostrzec.
Nie wiedziałam, co zamierza, ale wydawało mi się, że chce ją skrzywdzić.
14Fizyczne właściwości struktury skrzydeł anielskich zostały najpełniej omówione we wpływowej księdze z 1907 roku pt. Fizjologia lotu anielskiego - dziele, którego niedościgłe
mistrzostwo w określeniu szkieletowych i pneumatycznych właściwości skrzydeł stało się probierzem wszystkich rozpraw na temat czuwających. O ile wcześniej sądzono, że
wyrostki skrzydeł są jedynie zewnętrznymi zaczepami, utrzymywanymi wyłącznie siłą mięśni, o tyle obecnie przeważa opinia, że anielskie skrzydła są wyrosłą płucną, pełniącą
dwojaką rolę: służą do latania oraz stanowią delikatny, zewnętrzny narząd oddechowy. W toku dalszych badań ustalono, że wyrostki skrzydeł biorą początek z naczyń
włoskowatych w płucach, przy czym pogrubiają się i wzmacniają w miejscu, w którym łączą się z mięśniami pleców. W pełni wykształcone skrzydło jest skomplikowanym pod
względem anatomicznym elementem układu, w którym dokonuje się przyswajanie tlenu i wydalanie dwutlenku węgla - służą temu drobne pęcherzyki w strzałkach piór. Szacuje
się, że tylko około dziesięciu procent funkcji oddechowych zachodzi poprzez usta i przełyk, co oznacza, że skrzydła pełnią funkcję kluczową. Możliwe, że jest to jedyna ułomność
ciał aniołów - pięta achillesowa doskonałego organizmu - słabość, którą z doskonałym skutkiem wykorzystał Clematis.
15Z ocalałych notatek Deopusa wynika, że Clematis zmarł, nie ukończywszy opowieści stąd raptowny koniec. ' w
274
28
Jeszcze przed chwilą czułam gniew, ale teraz wiedziałam, że muszę jej pomóc. Wybiegłam z mieszkania i puściłam się pędem po
schodach, myśląc tylko o tym, żeby Gabriella nie odeszła, zanim dotrę na dół. Ale kiedy stanęłam pod drzwiami budynku, okazało
się, że nie miałam racji. Mężczyzna nie zrobił jej krzywdy, tylko ją objął i tulił w ramionach, kiedy płakała. Stałam za drzwiami,
zupełnie zdezorientowana. Mężczyzna czule głaskał ją po włosach, przemawiał tak, jak pewnie przemawiałby kochanek - tak mi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]