[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wybrzeża aż do urodzajnego Zrodkowego Zachodu. Poza tym żadną miarą nie chciałaby
stracić całego dnia w Nowym Jorku, za nic na świecie by tego nie chciała.
Tę podróż Mali miała zapamiętać na całe życie. Godzinami długi pociąg wił się poprzez
wciąż zmieniające się krajobrazy. W miarę jak posuwali się coraz dalej na zachód, teren
stawał się płaski. Pofalowane poletka i większe pola zostawili za sobą, tutaj już nie było
mowy o żadnych małych spłachetkach, tutaj uprawiano ziemię w jednym kawałku jak daleko
okiem sięgnąć. Od czasu do czasu widywali też stada bydła na pastwiskach. Mali nigdy
przedtem nie widziała takiej rasy. Zwierzęta wydawały się cięższe i bardziej mięsne niż bydło
w Norwegii. Domyślała się, że te zwierzęta tutaj hodowane są na wołowinę. Chodzi o to, żeby
w ciągu jak najkrótszego czasu przybrały jak najwięcej na wadze. Również krowy wydawały
jej się większe i pełniejsze, a wymiona miały imponujące. Przypomniała sobie coś, co kiedyś
słyszała. Nie wiedziała, czy to ktoś powiedział, czy napisał w liście z Ameryki. W każdym
razie chodziło o to, że w Ameryce wszystko jest większe i lepsze niż w starej ojczyznie.
Wtedy Mali odnosiła się do tego z powątpiewaniem, teraz jednak przyszło jej do głowy, że to
być może prawda. W każdym razie jeśli chodzi o krowy i woły, pomyślała. No i o pola.
Zjedli lunch i obiad w wagonie restauracyjnym. Rozmowa toczyła się wciąż gładko. Mali
obawiała się, że będzie jej trudno zachowywać się naturalnie po tym pocałunku wczoraj
wieczorem, wyglądało jednak na to, że Martin nie przywiązuje do tego żadnego znaczenia. W
każdym razie ani słowem o tym nie wspomniał, był po prostu sympatyczny, uprzejmy i
opiekuńczy. Więc Mali też zapomniała w końcu o wszystkim i zachowywała się swobodnie.
Odkryła, że Bakken jest człowiekiem wielkiej wiedzy, że świetnie opowiada, ale też jest
dobrym słuchaczem.
- Opowiedz mi o swojej farmie - poprosiła.
On roześmiał się cicho, niemal onieśmielony, i przeciągnął swoje długie ciało.
- Moja farma leży pół godziny drogi samochodem z St. Paul i nazywa się The Hill -
zaczął.
- The Hill - powtórzyła Mali, jakby smakowała to obce słowo.
- Po angielsku to oznacza wzniesienie lub wzgórze - wyjaśnił Martin. - To mój ojciec
wymyślił nazwę. My przecież też nazywamy się Bakken, jak wiesz, więc to akurat to samo co
The Hill, chociaż teren nie jest pagórkowaty.
W zamyśleniu wyglądał chwilę przez okno.
- Dom mieszkalny ma dwie kondygnacje, ale sprawia wrażenie dość niskiego, ponieważ
jest stosunkowo długi. Farmerzy w moich okolicach tak właśnie mieszkają, to jest styl
budownictwa typowy dla tego kraju. W porównaniu z norweskimi realiami mam bardzo dużo
ziemi - dodał, nie wymienił jednak dokładnie, ile tej ziemi jest. - Hoduję bydło na mięso, poza
tym mam też dobre stajnie z rasowymi końmi. Hoduję materiał zarodowy i od czasu do czasu
sprzedaję.
- Ale chyba nie sam się tym wszystkim zajmujesz?
- Nie, żadną miarą nie dałbym sobie rady - przyznał. - To jest za duży majątek na jednego
człowieka. Bydło wymaga opieki, musimy też przygotowywać pasze, a konie zajmują bardzo
wiele czasu. Naprawdę bardzo wiele czasu - dodał. - Poza tym siejemy trochę pszenicy... no,
nie, szczerze mówiąc, dużo pszenicy.
Przygładził włosy i popatrzył na Mali. To musi być wielki majątek, pomyślała Mali. Nie
tylko w porównaniu z realiami norweskimi. Martin ma wielką posiadłość. Skądś przecież
musi się brać jego bogactwo.
- Nie, nie jestem sam, chociaż nie mam towarzyszki życia - mówił dalej. - Mówiłem ci już
o tym, kiedy spotkaliśmy się w Trondheim, że od kilku lat jestem rozwiedziony.
- I nie znalazła się inna kobieta?
- Nie, nie znalazła się - odpowiedział, wyglądając przez okno. - Dotychczas jeszcze nie.
- Ale z tego, co mówili twoi przyjaciele, których spotkałam na statku, wynikało, że
możliwości ci nie brakuje. - Mali zarumieniła się nagle. - To znaczy chciałam powiedzieć, że
nie z tego powodu jesteś sam.
- Boże drogi - westchnął Martin wzburzony. - Ludzie zajmują się wszystkim, zwłaszcza
jeśli chodzi o niezle sytuowanego, samotnego mężczyznę. %7łe też oni znajdują na to czas i
ochotę.
Wyprostował się na siedzeniu i patrzył na Mali.
- Kiedy człowiek raz był żonaty i małżeństwo się nie udało, to zaczyna się być trochę
bardziej... sceptycznym, jeśli mogę tak powiedzieć. Bardziej ostrożnym. Nie wszyscy mają
tyle szczęścia co ty - dodał, spoglądając na nią swoimi niebieskimi oczyma. - Ty znalazłaś
nowego męża, z którym jest ci dobrze.
Mali wolno skinęła głową. Myśl o Havardzie spadła na nią z nieoczekiwanie wielką siłą.
Tęskniła za nim, to nie ulega wątpliwości. Mimo wszystko musiała przyznać, że ani o nim,
ani o Stornes nie myśli przez cały czas. Tyle wciąż przeżywa nowych wrażeń! Poczuła
ukłucie w sercu, przypominające nieczyste sumienie.
- Kiedy przyjedziemy na farmę, będziesz mogła do niego zadzwonić - obiecał Bakken,
jakby czytał w jej myślach. - Ale to nie będzie jeszcze dzisiejszego wieczoru, przyjedziemy
za pózno. Nie zapominaj, że to siedem godzin różnicy czasu. Ale jutro...
- Bardzo bym chciała zatelefonować - przyznała Mali. - Tylko że to chyba musi strasznie
dużo kosztować, chociaż mówiłeś, że stąd jest taniej niż z Norwegii?
- Jakoś sobie damy z tym radę, Mali. Nie możesz się tylko za bardzo rozgadać -
uśmiechnął się. - Nie, nie, żartowałem - dodał pośpiesznie, widząc jej przerażoną minę. - To
naprawdę nie będzie wielka suma.
- Przecież ja mogę zapłacić - oznajmiła Mali stanowczo.
- Nie, nie. Jesteś moim gościem, więc niech mi będzie wolno pokrywać twoje wydatki -
odparł spokojnie. - Mam nadzieję, że pozwolisz mi ofiarować sobie różne rzeczy, dopóki tu
jesteś, Mali. Bądz tak dobra - poprosił, kładąc rękę na jej dłoni. - Przebyłaś całą tę długą
drogę, żeby mi pomóc. Zgódz się więc na niewielki rewanż. To by mnie bardzo ucieszyło.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Mali nie miała pojęcia, co powinna odpowiedzieć,
cofnęła tylko rękę stanowczym ruchem. Z czasem zobaczymy, jak się to ułoży, pomyślała.
%7łeby tylko on znowu nie wyskoczył z jakimś diamentowym serduszkiem albo z kosztownym
pierścionkiem... różne drobiazgi oczywiście przyjmie z wdzięcznością, nie chciała jednak,
żeby to było coś zbyt osobistego. Takie rzeczy budzą podejrzenia. Granica powinna być
wyraznie wytyczona.
- Wspomniałeś, że nie jesteś na farmie sam - podjęła Mali przerwany wątek. - Kto tam z
tobą mieszka?
- Och, szczerze mówiąc, są to różni ludzie - odparł. - Są mężczyzni zatrudnieni do opieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl