[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieli interesujące, ale mnie bardziej interesowały twarze miejscowych ludzi. Twarze
to moja pasja malarska, a te tutaj były naprawdę wspaniałe. Mieszkańcy Friedheim
dorastali zżyci z dramatem misteriów. Oddychali nim, znali go prawie od urodzenia
160
jako legendę swojego miasteczka: a przecież misteria nadal pozostawały dla nich czymś
niezwykłym. Przejmowały ich do głębi i owo przejęcie malowało się na ich twarzach.
 Zamówiłam stolik i obiad dla nas w moim hotelu  powiedziała Joan Terrill. 
Mam nadzieję, że zje pan ze mną.
Głos jej troszeczkę drżał, lekko zachrypnięty. Nie rozumiałem, dlaczego.
 Dziękuję  powiedziałem.  Dobry pomysł.
W restauracji hotelowej dostaliśmy mały stolik pod ścianą. Znów stwierdziłem, że ta
dziewczyna jest ładna, że podobają mi się jej oczy, dziwnie żarliwe oczy, prosty, nieco
przykrótki nosek, usta, teraz kiedy przestała zaciskać je w napięciu, jakieś dziecięco
bezbronne.
 Czy pan rzeczywiście jest niewierzący  zapytała  czy to tylko poza?
 Staram się nie pozować. Trudno mi odpowiedzieć pani. W co nie wierzący?
 W religię. W wiarę. W to wszystko, na co dziś patrzyliśmy.
Mówiła tak bardzo serio, aż mnie korciło, żeby zażartować. Przemogłem się jednak.
 Odrzućmy to brzydkie słowo  niewierzący ! Po prostu jestem człowiekiem nie
nastawionym religijnie. Nie mógłbym w żadnym razie przestrzegać zasad narzucanych
161
w imię religii. Zawsze we wzniosłe zasady moralne wplatano oczywiste mity. Wiara?
To już co innego. Pokładam wiarę w wielu rzeczach. Misteria dzisiejsze? Przyznam, że
przeszły moje oczekiwania.
Mówiłem i mówiłem, chociaż wcale nie zamierzałem wygłaszać tak długiej oracji.
Dziewczyna słuchała. Wyraz oczu miała nieodgadniony.
 To są zwyczajni ludzie z krwi i kości  powiedziała.  Szewcy, rymarze, snyce-
rze i lutnicy. Nie są zawodowymi aktorami. Ale dzisiaj sprawili, że ta opowieść, w którą
wierzyłam przez całe swoje życie, stała się dla mnie realna, jak nigdy dotąd. . . chociaż
zawsze była bardzo realna.
 Pani wielkie szczęście, że zna pani opowieści, w które potrafi pani wierzyć.
Potrząsnęła ramionami zbyt raptownie, żeby dało się ten jej ruch uznać za wzrusze-
nie ramion.
 Nie chciałam wprowadzać takiej uroczystej nuty. Proszę mi wybaczyć. Powinni-
śmy na czas antraktu oderwać się od misteriów. O czym będziemy rozmawiać?
 O pani.
Parsknęła śmiechem. Mile zabrzmiał ten śmiech.
162
 Temat raczej ograniczony. I wie pan o mnie już sporo. To jest moje pierwsze du-
że zadanie dziennikarskie, boję się, że nie podołam. Jeżeli wydawałam się panu dziwna
pierwszego dnia w autobusie, to właśnie dlatego. Odstawiałam ważniaczkę, ale nie wie-
działam, czy dobrze.
 Zwietnie. Tylko może zbyt nerwowo. Co by pani robiła, gdyby miała pani wolny
wybór, gdyby mogła pani wybrać sobie pracę?
Czoło jej się zmarszczyło lekko i zaraz wygładziło.
 To właśnie, co robię. Szalenie lubię zbierać i badać fakty, a już w redakcji  Glo-
busa jest tego co nie miara. W życiu swoim nie miałam przyjemniejszej pracy. Spo-
dziewam się, że zasłużę na jakieś następne zlecenie.
 I znowu ma pani szczęście  powiedziałem.
 Tak. Duże. A pan?
 Pod wieloma względami mam.
 Więc też pod wieloma względami pan nie ma, to oczywiste. Chciałabym usłyszeć
o obu stronach medalu: tej dobrej i tej niedobrej.
 Znudziłoby to panią.
163
 Nie. Pan zapomina, że ja szalenie lubię badać fakty.
Nagle dla jakiejś zgoła dziwacznej przyczyny zapragnąłem popełnić tę największą
niedorzeczność, opowiedzieć Joan Terrill o sobie.
 Przedstawię pani obie strony medalu pokrótce  powiedziałem.  Jestem ma-
larzem. To jest szczęście. Nigdy nie chciałem na serio być kimkolwiek innym. Pragnę
malować portrety, ale malować je po swojemu. A to przeważnie ludziom nie odpowiada.
Niedobra strona medalu.
 Jakie portrety pan by malował?
 Same głowy. Na płótnie, ale wyglądałyby jak ze starego brązu. Zrobiłbym, na
przykład, pani portret tak, jak zrobiono by pani podobiznę w średniowieczu. Mogła-
by pani zobaczyć, jak by pani wyglądała w brązie czy w kamieniu na portalu jakiejś
katedry.
 Boże święty!  Rozwarła oczy szeroko.  Rozumiem, dlaczego ludziom może
to nie odpowiadać.
164
 W gruncie rzeczy pani nie rozumie. Pani uroda nic by nie ucierpiała. Te twarze
na galeriach chóru i w różnych zakątkach starych katedr to cudowne twarze, zrobione
na ogół o wiele lepiej niż pretensjonalne portrety olejne, którymi ludzie się zachwycają.
Parsknęła znowu śmiechem.
 Ja nie wierzę w tę pana niedobrą stronę medalu. Pan wie, czego pan chce. Ale
twarze z brązu! Jak się to stało, że pan wybrał sobie taką specjalność?
 Człowiek nie wybiera. Rozwija się w nim jakieś zainteresowanie i zaczyna, go
pochłaniać. Znam malarza, doskonałego malarza, który maluje koniki na karuzelach.
Robi to tak znakomicie, że wydobywa z nich indywidualność i znaczenie, czasami bar-
dzo dziwne znaczenie.
 Nie wiem, czy panu wierzyć  powiedziała.  Koniki na karuzelach?
 Pani nigdy tak naprawdę nie przyjrzała się żadnemu. %7ładnemu dobremu. Naj-
wspanialsze karuzelowe konie na świecie są niemieckie, tylko że już znikają. Ten mój
przyjaciel jezdzi po całych Niemczech, żeby je wyszukiwać. . . a jest Anglikiem, który
Niemców nienawidzi.
165
Nie o takich rzeczach rozmawia się zwykle z dziewczynami i sądząc z wyrazu jej
twarzy, ona za mną nie nadążała. Rozejrzała się po sali i znów spojrzała na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl