[ Pobierz całość w formacie PDF ]

215
cie najcenniejszą rzecz... Coś takiego nie mieściło
się w głowie.
Chyba że Callie dała jej walentynkę. W takim
razie dlaczego Rosalyn tego nie wyjaśniła? Duma?
Może. Christian chrząknął. Dumę rozumiał lepiej
niż jakiekolwiek inne uczucia.
Rubiny stawały się dla niego coraz mniej ważne.
%7łałował, że babka w ogóle o nich wspomniała.
Gdyby nie przeklęty naszyjnik, on i panna Mitchell
byliby... bardzo sobie bliscy. Samo patrzenie na niÄ…
rozgrzało w nim krew. Wyobraził sobie Rosalyn
noszÄ…cÄ… w brzuchu jego dziecko. Ku wÅ‚asnemu za­
skoczeniu stwierdził, że taki obraz sprawia mu
przyjemność. Nagle zatÄ™skniÅ‚ za czymÅ›, czego ni­
gdy nie pragnął: za żoną i rodziną.
PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, aż zabolaÅ‚a go szyja. Pora od­
zyskać rozsądek. Kłamiąc, Rosalyn przyznała się
do winy. Dlaczego ukrywała fakt, że ma rubiny?
O, nie, nie jest taki naiwny, by myśleć, iż Callie
podarowaÅ‚a dziewczynie kosztownoÅ›ci, choć byÅ‚­
by gotów uwierzyć, że Rosalyn wzięła je dopiero
po śmierci opiekunki.
Czy naprawdę zrobiła coś strasznego? Potarł
brodę, obserwując czułe sceny. Rosalyn kołysała
dziecko, a Sara dziÄ™kowaÅ‚a zarumienionemu mÄ™­
żowi za prezenty, Å›ciskaÅ‚a go i caÅ‚owaÅ‚a. WyglÄ…da­
li jak nowożeńcy.
Christian na próżno czekał, aż obudzi się w nim
dawny cynizm. Był zdziwiony i lekko przestraszony.
216
A jeÅ›li panna Mitchell rzeczywiÅ›cie wzięła rubi­
nową walentynkę po śmierci przybranej matki?
Pan Toombs napomknÄ…Å‚, że Callie próbowaÅ‚a za­
bezpieczyć podopieczną, ale nie dało się zmienić
testamentu Henry'ego. Gdyby ktoś inny znalazł
siÄ™ w sytuacji Rosalyn, bez domu, pracy, rodziny?
Czy nie zrobiłby tego samego?
Niewykluczone. Bieda i strach sprawiaÅ‚y, że na­
wet szlachetni ludzie zaczynali objawiać nie­
chlubne cechy. Może więc oceniał Rosalyn zbyt
surowo?
- Pan Garret, prawda? ChciaÅ‚bym zamienić z pa­
nem kilka słów na zewnątrz, jeśli można.
Christian uniósł głowę na dzwięk ściszonego
głosu pana Dillona.
- Oczywiście.
WstaÅ‚ od stoÅ‚u, zerkajÄ…c na Rosalyn i SarÄ™ po­
grążone w rozmowie. Willis pozostał na miejscu,
zadowolony z cydru i miejsca przy kuchennym
piecu. Christian ruszył za gospodarzem.
W stajni nie byÅ‚o tak ciepÅ‚o jak w domu, ale gru­
be, solidne mury chroniły przed wiatrem. Kiedy
farmer otworzył masywne drzwi, rozległo się
szczekanie psa, a po nim popiskiwania szczenia­
ków naśladujących matkę.
- To ja, Speckless.
Zwierzęta od razu się uspokoiły.
- Dobra suka. Strzeże kurnika przed lisami. Kie­
dy ściga zająca, jest szybsza niż pocisk. - Dillon
217
potrząsnął głową. - Wolałbym jednak, żeby nie
miała tylu szczeniaków.
ZapaliÅ‚ lampÄ™ i poprowadziÅ‚ goÅ›cia w róg staj­
ni, gdzie leżały części uprzęży, siodła i narzędzia.
Pachniało końskim potem, skórą i nawozem.
Christian stwierdziÅ‚, że ta kombinacja zapa­
chów wcale nie jest nieprzyjemna.
- Aadne gospodarstwo.
Mówił szczerze. Tego, co miał pan Dillon, nie
można było kupić za pieniądze.
- DziÄ™kujÄ™. Omal go nie straciÅ‚em, kiedy w ze­
szÅ‚ym roku zamkniÄ™to papierniÄ™, ale Bóg nad na­
mi czuwaÅ‚. - OdchrzÄ…knÄ…Å‚. - ZwróciÅ‚em siÄ™ do pa­
na, bo nie wypadało prosić panny Mitchell, żeby
tu przyszła. Wiem, że prezenty kosztowały więcej,
niż zapłaciłem pannie Howland. Chcę, żeby pan
dał to pannie Rosalyn, gdy już stąd wyjedziecie.
Christian spojrzaÅ‚ na zwitek banknotów podsu­
nięty przez farmera.
- To upominki od panny Howland - powiedział.
- Mimo wszystko chciałbym za nie zapłacić. -
Pan Dillon z dumÄ… uniósÅ‚ podbródek. - Nie przyj­
mę jałmużny.
- WÄ…tpiÄ™, czy...
Christian urwał w pół słowa i wziął pieniądze.
PowstrzymaÅ‚ siÄ™ od uÅ›miechu na widok zdumio­
nej miny farmera, schował banknoty do kieszeni
i rzucił niedbałym tonem:
- Chciałbym spojrzeć na szczeniaki, jeśli nie ma
218
pan nic przeciwko temu. Może kupię któregoś.
- Jasne, jasne! - powiedział Dillon skwapliwie. -
TÄ™dy! Speckless to Å›wietny stróż, przysiÄ™gam! Gdy­
by nie ona, nie mielibyśmy kurczaków. Młode też są
udane. Głównie pieski, i bardzo dobrze. %7Å‚ona nie po­
zwoli mi pozbyć się suki. Uwielbia ją, bo Speckless
wyciągnęła Mae z ognia, kiedy mała była berbeciem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl