[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umożliwić swojej służbie pozostanie w cieniu.
Ach, inne Dwory są dla mnie czasem tak obce, że aż nie lubię tego
przyznawać.
Jeśli to pomoże, wydaję mi się, że one myślą w taki sam sposób o dworze
kotów.
Tybalt potrząsnął głową nadal marszcząc brwi. Nie jestem pewien czy
wiedza o tym, że wszyscy jesteśmy dla siebie obcy może coś pomóc.
Mam! krzyknął tryumfalnym szeptem Quentin, tym samym
powstrzymując mnie przed powiedzeniem czegoś, czego pózniej mogłabym żałować.
Odwróciłam się, stał teraz w otwartym wąskim przejściu, znajdującym się w czymś,
co na pozór wydawało się solidna ścianą. Szczerzył się w uśmiechu, bardzo z siebie
zadowolony, jak zresztą być powinien. Używa specjalnego kodu ciśnieniowego by
trzymać te drzwi zamknięte.
Mój mały włamywacz skwitowałam sucho. Jak dumni muszą być
Twoi rodzice.
Jego uśmiech jeszcze się poszerzył. Założę się z Tobą o dolara, że masz
rację.
Tak długo jak nie będzie to Kanadyjski Dolar, nie ma sprawy. Ruszyłam
w kierunku przejścia. Zobaczmy, co kryje się za drzwiami numer jeden.
Czy niekończący się ból i cierpienie ponad wszelkie wyobrażenie, wchodzi
w grę? spytał Tybalt. Nadal podążał za mną.
Czasem odpowiedział Quentin. Innym razem to spiżarnia.
Wyciszyłam śmiech nakrywając dłonią usta i przeszłam przez drzwi w ścianie,
które udało się jakimś cudem otworzyć Quentionowi. Gestem nakazałam im
zaczekać. Zrobili to, Quentin ze spokojem, Tybalt z widoczną irytacją. Przynajmniej
się mnie słuchał. To było niezbędne, jeśli mieliśmy wydostać się stąd wszyscy w
jednym kawałku.
Podłoga po drugiej stronie ściany była tak jasna jak przedsionek za mną. Nadal
stąpałam ostrożnie sprawdzając drewno palcami nim ruszałam do przodu. Jeśli były
tu jakieś ukryte w podłodze pułapki to potrzebowały do uruchomienia trochę więcej
ciężaru.
Korytarz dla służby był zupełnie ciemny, brakowało oświetlenia, które
spowijało wszystko na zewnątrz. Przystanęłam, po czym wygrzebałam urok Luidaeg
z kieszeni. Rozjaśnił się, gdy go wyjęłam odganiając większość cieni. Jednak był w
swoim neutralnym stanie, chociaż musiałam przyznać, że świecił jaśniej niż zwykle.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Miałam nadzieję, że był to znak, że Chelsea kiedyś
tu była, a być może, że jest tu teraz. W końcu przymknęłam oczy skupiając się na
zapachu. Nic nie wyczułam. Jedyną magią, jaką czułam, była moja własna,
mieszanka świeżo ściętej trawy i miedzi podkreślona lekkim zapachem mroznych
wrzosowisk. To urok Luidaeg zaznaczał swoją obecność. Poza tym byliśmy zupełnie
sami. Chodzcie, droga wolna oznajmiłam otwierając oczy.
Tybalt i Quentin przeszli przez ścianę, Quentin zamknął za nami, co
skwitowałam tylko stwierdzeniem. Niezła sztuczka.
Quentin pokiwał odwracając się w moją stronę. Tak jak mówiłem; cwane,
ale dość powszechne. Jeśli nie wiesz jak to zrobić możesz spędzić na tym wiele
godzin.
Uniosłam brew. Więc jak ty...?
W sumie jest tylko dziesięć właściwych wzorów by to otworzyć.
Nauczyłem się ich, gdy byłem dzieckiem. Powiedział to zupełnie zwyczajnie jakby
coś oznajmiał, więc zdecydowałam nie ciągnąć tego tematu. Mieliśmy większe
problemy, niż rozważanie, dlaczego Quentin zna system, dzięki któremu może
włamać się do praktycznie każdych włości używając przejść dla służby. To, że był na
wychowaniu w Cienistych Wzgórzach, najwyrazniej wiązało się z całym zestawem
umiejętności.
Komnata przyjęć księżnej Riordan była gdzieś tutaj powiedziałam
odwracając się. Możemy równie dobrze zacząć nasze poszukiwania na znajomym
terenie. Jeśli jej tu nie będzie, przeszukamy lochy.
Które pewnie są po drugiej stronie odpowiedział Tybalt.
Owszem, ale będą połączone dodał Quentin. Tym sposobem może
wykorzystywać służbę do sprawdzania tych, których zamyka w lochach, no i nie
musi długo czekać na informację, gdy już się kogoś zamyka, w lochach zazwyczaj
ma się niewiele cierpliwości.
Jesteś dziś pełen niespodzianek podsumowałam. Zaczniemy od
komnaty przyjęć. Tybalt?
Pójdę przodem. Zapach mięty i piżma wypełnił powietrze, gdy zmieniał
się by po chwili stanąć na czterech łapach w ciemności, zniknął nie pozostawiając po
sobie żadnych śladów.
Trzymaj się blisko, powiedziałam do Quentina, gestem nakazując mu
stanąć obok. Wyciągnij swój urok, dodatkowe światło jest tu na wagę złota.
Quentin skinął wygrzebując urok z kieszeni, i stając gdzie kazałam. Razem
dwa uroki dawały tyle światła, że każdy detal ściany był dobrze widoczny. Nie żeby
było tu dużo do oglądania, jeśli nawet były tu jakieś inne drzwi, to były dobrze
ukryte. Za nami i przed nami malowała się tylko pusta ściana. Wyjęłam nóż wolną
dłonią. Quentin zrobił to samo dobywając krótkiego miecza, którego nigdy wcześniej
nie widziałam. Uniosłam brew. Wzruszył ramionami wyjaśniając. Zapytałem April
czy ma coś co mógłbym pożyczyć, gdy tak długo nie wracałaś stwierdziłem, że lepiej
gdybym miał się czym bronić.
Sprytne skwitowałam ruszając. Quentin dotrzymał mi kroku.
Chciałabym wiedzieć tylko jedno.
Co takiego?
Dlaczego do cholery April miała miecz? W jej hrabstwie nie ma chyba
nikogo, kto odbył tradycyjny trening.
Nie powiedziała.
Jasne.
Wymieniliśmy spięte uśmiechy idąc dalej w milczeniu. Quentin pozwolił mi
prowadzić, choć tylko o długość kilku kroków. Czułam się bezpieczniej wiedząc, że
mam go za sobą. Nie miałam zamiaru pakować się w kolejną głupią, niebezpieczną i
brutalną sytuację sama. Potrzebowałam innych. Utrata Connora sprawiła, że na
chwilę o tym zapomniałam. Tym razem jednak ta chwila okazała się cholernie długa.
Miałam zbyt dużo do przeżycia by siedzieć i pogrążać w żałobie.
Zwiatło padające z naszych uroków ujawniło parę zielonych oczu tuż przed
nami. Quentin zesztywniał, uśmiechnęłam się pod nosem wyciągając ramię, by
powstrzymać go przed czymś, czego oboje moglibyśmy żałować. Czego się
dowiedziałeś spytałam.
Zielony oczy uniosły się na wysokość normalnego mężczyzny i Tybalt wyłonił
się z ciemności. Miałaś rację; komnata przyjęć jest przed nami, ale jest coś
dziwnego w tym przejściu.
Co takiego?
Było bardzo często używane. Wyczuwam ślady wielu ludzi, wszyscy oni
chodzili tędy w pośpiechu.
I nie zapytałam skąd wiedział o pośpiechu. Skoro sama potrafię poznać całą
historię rodzinną jakiejś osoby tylko na podstawie kropli jej krwi, jestem gotowa
uwierzyć, że król kotów wąchając pozostawione przez nich ślady, potrafi stwierdzić
czy się śpieszyli, czy nie I?
A teraz od wielu dni nikt go nie używał, te korytarze są opuszczone.
To pasuję do tego, co powiedziała nam April o Riordan, że przenosi gdzieś
swoją armię, skoro przeniosła swoją armię przeniosła pewnie też większość swego
personelu. W innym razie miałaby głodną armię, która mogłaby przypuścić szturm na
McDonalda, a to raczej dla nikogo nie byłoby dobre.
Quentin zmarszczył brwi. Ale co oni wszyscy robią?
To pytanie za miliona dolców. Chodzcie. Tym razem Tybalt szedł z nami,
milcząca uspokajająca obecność kroczącą kawałek przed nami. Pozwoliłam mu
prowadzić wiedział, dokąd nas prowadzi, gdy ja miałam tylko ogólne poczucie tego,
że zmierzamy we właściwym kierunku.
Korytarz w końcu zaczął zakręcać. Wyszliśmy właśnie zza drugiego zakrętu,
gdy urok w moich dłoniach roziskrzył się jasną czerwienią. U Quentina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]