[ Pobierz całość w formacie PDF ]
le¿aÅ‚ skulony na boku staraj¹c siê nie oddychaæ oddychanie za bardzo
bolało.
Znów ktoS go kopn¹Å‚ tym razem podkuty but trafiÅ‚ go w nerki. Ból
przeszył go jak błyskawica.
Wystarczy usłyszał.
Wziêli go pod pachy i postawili na nogi. ZamrugaÅ‚ odruchowo, ale wci¹¿
nic nie widziaÅ‚. Podtrzymywany przez dwóch ludzi z SS znalazÅ‚ siê w du¿ej
sali. KtoS wÅ‚¹czyÅ‚ SwiatÅ‚o.
CzekaÅ‚ tu na niego niski, odziany w bÅ‚yszcz¹c¹ czerñ czÅ‚owieczek. Hein-
rich Himmler z pogard¹ przygl¹daÅ‚ siê Winterbothamowi.
Zabierzcie go na dół poleciÅ‚. ¯onê te¿.
Winterbotham próbowaÅ‚ siê na niego rzuciæ, ale przytrzymaÅ‚y go cztery
stalowe dłonie.
Powlekli go korytarzem; próbowaÅ‚ iSæ o wÅ‚asnych siÅ‚ach, ale nie byÅ‚
w stanie utrzymaæ siê na nogach. MiaÅ‚ wra¿enie, ¿e Sni. Rozejrzawszy siê
na boki rozpoznaÅ‚ z lewej strony Becka, który wygl¹daÅ‚ jakoS mniej ele-
gancko ni¿ zwykle: wÅ‚osy miaÅ‚ w nieÅ‚adzie, a z k¹cika szlachetnie zaryso-
wanych ust s¹czyÅ‚a siê krew.
OdwróciÅ‚ gÅ‚owê powoli, jakby znajdowaÅ‚ siê pod wod¹ i rozpoznaÅ‚
tak¿e mê¿czyznê po prawej: Dietrich, ten sam, który wypytywaÅ‚ go o hurri-
cane y i pipery. Na mundurze miaÅ‚ dwie krwawe plamy, ukÅ‚adaj¹ce siê
w kształt Srednika.
Doszli do schodów. W caÅ‚ym paÅ‚acu SwiatÅ‚a pÅ‚onêÅ‚y oSlepiaj¹co. Dwaj
stoj¹cy na górze esesmani wyprê¿yli siê i zasalutowali.
Sieg Heil!
Sieg Heil!
Dietrich i Beck zaczêli Sci¹gaæ Winterbothama po schodach. Jêkn¹Å‚ bo-
leSnie: zÅ‚amane ¿ebro dawaÅ‚o mu siê we znaki, podobnie jak tkwi¹ca w udzie
pistoletowa kula. Schody siê skoñczyÅ‚y. Dietrich ruszyÅ‚ w stronê wyjScia,
215
Beck zaS zamierzaÅ‚ zagÅ‚êbiæ siê w mroczny korytarz. Przez moment omal
nie rozerwali Winterbothama.
Têdy! powiedziaÅ‚ Beck. Herr Reichsleiter kazaÅ‚ sprowadziæ go na dół.
Idziemy na dwór zaoponował Dietrich. Przenosimy go.
Co ty, głuchy jesteS? Herr Reichsleiter&
Dietrich puSciÅ‚ Winterbothama, wyj¹Å‚ z kabury lugera i wycelowaÅ‚ go
Beckowi w twarz.
I strzelił.
Przy portyku czekał mercedes.
Dietrich, nie patyczkuj¹c siê z Winterbothamem, wepchn¹Å‚ go pospiesz-
nie na tylne siedzenie i pomógÅ‚ mu uÅ‚o¿yæ nogi na tylnej kanapie. Wypro-
stowaÅ‚ siê, obejrzaÅ‚ przez ramiê i uderzyÅ‚ piêSci¹ w okno.
Jedx! krzykn¹Å‚.
Kiedy samochód ruszyÅ‚, Winterbotham k¹tem oka dostrzegÅ‚ dwóch
esesmanów w czarnych mundurach, którzy właSnie wybiegli z pałacu. Die-
trich stan¹Å‚ im na drodze.
Profesorze powiedział ktoS.
Zdumiony Winterbotham oderwaÅ‚ wzrok od Cecilienhof i rozejrzaÅ‚ siê
po wnêtrzu wozu, szukaj¹c xródÅ‚a gÅ‚osu. Mercedes oddaliÅ‚ siê jednak od
paÅ‚acu, otuliÅ‚a go noc i w Srodku nie byÅ‚o nic widaæ.
Z piskiem opon wyjechali na główn¹ drogê. Kierowca dodaÅ‚ gazu.
Profesorze.
GÅ‚os dobiegaÅ‚ z przedniego fotela pasa¿era. JakiS mê¿czyzna wykrêcaÅ‚
siê do tyÅ‚u, ¿eby spojrzeæ na Winterbothama.
Canaris.
Słyszy mnie pan? zapytał.
Winterbotham skin¹Å‚ gÅ‚ow¹.
Zaraz wsadzimy pana do samolotu. Przed wschodem sÅ‚oñca bêdzie
pan w Anglii.
Moja& ¿ona.
Bêdzie na lotnisku, domySlaÅ‚em siê, ¿e bez niej nie zechce pan opu-
Sciæ Poczdamu. Proszê mnie teraz uwa¿nie wysÅ‚uchaæ&
Jad¹ za nami przerwaÅ‚ admiraÅ‚owi kierowca.
Winterbotham wyjrzał przez tylne okno i dostrzegł dwa odległe punkci-
ki Swiatła. Samochód? Czy raczej dwa motocykle?
Jedno Swiatełko zgasło.
Czas Hitlera dobiega koñca mówiÅ‚ Canaris. Usuniemy go, je¿eli
premier zgodzi siê na nasze warunki. SÅ‚ucha mnie pan, profesorze?
216
Tak& tak.
JesteSmy gotowi go usun¹æ w zamian za natychmiastowe zawieszenie
broni i zaprzestanie alianckich bombardowañ, co jednak nie oznacza naszej
bezwarunkowej kapitulacji. Wycofamy siê z zachodniej Europy, na wschodzie
zaS bêdziemy walczyæ ramiê w ramiê z wami. Utrzymamy liniê frontu od ujScia
Dunaju przez Karpaty, wzdÅ‚u¿ WisÅ‚y, a¿ po KÅ‚ajpedê. Rozumie mnie pan?
Tak.
Zanim jednak podejmiemy dalsze dziaÅ‚ania, musimy mieæ osobist¹
gwarancjê Churchilla, ¿e nasze ¿¹dania zostan¹ speÅ‚nione. Proszê mu prze-
kazaæ, ¿e opór wobec Hitlera jest w wojsku silny: popieraj¹ mnie Rommel,
Beck, Goerdeler, Lauschner. Wojna nie wybuchła z winy Niemiec, lecz z wi-
ny samego Hitlera. A Hitler to nie Niemcy. I proszê pamiêtaæ, ¿e mamy
wspólnego wroga: bolszewików.
Winterbotham patrzyÅ‚ przez okno: drugie SwiateÅ‚ko zniknêÅ‚o.
Je¿eli Churchill siê zgodzi, musi nam daæ znaæ przed dziesi¹tym sierp-
nia ci¹gn¹Å‚ admiraÅ‚. SygnaÅ‚em bêdzie dowolna piosenka, puszczona przez
BBC dwa razy z rzêdu o północy któregokolwiek dnia przed dziesi¹tym.
Je¿eli takiego sygnaÅ‚u nie bêdzie, uznamy, ¿e nasza propozycja zostaÅ‚a od-
rzucona. Czy to jasne?
Tak.
Sporo ryzykujemy, by przekazaæ tê wiadomoSæ Churchillowi, profe-
sorze. Je¿eli siê nie zgodzi, nie dajemy ¿adnej gwarancji, ¿e w przyszÅ‚oSci
negocjacje bêd¹ w ogóle mo¿liwe. Wojna siê przeci¹gnie, wielu ludzi straci
¿ycie. Po obu stronach. Musi mu pan to wyraxnie&
Postaram siê.
Niech go pan przekona.
Przy wjexdzie na lotnisko Winterbotham ujrzał w ostrym Swietle reflek-
torów kilka ciaÅ‚ le¿¹cych na skraju pasa startowego. StaÅ‚o przy nich trzech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]