[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zresztą Roxy Matheny zasługiwała na lepszy los, wspaniałomyślnie
uznał Spencer.
Przynajmniej z tego powodu powinien trzymać się z dala od tej
kobiety. Niestety, jego ręce były przeciwnego zdania. Od chwili
gdy ją podtrzymały, kiedy się zachwiała, bez przerwy miały ochotę
ją obejmować. Co więcej, on sam zapragnął pocałować Roxy. Led-
wie się powstrzymał przed wykonaniem tego nierozważnego kroku,
ale nie miał żadnej pewności, czy przy następnej okazji uda mu
się"wykrzesać z siebie aż tyle samozaparcia.
50
S
R
- Są - szepnęła Roxy. Trzymając w zębach latarkę, z wysuniętej
szuflady wyciągnęła jakieś akta.
Serce Spencera zabiło żywszym rytmem.
- Moje? - zapytał szeptem.
Wyjęła latarkę z ust i uśmiechnęła się szeroko.
- Spencerze Melbourne - powiedziała zabawnie dostojnym gło-
sem, wyciągając w jego stronę rękę z aktami  oto twoje przeszłe
życie.
Sięgnął po papiery, lecz właśnie w tej chwili z sąsiedniego pokoju
dobiegły odgłosy ciężkich kroków, kierujących się w ich stronę.
Roxy błyskawicznie zgasiła latarkę. Znów ogarnęły ich zupełne
ciemności. Po chwili Spencer poczuł jej dłoń zaciskającą się na
nadgarstku.
Kiedy usłyszeli obracającą się gałkę u drzwi, Roxy pociągnęła
Spencera za sobą na ziemię, tuż za jakimś obszernym meblem. Na-
krył ją całym ciałem, lecz po chwili zsunął się na bok. Gdy zapaliło
się górne światło, zastygli w bezruchu i wstrzymali oddech. Spen-
cer zobaczył, że wylądowali za ogromną, staroświecką kanapą i że
od strony drzwi nikt ich nie dojrzy. Pod warunkiem, że nie przej-
dzie przez pokój.
Tuż obok siebie Spencer dostrzegł także coś innego. Rozszerzone
oczy Roxy. yrenice miała ogromne. Była pobudzona fizycznie. Co
do tego nie miał żadnych wątpliwości. Odwzajemnił się spojrze-
niem równie wymownym.
Natychmiast je odczytała, gdyż jej oczy zrobiły się jeszcze więk-
sze, a oddech stał się krótki i nierówny. Gdy bezskutecznie usiło-
wała nad nim zapanować, poczerwieniały jej policzki. Wreszcie
przeciągnęła językiem po zaschniętych wargach i zamknęła oczy.
Spencer przywarł do niej całym ciałem.
Po drugiej stronie kanapy znajdował się jakiś mężczyzna. Po-
gwizdywał znaną melodię. Po paru sekundach usłyszeli, jak zawra-
51
S
R
ca do drzwi, otwiera je i gasi światło, wychodząc z pokoju.
Cały epizod trwał krócej niż minutę. Ale Spencerowi wydał się
wiecznością. Serce biło mu jak szalone. Czuł się tak jak po dwóch
godzinach spędzonych na boisku. Leżał przy atrakcyjnej kobiecie,
która była odpowiedzialna za to, że nagle odżył i poczuł w uszach
szum krwi. Roxy Matheny była miękka, ciepła i tak samo podnie-
cona jak on.
Znów ogarnęły ich ciemności. Spencer zrobił to, co w tych oko-
licznościach wydawało się jak najbardziej na miejscu. Pocałował
swą towarzyszkę. Mocno i namiętnie. Tak jak od dawna tego pra-
gnął.
Niemal odruchowo odwzajemniła pocałunek. Po chwili jednak
odsunęła się od Spencera. Słyszał nierówny oddech. Wyczuł, że
Roxy nie wie, co robić, jest niezdecydowana. Postanowił nie dać jej
wyboru i wziąć sprawę w swoje ręce. Podniósł się na łokciach i
pchnął Roxy na podłogę. A potem przycisnął wargi do jej ust. Ca-
łował jeszcze mocniej niż poprzednio. Tym razem dawał Roxy do
zrozumienia, że z objęć jej nie wypuści.
Nie protestowała. Wręcz przeciwnie. Zanurzyła palce we wło-
sach Spencera i mocno przywarła do jego ust. Uniosła się i nakryła
go ciałem. Poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Wysunął się
spod Roxy i po chwili niemal całkowicie nią zawładnął. Przygniótł
do ziemi. Przeciągnął wargami wzdłuż jej szyi. Bezceremonialnie
wsunął rękę pod bluzę od dresu.
Dopiero wtedy uzmysłowił sobie, że nie zdjął rękawiczek. Pod-
niecenie i niecierpliwość sprawiły, że zupełnie o nich zapomniał.
Teraz przesuwał okrytymi dłońmi po gładkiej skórze Roxy, a ona
coraz namiętniej całowała go w usta.
Rozpiął jej biustonosz i mocno objął pierś. Przez cienką ręka-
wiczkę poczuł, jak napręża się sutek. Opuścił głowę i językiem za-
52
S
R
czął kreślić zawiłe wzory. Potem wziął czubek piersi do ust.
Roxy jęczała cicho, lecz przyzwalała na pieszczoty. Co więcej,
przycisnęła Spencera do swego ciała. Ogarnęło go prawdziwe sza-
leństwo. Już miał ją wziąć, gdy nagle oprzytomniał. Uzmysłowił
sobie, co robią i gdzie się znajdują. Przestraszył się nie na żarty.
- Musimy stąd wyjść - powiedział szeptem. -I to natychmiast.
Podnieśli się z podłogi. Roxy bez słowa podeszła do drzwi i
otworzyła zamknięty zamek. Gdy wyszli, ponownie użyła wytry-
cha, by po ich bytności w agencji nie pozostał żaden ślad. W mil-
czeniu bez przeszkód zeszli po schodach i po chwili znalezli się na
parkingu na tyłach budynku. Idąc, Roxy poprawiała i zapinała biu-
stonosz. Nie odzywając się do siebie, przemaszerowali piechotą spo-
ry kawałek drogi, zanim dotarli do miejsca, w którym zostawili sa-
mochód.
Dopiero gdy ruszyli, Spencer odważył się spojrzeć na Roxy. I
znów jego serce zaczęło bić szybszym rytmem. W bladym świetle
mijanych ulicznych latarni zobaczył czerwone plamy na twarzy
swej towarzyszki. Nie z emocji. Jej delikatną skórę podrapał swym
ostrym zarostem. Potargane włosy wysunęły się jej częściowo z
końskiego ogona. Miała rozerwany dekolt bluzy od dresu. Na boku
szyi widniał ślad ugryzienia.
Spencer widział, że nie doszła jeszcze do siebie. Nadal oddycha-
ła szybko i nierówno. Jego zachowanie się ogromnie go zaskoczyło.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak brutalnie rzucił się na tę kobietę.
Zamiast wyrzutów sumienia odczuł jednak ponowny przypływ
podniecenia. Pragnął wziąć Roxy w ramiona. Całować powoli i
bardzo łagodnie. Położyć się obok i delikatnie pieścić każdy zaka-
marek jej ciała. Zrobi to następnym razem, postanowił. Tak właśnie
zrobi.
53
S
R
Następnym razem.
- Przepraszam - odezwał się łagodnym tonem.
Słowo to samo wyrwało mu się z ust. Było mu przykro tylko dla-
tego, że tak obcesowo obszedł się z Roxy Matheny. Ta kobieta
obudziła w nim bestię. Dla Spencera było to, szczerze mówiąc,
wspaniałe odczucie. Ale uważał, że w stosunku do Roxy w żadnym
razie nie powinien zachowywać się jak zwierzę. Zasługiwała na
lepsze traktowanie.
- Nic się nie stało - powiedziała cicho.
Po tonie jej głosu wyczuł, że jest przeciwnie. Była zdener-
wowana.
- Nie chciałem zrobić ci krzywdy - zaczął się tłumaczyć.
- Nie zrobiłeś. Chodzi nie o to.
- A o co?
- Och, daj spokój. - Nie widzącym wzrokiem patrzyła przed sie-
bie. - Zapomnijmy o wszystkim. Dobrze?
- Roxy...
- Daj spokój.
Spencer nie miał ochoty dawać jej spokoju. Zamierzał kontynu-
ować rozmowę. Ryzykując, że jeszcze bardziej zdenerwuje swą to-
warzyszkę, powiedział:
- Nie miałem pojęcia, że stan zagrożenia tak bardzo podnieca i
zaostrza zmysły. Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się nic podobne-
go. Nie chciałem cię wykorzystać. Ja tylko...
- Uważasz, że mnie wykorzystałeś? - spytała zaskoczona.
Kiedy odwróciła głowę, aby spojrzeć na Spencera, na jej twarzy
dojrzał ślady przeżytych emocji. W niej też musiało się ocknąć ja-
kieś dzikie zwierzątko.
- Roxy, ja...
- Zamilcz, proszę.
Podniosła rękę, żeby go powstrzymać. Dopiero wtedy zobaczył,
że drży. Cała się trzęsła.
54
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl