[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lej, przybywają zawsze wcześniej niż te, które mieszkają blisko.
Na czym to polega? zapytał Lucjan przybierając uprzejmą minę.
Nie wiem odparł pan de Bargeton, który już zapadł w swą nieruchomość.
Nie chciał pan nad tym pomyśleć dodał Lucjan. Człowiek zdolny uczynić spo-
strzeżenie łatwo znalazłby jego przyczynę.
Ach rzekł pan de Bargeton przyczyny finalne. He he!...
Lucjan począł wysilać mózg, aby podtrzymać rozmowę, która po tych słowach upadła.
Pani de Bargeton zapewne się ubiera? rzekł ze drżeniem, zawstydzony głupotą
tego zapytania.
Tak, ubiera się odparł mąż najnaturalniej. Lucjan podniósł oczy ku belkom sufitu
pomalowanym na szaro, nie mogąc znalezć dalszego frazesu; zarazem spostrzegł, nie bez
przestrachu, że mały wiszący świecznik ze starymi wisiorkami z kryształu uwolniono z ga-
zy i opatrzono świecami. Meble były bez pokrowców; na czerwonym adamaszku widniały
spłowiałe kwiaty. Te przygotowania zwiastowały, iż zebranie będzie niezwykłe. W duszy
poety poczęła się budzić wątpliwość co do własnego kostiumu: był w butach. Ze zdumie-
niem połączonym z obawą podszedł obejrzeć wazon japoński, zdobiący konsolkę z girlan-
dami, z czasów Ludwika XV; po czym przeląkł się, iż narazi się mężowi nie starając się o
41
jego względy, i postanowił próbować, czy poczciwiec nie ma jakiego konika, na którego
by go można wsadzić.
Pan rzadko wyjeżdża rzekł do pana de Bargeton podchodząc ku niemu.
Rzadko.
Znowu milczenie. Pan de Bargeton śledził jak podejrzliwa kotka najmniejsze porusze-
nie Lucjana, który mącił jego spokój. Każdy z nich lękał się drugiego.
Czyż miałby podejrzenia co do moich częstych wizyt? pomyślał Lucjan. Wydaje
się jakiś bardzo nieżyczliwy!
W tej chwili, szczęśliwie dla Lucjana, z trudnością wytrzymującego niespokojne spoj-
rzenia, jakimi pan de Bargeton obrzucał go przechadzając się tam i z powrotem, stary słu-
żący, dzisiaj przybrany w liberię, oznajmił pana du Chatelet. Baron wszedł z całą swobodą,
przywitał się poufale z de Bargetonem, Lucjana zaś obdarzył lekkim skinieniem głowy,
które wówczas było w modzie, lecz które Lucjanowi wydało się lekceważące. Du Chatelet
miał pantalony olśniewającej białości, ze strzemiączkami, które utrzymywały je w formie.
Trzewiki cienkie i lśniące, wykwintne niciane pończochy. Na białej kamizelce zwieszał się
czarny sznureczek od lorynetki. Krój i fason czarnego fraka świadczyły o ich paryskim po-
chodzeniu. Cała postać usprawiedliwiała reputację pięknisia i zdobywcy; ale wiek obarczył
go już małym brzuszkiem, którego okrągłość z trudem dała się wciskać w granice elegan-
cji. Baron malował włosy i faworyty, posiwiałe w trudach podróży; to dawało coś twarde-
go jego fizjonomii. Cera, niegdyś bardzo delikatna, przybrała miedziany odcień, właściwy
ludziom wracającym z Indii; bądz co bądz, cała postać, choć nieco śmieszna przez nie sta-
rzejące się pretensje, zdradzała jednak przystojnego sekretarza do szczególnych poruczeń
Jej Cesarskiej Wysokości. Ujął palcami lorynetkę, obrzucił spojrzeniem nankinowe
spodnie Lucjana, buty, kamizelkę, niebieski fraczek miejscowego chowu, słowem, całą
osobę rywala. Następnie schował z flegmą lorynetkę do kamizelki, jakby chciał powie-
dzieć: Jestem zadowolony . Zmiażdżony zrazu elegancją finansisty, Lucjan pomyślał, iż
przyjdzie dlań chwila odwetu, gdy ukaże całemu zebraniu swą twarz ożywioną tchnieniem
poezji, niemniej jednak doświadczył w duszy żywego cierpienia, które wzmogło jeszcze
wewnętrzną niepewność, płynącą z mniemanej niechęci pana de Bargeton. Baron wyraznie
pragnął przygnieść Lucjana całym ciężarem społecznej wyższości, aby tym bardziej upo-
korzyć jego nędzę. Pan de Bargeton, który liczył na to, iż teraz nie będzie się już potrze-
bował odezwać ani słowem, stropił się milczeniem, jakie zachowali obaj rywale badając
się wzrokiem, ale gdy już się znalazł w ostatecznym kłopocie, miał jedno pytanie, które
chował jako deskę ratunku i które uznał za stosowne wyrzucić, przybierając minę pełną
zainteresowania:
I cóż, drogi panie rzekł do pana du Chatelet cóż tam nowego? Co mówią w
świecie?
Ależ odparł ze złośliwą intencją dyrektor podatków coś nowego to pan Char-
don. Niech się pan zwróci do niego. Czy przynosi nam pan jaki ładny poemacik? zapy-
tał swobodnie baron poprawiając pukiel starannie ułożonych włosów.
Aby się przekonać, czy jest coś wart, powinien bym go przedłożyć pańskiej ocenie
odparł Lucjan. Pan baron uprawiał poezję wcześniej ode mnie.
Ba, kilka niezłych kupletów skleconych dla rozrywki, jakieś okolicznościowe pio-
senki, romance, z których dopiero muzyka coś robiła, wreszcie sążniowa epistoła do jednej
z sióstr Buonapartego (niewdzięcznik!!), to jeszcze nie są tytuły do sławy!
W tej chwili pani de Bargeton ukazała się w całym blasku starannie wypielęgnowanej
toalety. Na głowie miała żydowski zawój ozdobiony wschodnią agrafą; gazowa szarfa, pod
która błyszczały kamee naszyjnika. okręcała się wdzięcznie koło szyi; suknia z wzorzyste
malowanego muślinu, o krótkich rękawach, pozwalała jej odsłonić szereg bransolet pię-
trzących się na białych ramionach. Ten teatralny strój oczarował Lucjana. Pan du Chatelet
42
posunął się w stronę królowej zasypując ją ckliwymi komplementami, które wywołały na
twarzy Luizy uśmiech, tak szczęśliwa była, że te pochwały spotykają ją w obecności Lu-
cjana. Wymieniła tylko jedno spojrzenie z drogim poetą i odpowiedziała dyrektorowi po-
datków raniąc go grzecznością, która odtrącała go na sto kroków.
Równocześnie poczęli się zjawiać zaproszeni goście. Najpierw ukazali się biskup i
wielki wikariusz, dwie godne i uroczyste postaci, które tworzyły wybitny kontrast. Jego
Dostojność był wysoki i chudy, towarzysz jego krótki i tłusty. Obaj mieli błyszczące oczy,
jednakże biskup był blady, policzki zaś wielkiego wikariusza tryskały rumieńcem zdrowia.
Obaj odznaczali się umiarkowaniem gestów i poruszeń, wydawali się bardzo ostrożni;
wstrzemięzliwość ich i milczenie miały w sobie coś onieśmielającego; uchodzili w okolicy
za bardzo tęgie głowy.
Tuż za księżmi wkroczyli oboje państwo de Chandour, niezwykłe postaci, które mogły-
by się wydać czystym wymysłem ludziom nie znającym prowincji. Mąż Amelii, kobiety,
która występowała jako antagonistka pani de Bargeton, pan de Chandour, nazywany krót-
ko Stanisławem, był to młody (niegdyś) człowiek, jeszcze szczupły w czterdziestym pią-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]