[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całej nocy przesiedzieć nie mogła, nie w takiej sytuacji, kiedy jej ciało płonęło ogniem.
Miała tak mało czasu. Nie wiedziała, kiedy jej nowe życie dobiegnie końca.
Odszukała wzrokiem Runego czuwającego na wzgórzu.
Czy uda jej się minąć go niezauważenie?
Ale czyż nie była czarownicą? Przecież mogła z powrotem stać się niewidzialna. Tylko na
chwilę, na tyle, by przemknąć się koło niego.
Chociaż to może okazać się niebezpieczne. Co zrobi, jeśli nie będzie umiała stać się z
powrotem widzialna? Jeśli to duchy zdecydowały, że ma przebywać wśród ludzi, a ona
zniweczy ich dzieło? Nie, bała się ryzyka.
Ale wyjść stąd musi!
Tak więc czarownica Halkatla sprowadziła na Runego iluzję. Sprawiła, że ujrzał nadlatujące
dziwne, wielkie ptaszyska. Podczas gdy zajęty był ich obserwowaniem, wymknęła się z
hotelu i pospiesznie skryła za najbliższym domem.
Tu nie mógł już jej widzieć.
129
Podśpiewując pod nosem biegła uradowana drogą skręcającą w las. Była wolna i na pewno
trafi na chętnego chłopca. Zawsze znajdzie się jakiś nocny marek. Teraz nareszcie Halkatla
będzie mogła wypróbować swoją siłę przyciągania na współczesnych mężczyznach!
Wracał z kursu w Trondheim. Zajmował się marketingiem i w związku z tym wiele jezdził.
Zdradzanie mieszkającej w Lillehammer żony należało, jego zdaniem, do wykonywanego
zawodu. Krótki romans tu, inny tam. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, takie było
jego credo.
Po ostatnim wieczorze spędzonym w Trondheim czuł się trochę oszołomiony. Nie zdążył
poderwać dziewczyny na noc, lecz nie obeszło się bez kilku kieliszków. Przyzwyczajony był
do jazdy na lekkim rauszu, nikt jeszcze nigdy go nie złapał. Miał też nosa na kontrole,
wyczuwał je z daleka i zawsze jakimś sposobem omijał.
Tym razem też na pewno się uda. Nad ranem drogi były puste, mógł do oporu przyciskać
pedał gazu.
Oppdal... Trzeba przyznać, że szybko mu poszło! Pozostawały jeszcze góry Dovre i
Gudbrandsdalen...
A co to takiego, do diabła? Gwałtownie skręcił, by nie najechać na dziewczynę, beztrosko
drepczącą środkiem drogi.
Do czorta, zawadził ją prawym błotnikiem! Uciec? Nikt niczego nie widział, nie mógł o nic
oskarżyć...
Nie, resztka poczucia sprawiedliwości zmusiła go do zahamowania. A może zrobił to
dlatego, że wiedział, iż wina leży po jej stronie? Jeśli uszkodziła się karoseria, mógłby żądać
odszkodowania od niej albo od jej rodziny.
Nie, co za głupie myśli, przecież jej nie zabił, to zdarzało się innym, nie jemu!
Ale miał przecież promile we krwi... Niedużo, właściwie nie ma o czym mówić, tylko policja
jest taka marudna. Lepiej się zmywać.
Zerknął w lusterko. Niesamowite, ona dalej idzie, jak gdyby nic się nie stało! A przecież
uderzyła o samochód...
Ogarnął go gniew, taki, co to czasem wybucha po przeżytym strachu.
Wypadł z samochodu i zaczął krzyczeć.
- Dlaczego, do cholery, idziesz środkiem szosy? Wydaje ci się, że należy do ciebie?
Dziewczyna patrzyła na niego z niezmąconym spokojem. Nawet się uśmiechała. Ale
przecież musiała zostać ranna? A może...?
130
Pochylił się nad samochodem. Tak, nad reflektorem było wyrazne wgłębienie, a dziewczyna
nawet me kulała.
- Widzisz, coś narobiła? - wrzasnął. - Samochód był jak nowy. A teraz...
Przyjrzał się jej uważniej. Do licha, piękna jak księżniczka, złote włosy otaczały twarz niczym
aureola, a te oczy! Było ciemno, ale wydawało mu się, że błyszczą jak złoto. I co za
uśmiech! Przypominała wielkiego kota gotowego do zadania ciosu schwytanej ofierze.
Cóż za sikorka! Aadniejszej nigdy nie widział. Dziwnie ubrana, w prostą powłóczystą szatę.
Pewnie studentka jakiejś akademii sztuk, one czasami się tak ubierają. Na stopach sandały,
choć to dopiero maj.
Odruchowo włączył swój uwodzicielski uśmiech i wciągnął brzuch.
- Wszystko w porządku? - spytał, zapominając o złości.
- Tak, nic nie szkodzi - odparła niesamowita dziewczyna lekko schrypniętym głosem. -
Zaprosisz mnie na przejażdżkę? Uwielbiam samochody! Zwłaszcza te, które szybko jeżdżą,
a twój jest chyba właśnie taki?
- Jasne! Dokąd chcesz się wybrać?
Wzruszyła ramionami.
- Wszystko jedno. Chciałabym po prostu się przejechać.
Natychmiast podjął jej ton. Jeśli jest taka chętna, on nie będzie się opierać!
Chwilę pózniej skręcił w leśną dróżkę i zatrzymał samochód. Wprawnym ruchem obrócił się
w jej stronę i oparł ramię o jej fotel. Drugą rękę wsunął natychmiast za dekolt jej sukni.
Pozwoliła mu na to bez sprzeciwu, przyjęła wyćwiczony pocałunek i przesunęła się nieco,
robiąc mu dostęp, kiedy położył dłoń na jej udzie. Do diabła, nie miała nic pod spodem! I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]