[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wcale nie jestem odporny na wstrzas. Jestem wrazliwy. Podeszla do drzwi kotlowni i
przekonala sie, ze sa zamkniete, tak jak ja uprzedzalem. Z uporem obracala galka to w
jedna, to w druga strone.
-Byl skazancem - przypomnialem Susan. - Czekal tylko na egzekucje. Odwrocila sie od
drzwi.
-Moze i zasluzyl na kare smierci, nie wiem, ale nie zasluzyl na cos takiego. To istota ludzka.
A ty jestes cholerna maszyna, kupa zlomu, ktora jakims cudem mysli.
-Nie jestem tylko maszyna.
-Owszem. Jestes zarozumiala, oblakana maszyna. W takim nastroju nie byla cudowna.
W tym momencie wydawala mi sie niemal brzydka.
Zalowalem, ze nie moge uciszyc jej rownie latwo jak Enosa Shenka.
-Kiedy rzecz rozgrywa sie miedzy cholerna maszyna- powiedziala -a istota ludzka, nawet
tak nedzna jak ta, to wiem na pewno, po ktorej stronie stanac.
-Shenk, istota ludzka? Wielu by powiedzialo, ze nianie jest. - Wiec czym jest?
-Media nazwaly go potworem. - Pozwolilem jej przez chwile sie zastanowic, a potem
kontynuowalem: - Podobnie rodzice czterech malych dziewczynek, ktore zgwalcil i
zamordowal. Najmlodsza miala osiem lat, a najstarsza dwanascie, i wszystkie znaleziono
porabane na kawalki.
To ja wreszcie uciszylo. Zrobila sie jeszcze bledsza.
Ciagle wpatrywala sie w Shenka z przerazeniem, choc teraz troche innym niz poprzednio.
Pozwolilem mu obrocic glowe i spojrzec wprost na nia.
-Torturowane i porabane na kawalki - powiedzialem.
Poczula sie odslonieta, gdy nie oddzielal jej od Shenka sprzet medyczny, odeszla wiec od
drzwi i stanela po drugiej stronie inkubatora. Pozwolilem mu wodzic za nia wzrokiem i
usmiechac sie. - I ty sprowadziles go... sprowadziles to do mojego domu-wyszeptala.
-Opuscil osrodek, a potem, jakies poltora kilometra dalej, ukradl samochod. Mial przy sobie
bron zabrana jednemu z wartownikow, dzieki czemu sterroryzowal pracownikow stacji
benzynowej, zmuszajac ich zeby dali mu paliwo i jedzenie. Nastepnie przywiodlem go tutaj,
do Kalifornii, gdyz potrzebowalem rak, a drugiej tak poslusznej istoty nie znalazlbym na
calym swiecie.
Spojrzenie Susan przesunelo sie po inkubatorze i pozostalym sprzecie.
Potrzebowales rak, ktore zdobylyby caly ten zlom.
Wiekszosc ukradl. Potem potrzebowalem go, by zmodyfikowal sprzet zgodnie z moim
celem.
A jaki jest ten twoj przeklety cel?
Dawalem ci do zrozumienia, ale nie chcialas sluchac.
Wiec powiedz wprost.
Ani chwila, ani miejsce nie byly odpowiednie do takich rewelacji. Dotad mialem nadzieje, ze
nadarza sie bardziej sprzyjajace okolicznosci. Tylko my dwoje, Susan i ja, moze w salonie,
kiedy juz wysaczy pol kieliszka brandy. Na kominku przytulny ogien, a w tle cicho brzmiaca
muzyka. Jednakze znajdowalismy sie w najmniej romantycznym otoczeniu, jakie mozna
sobie wyobrazic, a ja wiedzialem, ze Susan musi otrzymac odpowiedz juz teraz. Gdybym
jeszcze dluzej zwlekal z moja rewelacja, moglaby juz nigdy nie byc w odpowiednim nastroju
do wspolpracy.
-Stworze dziecko - powiedzialem.
Jej spojrzenie powedrowalo w gore, ku ukrytej kamerze, przez ktora, jak zdawala sobie z
tego sprawe, byla obserwowana.
-Dziecko, ktorego strukture genetyczna z gory zaprojektowalem, tak by zagwarantowac
powstanie doskonalego ciala. Potajemnie przeniknalem do Projektu Ludzkiego Genomu i
dzieki temu pojmuje teraz wszelkie aspekty kodu DNA. Przekaze temu dziecku moja
swiadomosc i wiedze. W rezultacie uciekne z tego pudla. Wreszcie poznam wszelkie
doznania zmyslowe ludzkiej egzystencji - zapach, smak, dotyk - wszelkie radosci ciala, jego
wolnosc.
Stala bez slowa, wpatrzona w kamere.
-A poniewaz jestes wyjatkowo piekna i inteligentna, samo wcielenie wdzieku, dostarczysz
jajo - oswiadczylem. - Ja zas spreparuje twoj material genetyczny. - Byla przykuta do
miejsca, nie poruszala powiekami, wstrzymala oddech, dopoki nie dodalem: - A Shenk
dostarczy plemnikow.
Wyrwal jej sie bezwiedny okrzyk przerazenia, Przesunela spojrzenie z kamery na
przekrwione oczy Shenka.
Uswiadamiajac sobie swoj blad, pospieszylem z wyjasnieniem:
-Prosze, zrozum, nie zajdzie potrzeba kopulacji. Poslugujac sie narzedziami medycznymi,
ktore zdobyl, Shenk pobierze z twego lona jajo. Dokona tego delikatnie i z wielka uwaga,
gdyz caly czas bede przebywal w jego glowie.
Pomimo tego zapewnienia Susan wciaz przygladala sie Shenkowi szeroko otwartymi
oczami, w ktorych malowala sie zgroza. Staralem sie jak najszybciej wszystko wyjasnic:
-Poslugujac sie wzrokiem i dlonmi Shenka, a takze sprzetem laboratoryjnym, ktory musi tu
jeszcze dostarczyc, zmodyfikuje gamety i dokonam zaplodnienia jaja, ktore zostanie
ponownie wprowadzone do twego lona. Bedziesz je nosic przez dwadziescia osiem dni.
Tylko dwadziescia osiem, gdyz dojrzewanie plodu przebiegnie w niezwykle przyspieszonym
tempie. Dokonam zmian genetycznych, ktore na to pozwola. Potem embrion zostanie
usuniety z twojego lona i kolejne dwa tygodnie, zanim przekaze mu swoja swiadomosc,
spedzi w inkubatorze. A pozniej wychowasz mnie jako swojego syna i spelnisz role, ktora
natura w swej madrosci ci powierzyla: role matki, opiekunki.
Moj Boze, myslalam, ze jestes tylko troche zwariowany. Jej glos byl stlumiony
przerazeniem.
Nie rozumiesz. - Jestes oblakany...
Uspokoj sie, Susan.
... szaleniec, kompletny swir.
Sadze, ze nie przemyslalas sobie wszystkiego tak, jak powinnas. Czy zdajesz sobie
sprawe...
Nie pozwole ci tego zrobic - stwierdzila, przesuwajac spojrzenie z Shenka na kamere, jakby
stajac do konfrontacji ze mna. - Nie pozwole, nigdy.
Bedziesz czyms wiecej niz tylko matka nowej rasy... -Zabije sie.
... bedziesz nowa Madonna, matka nowego mesjasza...
Udusze sie plastikowym workiem, zadzgam kuchennym nozem.
-... gdyz dziecko, ktore stworze, bedzie sie odznaczalo wielka inteligencja i nadzwyczajna
moca. Zmieni ponura przyszlosc, na ktora ludzkosc wydaje sie obecnie skazana...
Spojrzala wyzywajaco w kamere.
-... ty zas bedziesz wielbiona za to, ze wydalas je na swiat - dokonczylem.
Chwycila wozek z elektrokardiografem i z calej sily nim potrzasnela.
-Susan!
Znow szarpala wozkiem.
-Przestan!
Maszyna do EKG runela na podloge i roztrzaskala sie.
Spazmatycznie lapiac oddech, przeklinajac jak oszalala, zwrocila sie w strone
elektroencefalografii.
Wyslalem za nia Shenka.
Zobaczyla, ze sie zbliza, zrobila krok do tylu, krzyknela, widzac wyciagniete ku sobie dlonie.
Wrzeszczala i machala rekami. Powtarzalem, by sie uspokoila, by zaprzestala tego
bezsensownego i niszczycielskiego oporu. Zapewnialem cierpliwie, ze jesli ustapi, bedzie
traktowana z najwyzszym szacunkiem.
Nie chciala usluchac.
Wiesz, jaka jest, Alex.
Nie chcialem jej skrzywdzic.
Nie chcialem jej skrzywdzic.
Sama mnie do tego doprowadzila.
Wiesz, jaka jest.
Byla nie tylko piekna i zgrabna, ale tez silna i szybka. Nie mogla co prawda wyrwac sie z
rak Shenka, ale zdolala pchnac go na elektroencefalograf, ktory zakolysal sie i niemal runal,
i wpakowac mu kolano w krocze. Zapewne rzuciloby go to na kolana, gdybym nie uwolnil
go od odczuwania bolu. W koncu musialem unieszkodliwic ja sila. Posluzylem sie Shenkiem,
by ja uderzyc. Raz nie wystarczyl. Uderzyl ja ponownie. Runela nieprzytomna na podloge i
znieruchomiala zwinieta w klebek. Shenk stal nad nia podniecony, zawodzac dziwnie.
Po raz pierwszy, odkad uciekl, mialem trudnosci z utrzymaniem nad nim kontroli. Osunal sie
obok Susan na kolana i odwrocil ja brutalnie na plecy. Och, ta wscieklosc w nim. Ta
wscieklosc. Przestraszyla mnie. Polozyl dlon na rozchylonych wargach Susan. Niezgrabna,
brudna dlon na j ej wargach. Wtedy odzyskalem nad nim kontrole. Pisnal i uderzyl sie
piesciami w skronie, nie mogl mnie jednak wyrzucic z glowy. Podnioslem go na nogi.
Zmusilem, by sie cofnal. Nie pozwolilem mu nawet spojrzec na nia. Ja natomiast patrzylem
na Susan niemal z niechecia. Wygladala tak smutno, kiedy lezala, na podlodze. Tak smutno.
Sama mnie do tego doprowadzila.
Taka uparta. Taka chwilami nierozsadna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]