[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mają państwo jakiś dowód?
Serce Agathy zamarło, ale ku jej zdumieniu James wydobył z we-
wnętrznej kieszeni wizytownik i wyjął z niego wizytówkę.
LR
T
Pułkownik i pułkownikowa Perth odczytała na głos Jane ze
Stratfordu. Nie wspominała o państwu, ale faktycznie nie znam jej aż tak
dobrze. Proszę ze mną. I niech to nie zajmie za długo.
Krótką drogę do domu pani Comfort przeszli z Jane pieszo. James co
chwila spoglądał na Agathę, a z jej spojrzenia odczytał, że ta chce dobrać się
do telefonu. Gdy weszli do salonu, Agatha rozejrzała się, mówiąc:
Gdzie to ja położyłam tę apaszkę? Na pewno zostawiłam ją gdzieś
tutaj.
James podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
Dalii jeszcze nie uszkodziły przymrozki powiedział. - Aadnie się
trzymają.
Jane Barclay podeszła do niego.
Sama je sadziłam rzekła z dumą pani Comfort... Gloria, na-
prawdę kompletnie się nie zna na ogrodnictwie.
Agatha wyjęła apaszkę z kieszeni i wrzuciła między poduszki na ka-
napie.
Znalazłam! zawołała, wyjmując ją, gdy Jane się odwróciła.
Musiała mi spaść za poduszki.
James nadal stał przy oknie.
Niektóre z tych róż można by trochę przyciąć.
Co? Gdzie? - zapytała go gniewnie Jane. - To najlepiej zadbane róże
na całych wzgórzach Cotswold.. Pokażę panu.
Idzcie - powiedziała Agatha - ja jeszcze przypudruję nos.
LR
T
Jane nawet jej nie usłyszała. Zbyt przejęta była napaścią na jej kom-
petencje ogrodnicze.
Kiedy oboje wyszli, Agatha szybko rzuciła się do telefonu i wybrała
1471. Blaszany głos oznajmił:
Zarejestrowano numer:
zero-jeden-pięć-sześć-zero-trzy-osiem- dziewięć-dziewięć-trzy-dwa.
Agatha szybko zanotowała, a potem wyszła do ogrodu, gdzie James
właśnie przepraszał:
A niech mnie. Co za wspaniała robota. Niech mi pani wybaczy,
panno Barclay. To przez mój przeklęty wzrok. Nie widzę już tak dobrze jak
kiedyś.
Jane czuła się tym na tyle mile połechtana, że wdała się w rozmowę o
ogrodnictwie, która, jak zdało się Agacie, trwała całą wieczność.
Wreszcie podziękowali Jane i wrócili do samochodu. Gdy tylko wyszli
poza zasięg jej słuchu, Agatha odezwała się, podekscytowana:
Mam numer.
To może nie być numer tego tajemniczego Basila - James odjechał
jeszcze kawałek, po czym zatrzymał wóz. Pokaż.
Agatha podała mu kartkę z zanotowanym numerem.
To numer mircesterski - zauważył James. - Ale równie dobrze może
pochodzić z każdej wsi wokół Mircesteru. Jak znajdziemy adres po nume-
rze?
Agatha się zafrasowała.
LR
T
Mam pomysł powiedziała wreszcie. Zawsze, ilekroć przy-
szłam na komisariat w Mircesterze porozmawiać z Billem Wongiem lub
kimkolwiek o jakiejś sprawie kryminalnej, kazali mi czekać całe wieki w
pokoju przesłuchań. W tym pokoju jest telefon. Mogłabym zadzwonić do
centrali, przedstawić się jako policjantka i zanim by nabrali podejrzeń,
powiedzieć coś typu: Proszę zaraz oddzwonić na ten numer wewnętrzny".
Agatho, zabraniam ci zrobić coś tak szalonego!
Zabraniasz? A kim ty do diabła jesteś, żeby mi rozkazywać?
Kobieto, pomyśl. Jeśli ktokolwiek zareaguje na taką prośbę, to w
sposób, którego byś sobie nie życzyła. Telefon zadzwoni i ktoś taki, jak na
przykład okropna Maddie, odbierze. I zaraz oskarży cię o podszywanie się
pod policjantkę.
W tej branży - powiedziała Agatha nie da się nie ryzykować.
Oj, nie wariuj. Jak na razie wszystko psujemy. Odwiozę cię do
domu. Pojadę na rynek w Moreton kupić rybę na kolację. Jeśli nie będziesz
miała co robić, możesz popielić grządki, moja droga. Nie umknęło mojej
uwadze, iż traktujesz ten dom jak hotel.
Bo to twój dom odpowiedziała Agatha, głęboko urażona. Nie
mogę się doczekać, aż odzyskam własny.
Ja również odparł James, a dalszą trasę do Carsely odbyli w
przykrym milczeniu.
James pojechał do Moreton-in-Marsh, a Agatha weszła do domu, zła i
urażona. Czy tak by wyglądało życie małżeńskie? Czy cały czas byłaby
ustawiana? Jak on śmie? Ale ona mu pokaże.
LR
T
Wyszła z powrotem, wsiadła do swojego samochodu i tak szybko, jak
mogła, pojechała do Mircesteru.
Na komisariacie policji w Mircesterze, trochę niepewna, podeszła do
blatu, za którym siedział oficer dyżurny i odezwała się do niego słodkim
tonem:
Chciałabym porozmawiać z kimś, kto zajmuje się sprawą morder-
stwa Jimmy'ego Raisina.
Pani Raisin, prawda?
Tak.
Podniósł zwodzony blat, wyszedł do niej i zaprowadził do drzwi pro-
wadzących z holu wejściowego do pokoju przesłuchań.
To nie potrwa długo - rzekł z uśmiechem. Może herbaty?
Nie, dziękuję.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Agatha złapała za telefon i za-
dzwoniła na centralę. Nic. Wtedy pomyślała sobie, że dzwoniąc na ze-
wnątrz należy wybrać dziewiątkę i, w nadziei, że to rzeczywiście dzie-
wiątka, spróbowała ponownie. Odezwał się ktoś z centrali.
Mówi sierżant Crumb*11 - powiedziała Agatha, pospiesznie wy-
myśliwszy sobie nazwisko, patrząc na resztki herbatnika pozostawione na
talerzu leżącym na stole. Podała telefonistce z centrali numer, który spisała
z telefonu pani Comfort, poprosiła o nazwisko i adres posiadacza tego
numeru, a potem podała jej numer wewnętrzny telefonu na biurku.
11 *
Crumb - po angielsku okruch", ale także powszechne nazwisko.
LR
T
Oddzwonimy powiedziała telefonistka.
Agatha czekała i czekała.
Wreszcie ogarnęła ją panika. Podniosła telefon z biurka i położyła na
podłodze. Biurko złapała i przepchnęła po podłodze, zastawiając nim drzwi.
Właśnie zdążyła tego dokonać, gdy dwie rzeczy nastąpiły w tym samym
czasie: ktoś usiłował wejść i zadzwonił telefon.
Agatha uklękła na podłodze, chwyciła słuchawkę i cicho wyszeptała do
niej:
Tak?
Sierżant Crumb?
Tak, tak - syknęła Agatha, która już słyszała głos Maddie wołający
zza drzwi:
Pani Raisin? Jest tam pani? Drzwi się zacięły.
Podaję imię i nazwisko, o które pani prosiła: Basil Morton, The
Loanings, London Road numer sześć, Mircester.
Dzięki - odrzekła Agatha.
Przesunęła biurko i położyła się pod drzwiami, gdy usłyszała krzyk
Maddie:
Dave, chodz, pomóż mi z tymi drzwiami.
Agatha teatralnie jęknęła.
Czy dobrze się pani czuje? zawołała Maddie, której ostry ton
wyrażał raczej podejrzliwość niż troskę.
Zasłabłam - odkrzyknęła Agatha. - Już wstaję. Leżałam w drzwiach.
LR
T
Wstała i cofnęła się, a Maddie, z oficerem dyżurnym za plecami,
otworzyła drzwi. Wzrok Maddie powędrował zaraz ku czerwonej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]